– Zdaje się, że zapomniał mi pan powiedzieć o prawie do adwokata – zauważył William Hain, kiedy samochód ruszył.
Na posterunku w Litchfield Steve zostawił Doreen, żeby spisała dane Williama Haina, a sam poszedł na górę, żeby zobaczyć, co się dzieje z Alanem.
Chodził po drugim piętrze tak długo, dopóki nie znalazł syna w pokoju przesłuchań z Rogerem Prendervalem. Otworzył szeroko drzwi i powiedział.
– Cześć. Przepraszam, że to trwało tak długo.
– Steve. – Roger wstał.
Znali się ze Steve’em już od szkoły średniej. Roger był niski, krępy i już całkiem siwy. Zawsze nosił śmieszną małą muszkę zamiast krawata, jednak zawsze też sprawiał wrażenie, że jeśli kogoś uderzy, to uderzy bardzo mocno.
– Cześć, Roger. Dzięki, że trochę z nim pobyłeś.
– Nie ma problemu. Przynajmniej tyle mogłem dla was zrobić. Jak ci poszło? Dorwałeś faceta?
– Już go mamy. Nie jestem pewien, czy to o niego nam chodzi, ale tego przynajmniej mamy.
Twarz Alana była blada, pokryta plamami, a włosy zmierzwione. Przy jego koszuli brakowało kilku guzików, naderwany był też rękaw bluzy. Wzrok miał wbity w kosz na śmieci, a jedyną jego reakcją, która świadczyła o tym, że zauważył wejście ojca, było głośne lekceważące prychnięcie.
– Alan? – odezwał się do niego Steve. Syn nadal go ignorował. – Wszystko w porządku, stary? Powiesz mi, co się wydarzyło?
Alan milczał, ale pociągnął nosem i zaszurał nogami. Steve popatrzył na Rogera i zapytał go:
– Jaka jest sytuacja? Czy Kessnerowie podtrzymują oskarżenie?
Roger pokiwał głową.
– Pan Kessner twierdzi, że to było usiłowanie gwałtu.
– I co ty na to? – Steve zapytał Alana. Alan wzruszył ramionami.
– Daj spokój, Alan, ta dziewczyna z pewnością sama zaprosiła cię do domu. Czy spotykaliście się już wcześniej?
– To zależy, co masz na myśli, mówiąc „spotykaliście się”.
– Wychodziliście gdzieś razem? Uprawialiście seks?
– Dzisiaj był pierwszy raz.
– W porządku, ale zaprosiła cię do domu. Co było potem?
Alan znowu wzruszył ramionami.
– Próbuję ci pomóc, synu – powiedział Steve. – Nie będę mógł nic zrobić, jeśli nie powiesz mi, co się wydarzyło.
– Próbowałem dostać się do jej majtek, rozumiesz? Usatysfakcjonowany?
– W porządku, ale czy ona ci na to pozwoliła czy nie? Powiedziała, że sobie nie życzy?
– Nie wiem, nie pamiętam. Dlaczego cię to obchodzi?
Steve pociągnął za krzesło i usiadł obok niego.
– Paliłeś trawkę?
– O, mój Boże! – zawołał Alan. Odwrócił głowę i rzucił ojcu drwiące spojrzenie. – A jeśli tak, to co? Także o to mnie oskarżysz?
– Alan, na miłość boską, to poważna sprawa. Grozi ci od pięciu do piętnastu lat więzienia.
– Tato, paliłem trawę i Kelly też paliła trawę. Poszliśmy na górę, do jej sypialni, i powiedziałem jej, że już najwyższy czas, żebyśmy się fizycznie połączyli. Rozumiesz, kij do dziury. Dokładnie to próbowałem zrobić, kiedy wrócili jej rodzice, stanowczo za wcześnie. Próbowałem uciec, ale pan Kessner złapał mnie w kuchni, i to bez spodni. To znaczy, to ja nie miałem spodni, a nie on. – Znów pociągnął nosem, po czym zapytał: – Zadowolony?
– Nie, wręcz przeciwnie, jestem cholernie niezadowolony. Muszę się dowiedzieć, i to od ciebie, czy Kelly była chętna, czy w którymś momencie tej zabawy powiedziała, że sobie tego nie życzy.
– Nie pamiętam, rozumiesz? Mogła tak powiedzieć, ale mogła też nie powiedzieć.
– Alan, do cholery, w jaki sposób mam ci pomóc, skoro ty nie chcesz pomóc sam sobie?
Alan energicznie pokręcił głową.
– A czy nie przyszło ci do głowy, że ja nie chcę twojej pomocy? Bo w gruncie rzeczy to nie ja cię interesuję, lecz twoja własna osoba. Po prostu nie chcesz o tym przeczytać w gazetach, taka jest prawda. „Syn zasłużonego policjanta uwięziony za ściągnięcie przezroczystych turkusowych majtek z pupy protestującej przeciwko temu córki filara naszej społeczności”.
Steve wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić.
– Posłuchaj mnie, Alan…
– A niby dlaczego?
– Powiedziałem, posłuchaj! Od pewnego czasu nie układało się pomiędzy nami najlepiej. Nie zamierzam udawać, że było inaczej. Ale ojciec i syn czasami kruszą kopie, to zupełnie naturalne. To zwyczajna część procesu dorastania. Spróbujmy jednak uznać, że ten proces już się u ciebie zakończył i możemy porozmawiać rozsądnie, dobrze? Chyba nie chcesz zostać skazany za napaść seksualną, dobrze rozumuję? Jeżeli coś takiego się stanie, będzie się to za tobą wlokło już do końca twojego życia.
– I twojego także – odburknął Alan.
– O czym ty mówisz?
– Nie rozumiesz tego, idioto? Jeśli zostanę uznany za winnego, wszyscy będą wiedzieli, kogo należy za to winić. Ciebie! Ciebie, ponieważ jesteś marnym ojcem i hipokrytą. Łazisz i osądzasz ludzi, jakbyś był Bogiem, a kim jesteś tak naprawdę? Nudnym, starym zrzędą, przegranym człowiekiem!
Steve uniósł prawą rękę, ale Alan wskazał na czerwoną szramę na swoim policzku i wyszczerzył zęby.
– Nie potrafisz inaczej rozmawiać, co, tato? Jeśli ktoś cię zdenerwuje, po prostu bijesz. Bardzo komunikatywne.
Steve popatrzył na Rogera, którego mina mówiła: „Daj spokój”. Steve wstał i odepchnął krzesło.
– Pomyśl o tym, co ci powiedziałem – powiedział do syna. – Jeśli zechcesz ze mną porozmawiać, będę tutaj przez większą część nocy.
Alan potrząsnął głową, jakby właśnie usłyszał najbardziej beznadziejne żałosne słowa, jakie kiedykolwiek do niego skierowano. Steve wiedział, że syn źle o nim myśli, i bardzo się starał zrozumieć, dlaczego ocenia go aż tak niesprawiedliwie. Na chwilę przywołał z pamięci sylwetkę własnego ojca i zastanawiał się, czy on też patrzył na niego z taką złością, odrazą i beznadzieją.
Feely śnił, że znowu jest w rodzinnym mieszkaniu przy Sto Jedenastej Ulicy. Było nieznośnie cicho i zimno, przez brudne okna widać było padający śnieg. Miał wrażenie, że wydarzyło się coś bardzo złego, nie miał jednak pojęcia co.
Przeszedł z kuchni do salonu. Nikogo tam nie było. Krzesło o trzech nogach, na którym zwykle siedział Bruno, było puste. Świeczki, ustawione wokół ołtarzyka matki, już dawno się wypaliły.
– Jest tu kto? – zawołał, ale na jego głos nie odpowiedziało nawet echo.
Jednak po chwili, zupełnie niespodziewanie, usłyszał odgłos spłukiwanej toalety. Odwrócił się i zobaczył, że z łazienki wynurza się Bruno z gazetą w ręce. Beżowe szelki luźno zwisały mu z paska. Kiedy podniósł głowę, Feely zauważył, że jego oczodoły są puste, a jego twarz jest zaledwie lśniącą maską śmierci.
– Feely – zaskrzeczał Bruno.
– Aaaaaach! Aaaaaaaach! – zawołał Feely.
– Jezu Chryste! – przeląkł się Robert. – Wrzasnąłeś mi prosto do ucha.
Feely usiadł, ciężko dysząc. W pierwszej chwili nie mógł się zorientować, gdzie jest, ale kiedy rozejrzał się dookoła, ujrzał różową tapetę na ścianach i małe krzesełko, obite na różowo, stojące przed niewielką toaletką, natychmiast zdał sobie sprawę, że znajduje się w gościnnej sypialni w domu Serenity. W łóżku. Z Robertem. Po Serenity nie było ani śladu.
Robert przetoczył się na plecy, popatrzył w sufit i cicho jęknął. Następnie uniósł lewą rękę i popatrzył na nią – Odrąbanych palców nie było, a plaster przesiąknięty był krwią.
Читать дальше