– Możesz sobie być podobny do ojca, ale wewnątrz jesteś taki sam jak ja, prawda?
Trevor pokiwał głową. W jego oczach zabłysły łzy i Sissy nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo go za to kocha.
– Nie sądziłem… Nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek tak się poczuję. Odniosłem wrażenie, że pilnie gdzieś jestem potrzebny. Tak jakbym nagle stał się ważny dla ludzi, których w ogóle nie znam.
– Tak – powiedziała Sissy. – Taki właśnie się stałeś.
– Ale jak to możliwe? Chciałem prowadzić normalne życie, wiesz, opiekować się Jean i Jake’em, to wszystko.
– Trevor, wszyscy jesteśmy bardzo ważni dla ludzi, których nie znamy, ale niewiele osób czuje to tak mocno jak ty i ja. Z jakiegoś powodu właśnie ty i ja potrafimy odczuwać cudzą miłość albo cudze zdenerwowanie, dokładnie tak, jakbyśmy sami tego akurat doświadczali.
Trevor usiadł przy kuchennym stole.
– Nie wiem, co z tym zrobić. Ale nie mogę po prostu tego zignorować. Czuję się przez to jak alkoholik, który musi golnąć sobie kolejnego drinka.
Sissy bez słowa przeszła do salonu i po chwili powróciła z Le Cocher Sans Coeur. Położyła kartę na stole przed synem.
– Odkryłam ją wczoraj wieczorem. Karta wskazała mi, że zginie człowiek prowadzący pojazd, który się nie zatrzyma. Jeśli mamy szczęście, to się jeszcze nie wydarzyło, jednak jestem całkowicie przekonana, że się zdarzy.
Trevor otarł łzy.
– Co zamierzasz z tym zrobić?
– Myślę, że nadszedł czas, żeby porozmawiać z policją. Nie chciałam robić tego wczoraj, bo z pewnością pomyśleliby, że jestem jedynie żałosną starą idiotką, ale właśnie wczoraj, tak sądzę, znalazłam ludzi, którzy zastrzelili tę kobietę.
– Znalazłaś ich? Żartujesz!
– Nie mam na to żadnego dowodu, jedynie karty i to samo uczucie, które ogarnęło ciebie. Mieszkają w północnej części Canaan, po drugiej stronie torów kolejowych.
– Jesteś tego pewna?
– Jak mogę być pewna? Przecież z równym powodzeniem mogę być szaloną starą kobietą, która wymyśla jakieś bzdury. Ale jeśli przepowiednia jest prawdziwa i nie spróbuję tych ludzi powstrzymać, nigdy sobie tego nie wybaczę.
– W porządku. Zadzwonimy na policję.
– Nie – odparła Sissy. – Musimy porozmawiać z policjantami osobiście, i pokazać im tę kartę, żeby sami zobaczyli, co się szykuje.
Trevor spojrzał jej w oczy.
– Czy kiedy pierwszy raz zaznałaś tego uczucia, byłaś w tym wieku co ja teraz? A może zawsze to w sobie miałaś? – zapytał.
– W pewnym sensie zawsze. Pamiętam, jak płakałam, kiedy byłam małą dziewczynką, ponieważ wiedziałam, że ktoś jest bardzo smutny, a przeważnie nie wiedziałam, kto to taki. I zawsze czułam, kiedy dwoje ludzi naprawdę się kocha, nawet jeśli udawali, że to nieprawda. Ale…
Wyciągnęła papierosa i zapaliła go. Trevor nic nie powiedział, nie próbował jej powstrzymać.
– Ale muszę powiedzieć, że dopiero kiedy spotkałam twojego ojca, zaczęłam rozwijać swój talent: nauczyłem się trafnie przepowiadać przyszłość. To twój ojciec nauczył mnie i wbił mi do głowy, że nigdy nie powinnam być zapatrzoną w siebie egoistką. Sprawił, że inaczej spojrzałam na ludzi, zaczęłam zastanawiać się nad ich uczuciami i przestałam koncentrować się jedynie na tym, co jest najlepsze dla mnie.
– Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić ciebie jako egoistki.
– Och, uwierz mi, tak właśnie było. Nie troszczyłam się o niego i o nic, jeśli tylko mnie samej dobrze się wiodło. Zdążyłam skrzywdzić mnóstwo ludzi. Ale cóż, większość z nich już nie żyje, a inni… Pewnie tego nie pamiętają. Twój ojciec nauczył mnie jednej ważnej rzeczy: jeśli kiedykolwiek postąpisz wobec kogoś źle, ten ktoś być może o tym zapomni, ty natomiast nie zapomnisz o tym nigdy.
Trevor wstał.
– Chodźmy już więc. Jeśli przepowiednia ma się sprawdzić, im szybciej zawiadomimy policję, tym lepiej.
– Zawieziesz mnie do nich?
– Powiedziałem ci, mamo. Muszę to zrobić.
Sissy włożyła futro i wielki futrzany kapelusz, a wokół szyi przewiązała długi zielony szal z angory. Trevor pomógł jej wsiąść do land cruisera i natychmiast ruszyli lekko pochyłym wiejskim traktem w kierunku drogi numer 7. Poranek wyglądał tak, jakby oglądali go na czarno-białej fotografii. Śnieg był czysty i suchy, ale na masce samochodu topił się w małe grudki.
– Nie sądzisz, że powinieneś zatelefonować do Jean? – zapytała Sissy.
– Później do niej zadzwonię. Właściwie to nie chciała, żebym dzisiaj do ciebie jechał.
– Rozumiem. – Sissy przez chwilę milczała. Odezwała się, kiedy dojechali do głównej drogi. – Trevor, zaręczam ci, że nie zwariowałeś.
Trevor popatrzył na nią z powagą,
– Wiem, mamo. I to właśnie najbardziej mnie przeraża.
Mocniej nadepnął na pedał gazu i pomknęli w kierunku Canaan, autostradą tak pustą, że zdawało się im, iż są jedynymi ludźmi, którzy jeszcze pozostali na świecie.
Feely był jeszcze w łazience, kiedy usłyszał dźwięk klaksonu, dobiegający sprzed domu. Nie zareagował; siedział na sedesie, czytając jakąś książkę z pozadzieranymi rogami, którą znalazł na parapecie. Po chwili jednak klakson rozległ się znowu i Feely nie mógł już mieć wątpliwości, że to Robert go wzywa.
Szybko skończył i podciągnął spodnie. Starannie spłukał toaletę. Właśnie niespłukiwanie toalety najbardziej denerwowało go u Brunona. Bruno zawsze pozostawiał swoje gówna na wierzchu, by następni użytkownicy sedesu mogli je sobie dokładnie obejrzeć.
– Feely! – zawołała Serenity ze swojej sypialni. – Robert cię wzywa!
Zbiegając ze schodów, Feely omal nie upadł, przydepnąwszy zbyt długą nogawkę pożyczonych drelichowych spodni. W hallu szybko włożył buty i otworzył frontowe drzwi. W mroźnym powietrzu każdy oddech błyskawicznie zamieniał się w parę, dlatego stojący przed drzwiami Robert wyglądał jak czarodziej, otoczony magicznym obłokiem.
– Do diabła, gdzie się podziewałeś? – zganił Feely’ego. – Robię, co mogę, żeby nikt mnie tutaj nie zobaczył. Jestem duchem, zapamiętaj. Tymczasem z twojego powodu musiałem pobudzić całe sąsiedztwo.
– Mogłeś zakołatać do drzwi.
– Sądzisz, że kiedykolwiek dotknę tej kołatki? Kołatki przynoszą pecha. A może nie wierzysz w pecha? – Uniósł przed oczy grubo obandażowaną rękę. – To jest właśnie pech. Chyba wdało się zakażenie, co oznacza, że wkrótce opuszczę ten świat z powodu posocznicy. Wtedy wszyscy dostaną ode mnie to, co im się słusznie należy. Tobie, Feely, zostawię moją kolekcję płyt kompaktowych.
– W porządku, chociaż nie przepadam za Bobem Dylanem.
– To dlatego, że się urodziłeś w złym czasie. Nie wspomnę już, że także w złym miejscu. To odwieczny problem niemowląt, nie mają najmniejszego wpływu na to, kiedy i gdzie się urodzą. Wyskakuje taki z ciepłego brzuszka mamusi i nawet jeśli mu się nie podoba to, co za chwilę zobaczy, nie ma już żadnego odwrotu. Chodź tutaj.
Skinął na Feely’ego i podprowadził go do tylnej części samochodu. Kilkoma krótkimi ruchami ręki, zgiętej w łokciu, zgarnął śnieg z karoserii i otworzył tylną klapę.
– Popatrz. Co o tym myślisz?
Furgonetka, a właściwie jej część ładunkowa, wyłożona była w środku najróżniejszymi poduszkami, od satynowych poprzez brokatowe, aż po zwykłe poduszki wypełnione pianką, takie, jakimi mości się twarde krzesła. W kącie leżał także zwykły koc, starannie zrolowany. Robert rozwinął go.
Читать дальше