– Popatrz – powiedział znów. – Co sądzisz o tym dzieciątku?
Na kocu leżał czarny karabin z teleskopowym celownikiem i czarną matową kolbą.
– Wiesz, ile to kosztuje? Ponad dziesięć tysięcy dolarów. To karabin snajperski remington, model 700, kaliber.308. Właściwie należy do jednego z moich przyjaciół; chłopak nie wie, że mi go pożyczył. Wyjechał w interesach do Chin na całe dziewięć miesięcy.
– Nie potrafiłbym z tego strzelać – powiedział Feely, zgarniając śnieg z oczu.
– Co ty mi opowiadasz? Pewnie, że byś potrafił. To jest prawdziwe cacko. Wewnętrzny magazynek mieści pięć pocisków kalibru.308. Każdy należy ładować osobno, używając rygla. Robi się to bardzo powoli, ale nie o to chodzi. Pocisk wylatuje z lufy z prędkością 790 metrów na sekundę, a najwspanialsze jest to, że pocisk kaliber.308, przebiwszy ludzkie ciało, zachowuje jeszcze całkiem sporo energii. Po trafieniu w cel leci więc jeszcze ładnych kilkaset metrów, dzięki czemu policjanci mają później wielkie trudności z jego odnalezieniem. Poza tym skuteczność zatrzymania wynosi 99 procent. Wiesz, co to jest skuteczność zatrzymania? Z zatrzymaniem masz do czynienia wtedy, kiedy strzelasz do kogoś, kto cię atakuje. Albo kiedy trafiasz kogoś, kto ci ucieka, i ten przewraca się na ziemię, przebiegłszy dziesięć metrów. Taka jest techniczna policyjna definicja zatrzymania.
– Ale ja naprawdę nie mógłbym z tego strzelać.
– Nie?
– Kategorycznie nie.
– Nie wystarczy zwykłe nie, ale kategorycznie nie? – Na twarzy Roberta pojawił się filozoficzny wyraz. – Cóż, wszystko zależy od ciebie. Ja naprawdę nie mogę zrobić tego sam, mimo że uroczyście sobie przysiągłem, że codziennie, przez siedem dni w tygodniu, będę zabijał jedną szczęśliwą osobę. Tą ręką nie będę mógł utrzymać karabinu. Ale spójrzmy na ciebie? Każdy człowiek ma własny system wartości, prawda? Zabrałem cię z autostrady, kiedy zauważyłem, że stoisz w śnieżycy i prosisz o podwiezienie. Dlaczego to zrobiłem? Otóż dlatego, że taki już jestem. Czuję, że Bóg sprowadził mnie na ziemię, żebym pomagał bliźnim. Ale skoro ty teraz nie chcesz pomóc mnie, cóż, nie będę się z tobą sprzeczać. Tak jak powiedziałem, decyzja należy wyłącznie do ciebie.
– Nie zrozum mnie źle, Robercie – powiedział Feely. – Naprawdę doceniam to, że mnie podwiozłeś. Nawet nie wiesz, jak wielką czuję wdzięczność. Ale ty prosisz mnie, żebym zabił człowieka!
– O czym ty mówisz? Nikogo nie będziesz zabijał! Będziesz jedynie moim pełnomocnikiem, to wszystko. Będziesz rzeczywiście trzymał w rękach prawdziwy karabin, ale to ja będę strzelcem. Jeśli marionetka uderzy cię w głowę, nie będzie to wina marionetki, prawda? Nie walniesz za to w gębę marionetki, a jedynie faceta, który nią porusza, prawda?
Feely zrobił powątpiewającą minę. W gruncie rzeczy to właśnie czuł: wątpliwości. Śnieg padał na jego czarne kędzierzawe włosy, na rzęsy, a on stał bez ruchu, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić, co powiedzieć.
– Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nikt ciebie nie zobaczy. To jest piece de resistance.
Na tylnej pokrywie samochodu naklejony był gruby plaster, osłaniający dwie okrągłe dziury, wywiercone w metalu.
– Tylne siedzenia składa się w taki sposób, że możesz swobodnie położyć się na brzuchu w części ładunkowej. Żeby strzelić, trzeba wystawić lufę przez dolny otwór, mniej więcej na półtora centymetra. Celujesz przez górny otwór. Masz tyle czasu, ile tylko chcesz, by wycelować we właściwy obiekt, ponieważ nikt cię przy tym nie widzi, a kiedy już oddasz strzał, wystarczy, że spokojnie wstaniesz, ustawisz pionowo tylne siedzenie i szybko odjedziesz. Nikt nawet nie będzie miał pojęcia, że właśnie przed chwilą kogoś zastrzeliłeś.
– Sam nie wiem – mruknął Feely.
Wbrew rozsądkowi, jeżdżące stanowisko snajpera wywarło na nim spore wrażenie. Pomysł zaatakowania świata, który potraktował go tak źle, i to zaatakowania z pozycji leżącej, spoczywając wygodnie na poduszkach, jakoś do niego przemówił.
Robert objął go za ramiona.
– Decyzja należy do ciebie, Feely. Tak jak powiedziałem, różni ludzie wyznają różne systemy wartości. Kiedy postanowiłem cię podwieźć, wcale nie zadawałem sobie pytania, co otrzymam od tego faceta, to znaczy, od ciebie, w zamian. Tak jak ostatniej nocy… Podzieliłem się z tobą Serenity, prawda? Podzieliłem się z tobą kobietą, z którą właśnie się kochałem. I czy sądzisz, że zastanawiałem się wtedy, w jaki sposób odpłacisz mi za taką szczodrość? Oczywiście, że nie.
– Przepraszam cię, Robercie.
– Za co mnie przepraszasz? Przecież Serenity to się cholernie spodobało. Zresztą chyba nie robiła tego pierwszy raz we trójkę. Jak byś powiedział po kubańsku: jej się to bardzo spodobało?
– Nie wiem… Ella tiene furor uterino.
– Właśnie tak? Ella tiene furor uterino? Ona ma furiacką piczkę? Nadzwyczajnie! A jak powiesz: Serenity lubi być bzykana w pupę? Jak to powiesz?
– Serenity la gusta que le dar candela por le cula.
– Jeszcze lepiej! No więc jak będzie, Feely? Zrobisz to dla mnie czy nie?
Feely spojrzał na niego i w tym samym momencie, bez słów, Robert zrozumiał, że chłopak jednak się zdecydował. Puścił do niego oko, głośno cmoknął i zatrzasnął bagażnik.
– Chodźmy na kawę z jakąś porządną wkładką. Potem wyjedziemy w teren i znajdziemy jakąś szczęśliwą osobę. Co ty na to?
Przesłuchanie podejrzanego
Kiedy sprowadzono z celi Williama Haina, Steve stał w pokoju przesłuchań i patrzył przez okno. Śnieg pokrył już bielą cały parking, jednak poranek był tak szary, że wydawało się, jakby nadal trwała noc.
William Hain ubrany był w brudny zielono-biały sweter w wielki sześciokątny wzór oraz w znoszoną parę szarych lewisów. Był nie ogolony i śmierdział, jakby od dawna się nie mył.
– Usiądź – powiedział Steve.
William Hain usiadł, rozejrzał się po pomieszczeniu, zakaszlał i zaszurał nogami.
– Jesteś pewien, że nie chcesz, żeby przy przesłuchaniu obecny był adwokat? Masz do tego prawo.
William Hain potrząsnął głową.
– A po co mi adwokat? Przywłaszczyłem sobie furgonetkę i to wszystko, przyznałem się do tego. Nikogo jednak nie zabiłem.
– Twoją furgonetkę widziano naprzeciwko domu Mitchelsonów w czasie, kiedy zastrzelono Ellen Mitchelson. Stała dokładnie naprzeciwko tego domu, i to w taki sposób, że znajdowała się na linii strzału.
– Nie mam żadnej broni palnej. Nie można się znajdować na linii strzału, kiedy nie ma się broni.
– Przyznajesz jednak, że tam parkowałeś.
– Zaledwie trzy lub cztery minuty. Musiałem się wysikać.
– Pamiętasz, która to była godzina?
– Nie wiem. Ósma piętnaście albo coś koło tego.
– Co więc tam robiłeś? Zatrzymałeś auto, wyszczałeś się, i co dalej?
– Pojechałem do Danbury. Odbierałem kilka termitów z Paulie’s Aquarium.
– Termitów?
– Dokładnie. Rick Bristow sprezentował mi kilka dodatkowych reproduktorów z północnej Australii.
– A po co ci w domu dodatkowe reproduktory?
– Potrzebne są, jeśli król albo królowa termitów zdechną. Do tego czasu siedzą w piachu i czekają na swoją kolejkę.
– Rozumiem. O której więc dotarłeś do Paulie’s Aquarium?
– Mniej więcej… Jak sądzę, około dziewiątej trzydzieści.
– A ten Rick Bristow? Zaświadczy, że tam byłeś?
– Nie. Było zamknięte. Ani na drzwiach, ani na szybie nie było żadnej kartki. Pokręciłem się trochę i wróciłem samochodem do domu.
Читать дальше