– No, mamy miejsce – oznajmił Robert.
Wielka toyota, wypełniona grubasami o bladych twarzach, wyjeżdżała tyłem z miejsca parkingowego na wprost nich. Robert czekał, dopóki kierowca nie wyprostował kół i nie odjechał.
– Popatrz na nich – powiedział i pociągnął kolejny łyk z butelki. – Ludzie z tłustymi dupami wkrótce opanują ziemię.
Wjechał na wolne miejsce i wyłączył silnik chevroleta.
– W porządku, Feely. Teraz przeniesiemy się do części ładunkowej i przeczekamy, dopóki nie minie burza. Mam nadzieję, że nie chce ci się sikać.
– Wytrzymam.
– Doskonale. To bardzo profesjonalna postawa.
Otworzyli tylne drzwi i szybko złożyli fotele w drugim rzędzie. Następnie wskoczyli do części ładunkowej. Robert zapalił małą kieszonkową latarkę i na moment oświetlił twarz Feely’ego.
– Całkiem tu przyjemnie, co?
– Tak – odparł Feely, chociaż czuł, że zaczyna mieć atak klaustrofobii.
– Mamy wodę, colę i ciasteczka. Możemy tu spędzić tyle czasu, ile tylko będziemy chcieli.
– A jeśli zaczną przeszukiwać wszystkie samochody?
– Uspokój się. Niby jak by mieli to zrobić? Przecież tu wjeżdża i wyjeżdża mnóstwo samochodów. Poza tym nawet im nie przyjdzie do głowy, że się tutaj schowaliśmy. Na pewno uznają, że postanowiliśmy odjechać jak najdalej od Mad Falls, prawda? Są bardzo przejrzyści, przewidywalni. Wiem, jak funkcjonują mózgi policjantów. Wszystko jest w nich przejrzyste.
Gdy Steve dotarł do blokady na autostradzie, korek sięgał już trzech albo czterech mil i musieli jechać środkiem jezdni z włączonym „kogutem”, od czasu do czasu torując sobie drogę syreną.
– Czy wciąż ich pani czuje? – spytał Sissy, siedzącą obok niego.
– Och, tak – odparła. – Są bardzo, bardzo blisko.
– Czuje się pani jak ogar na tropie? – zapytała Doreen z tylnego siedzenia.
Sissy odwróciła się i uśmiechnęła do niej.
– Moja droga, nie mam do pani pretensji o ten sceptycyzm. Ja sama z trudem potrafię wierzyć w swój dar. Jednak to, co odczuwam, jest tak silne, że nie sposób tego ignorować. To takie uczucie, jakbym koniecznie pragnęła zapalić papierosa, tyle że do kosmicznej potęgi.
– Nie palę – powiedziała Doreen.
– Ale je pani czekoladę, prawda?
Doreen nie odpowiedziała. Pochyliła się natomiast do Steve’a i mruknęła:
– A jeśli ich tutaj nie ma?
– Będziemy musieli szukać gdzie indziej, i tyle.
– Cieszę się, że to nie ja będę się musiała tłumaczyć podpułkownikowi Lynchowi.
Dojechali wreszcie do blokady i Steve zaparkował na poboczu. Podszedł do nich jakiś wąsaty policjant i wsunął głowę do samochodu.
– Witam państwa. Cholernie miły dzień. W sam raz na polowanie na ludzi.
– Jak przebiega akcja?
– Nic nadzwyczajnego nie znaleźliśmy. Jedynie dwójkę małolatów w nieubezpieczonym samochodzie. Aha, i kobietę w futrze… pod futrem nie miała zupełnie nic.
Sissy popatrzyła w kierunku wielkiego brązowego niedźwiedzia. To tam ciągnęła ją nieznana siła, i to o wiele mocniej niż do tej pory. Sprawiła, że jej serce zaczęło bić wolniej i znacznie ciężej, słyszała nawet w uszach szum własnej krwi.
– Detektywie Wintergreen, oni są tutaj.
– Tutaj? – zdziwił się Steve.
– Tak. Gdzieś na terenie supermarketu.
Policjant popatrzył na Steve’a i zrobił zdziwioną minę.
– Dobrze, sprawdzimy ten teren – powiedział Steve. – Być może będę potrzebował wsparcia, rozumiecie?
– Ma pan zamiar przeszukać supermarket?
– Tak. Zawiadomię was, jeśli będę potrzebował dodatkowych ludzi.
– Pan tutaj rządzi.
Wjechali na parking. Sissy nie czuła się tak od czasu, gdy odbyła przejażdżkę na wirującej karuzeli podczas targów w Danbury, kiedy miała piętnaście lat. Z trudem oddychała i odnosiła wrażenie, że jakaś siła wpycha ją w siedzenie samochodu.
– Nic pani nie jest, pani Sawyer? – zapytał Steve.
Sissy tylko pokręciła głową.
– Oni na pewno tutaj są, nie mam najmniejszej wątpliwości. Gdzieś na parkingu. Niech pan skręci w lewo.
– Która godzina? – zapytał Feely.
Robert skierował strumień światła z latarki na zegarek.
– Za kilka minut będzie południe – odparł.
– Chcę ci powiedzieć, że jestem ci wdzięczny za to, że mnie wtedy podwiozłeś. I za wszystko, co zrobiliśmy razem.
Przewracając się na drugi bok, Robert jęknął z bólu.
– Cóż, nie powiem, że cię niczego nie nauczyłem.
– Zamierzasz nadal strzelać do ludzi?
– Nie wiem, Feely. Zdarza się, że hierarchia wartości się zmienia, i to w najmniej spodziewanych chwilach. Nagle to, w co wierzyłeś, okazuje się zupełnie bezsensowne.
– Robert?
W samochodzie zapadła bardzo długa cisza. Robert znów włączył latarkę, potem ją wyłączył i znów – nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Feely’ego – włączył ją.
– Co jest, Feely?
– Nie wiem, jak to powiedzieć. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał.
– Mimo wszystko, powiedz, co masz do powiedzenia. Chyba wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, co?
– Widzisz, człowieku, po prostu chciałem powiedzieć, że cię kocham.
Robert wbił w niego spojrzenie i zrobił taką minę, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. Wreszcie się odezwał:
– Ja także cię kocham, Feely, ty zurramato.
Sissy machnęła prawą ręką.
– Stop! – zawołała.
Steve gwałtownie zatrzymał samochód i furgonetka jadąca za nimi niemal w nich uderzyła. Sissy z całej siły zacisnęła powieki.
– Co się dzieje? – zapytała Doreen ze zniecierpliwieniem.
– Są bardzo blisko. Czuję coś… czuję… Odwróciła głowę w bok i popatrzyła na Steve’a z wahaniem.
– Dobry Boże – powiedziała słabym głosem. – Poczułam miłość.
W ślimaczym tempie dotarli do rzędu G. Sissy miała okno po swojej stronie przez cały czas otwarte, mimo że śnieg nieprzyjemnie padał jej w twarz.
– Są bardzo blisko. Są naprawdę bardzo, bardzo blisko. Światła ich samochodu oświetliły brudnego ciemnobrązowego chevroleta caprice classic, model z drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Sissy dotknęła przedramienia Steve’a i skinęła głową w kierunku auta.
– Jest pani pewna?
– Detektywie, potrafię wyczuć miłość przez betonową ścianę.
– Dobrze, w porządku. Przyjrzyjmy się temu autu.
Steve minął chevroleta i zaparkował kilkadziesiąt metrów dalej.
– Niech pani tutaj zostanie – powiedział do Sissy. – Doreen i ja sprawdzimy ten pojazd.
Steve i Doreen wyciągnęli latarki, pistolety i powoli ruszyli w kierunku chevroleta. Wkrótce Sissy ujrzała, jak zaglądają do jego wnętrza.
– Ktoś zagląda do samochodu – wyszeptał Feely.
– Ciii… – szepnął Robert w ciemności.
Feely jednak poczuł, że przyjaciel prawie niedostrzegalnym ruchem chwycił karabin i odbezpieczył go. Powoli, bardzo powoli, wprowadził do magazynku dwa pociski.
Steve cofnął się kilka kroków.
– Tablica rejestracyjna z Connecticut. Sprawdźmy w drogówce, co nam powiedzą na temat tego auta – powiedział.
W tym samym momencie Doreen pociągnęła go za rękaw i wskazała na tył samochodu. W karoserii były wywiercone dwie okrągłe dziury, jedna nad drugą; unosiła się z nich para. Doreen chuchnęła parą z ust i jeszcze raz wskazała na samochód. Steve momentalnie zrozumiał, o co jej chodzi. Oddechy. Ktoś ukrywa się w bagażniku.
Steve odbezpieczył broń i stanął obok samochodu. Następnie uderzył otwartą dłonią w karoserię i krzyknął: – Policja stanowa! Natychmiast wychodźcie z samochodu, z rękami do góry, tak żebyśmy je widzieli!
Читать дальше