– Tak mi przykro… musisz być wstrząśnięty.
– „Wstrząśnięty” to niewłaściwe słowo. Jestem przerażony. A mój kot… Cokolwiek to było, zabiło mojego kota.
Panna Neagle pociągnęła nosem, zupełnie jak kiedyś pani Vaizey.
– Wciąż jeszcze to czuję – powiedziała po chwili.
Jim także pociągnął nosem, lecz wyczuł jedynie zapach kawy Folger’s, rozsypanej po całej kuchni.
– To miało jakiś zapach? – zapytał.
– Nie, to nie jest prawdziwy zapach… raczej duchowy aromat. Czasem, gdy stoję przy kimś, kto zrobił coś bardzo złego, wyczuwam okropny odór, jakby gnijącego mięsa. A kiedy stykam się z ludzkim szczęściem, czuję zapach kwiatów.
– Więc jak to coś pachnie? – Jim ponownie pociągnął nosem.
– Jak zwierzę, nie jest zwierzęciem. Ma silną, choć piżmową woń, podobną do woni niedźwiedzia. Czuję też jego aurę. Jest wściekłe, niemal oszalałe z wściekłości. Nie sądzę, by ktoś zdołał je powstrzymać. Gdyby było trzeba, przebiłoby się nawet przez ceglany mur, żeby się do ciebie dobrać. – Przerwała, zmarszczyła czoło i dodała: – A jednak, hmmm, a jednak…
– A jednak co?
– Nie wiem. Wyczuwam coś jeszcze. Być może jakąś dezorientację…
– Dezorientację? Nie miało żadnych problemów z rozwaleniem całego mojego dobytku. Podarło nawet moją piżamę.
Panna Neagle spojrzała na niego unosząc jedną brew i teraz wyglądała zupełnie jak panna Neagle, nie pani Vaizey.
– Och… nie wiedziałam, że sypiasz w piżamie.
– Już nie – odparł ponuro Jim.
W tej samej chwili wreszcie go połączono. Porucznik Harris robił wrażenie człowieka przegrywającego walkę z katarem.
– Tu Harris. Jaki ma pan problem, panie Rook?
– Ktoś właśnie zdemolował moje mieszkanie, tak samo tak przedtem szatnię w West Grove.
– Poniósł pan duże straty?
– Zabili mojego kota i zniszczyli wszystko, co posiadam. Meble, książki, obrazy…
– Czy ktoś z sąsiadów zauważył cokolwiek podejrzanego?
– Chyba nie, ale może to i lepiej. Ktokolwiek to zrobił, potrafi wydrzeć płuca z piersi za jednym zamachem.
– Dlaczego uważa pan, że to ta sama osoba, która zdemolowała szatnię?
– Zostały bardzo podobne ślady. Poza tym kto jeszcze ma dość siły, by wyrwać z zawiasów drzwi zamrażarki?
– Proszę posłuchać – powiedział porucznik Harris. – Chciałbym, żeby pan niczego nie dotykał. Poślę do pana wóz patrolowy, a sam będę tam za dwadzieścia minut.
Jim odłożył słuchawkę. Panna Neagle kręciła się po mieszkaniu z rękoma rozłożonymi na boki.
– Co jeszcze wyczuwasz? – zapytał Jim.
– Nie rozumiem tego. Czuję psa i niedźwiedzia. Dwa wyraźnie odrębne aromaty duchowe.
– Co to za różnica, ile zwierząt przyszło do mojego mieszkania i obróciło je w perzynę?
– Zasadnicza, Jim… Jedno z nich jest bardzo potężne i zdecydowane, lecz to drugie jak gdyby toczyło wewnętrzną walkę z samym sobą. To właśnie ta dezorientacja, o której ci wspominałam.
– Nic z tego nie rozumiem – mruknął Jim. – Chyba poczekam na gliniarzy na zewnątrz.
Kiedy próbował wyminąć pannę Neagle, złapała go za rękę i powiedziała:
– Zapach psa dochodzi z bardzo daleka… setki mil stąd. Musi być niezwykle silny, skoro daje się go wyczuć z takiej odległości. Niedźwiedź jest bardzo niebezpieczny, ale to psa powinieneś się wystrzegać.
Jim rozejrzał się po swoim zdemolowanym mieszkaniu.
– Więc uważasz, że to, co się stało, nie jest jeszcze takie najgorsze? Nie mówiąc już o tym, że pozostało mi podobno mniej niż trzy i pół dnia życia?
– Zdarzy się coś jeszcze gorszego, uwierz mi. – Panna Neagle spojrzała mu w oczy i nie było to jej spojrzenie, ale spojrzenie pani Vaizey. – Nawet nie wyobrażasz sobie, co to „coś” może z tobą zrobić, Jim. Te stworzenia potrafią zawładnąć twoim duchem równie łatwo jak ciałem. Kiedy umrzesz, spodziewasz się dołączyć do swoich rodziców i do tych, których kochałeś, prawda? Spodziewasz się powrócić do starych, znajomych miejsc, w których bawiłeś się jako chłopiec? Ale jeżeli oddasz swoją duszę tym bestiom, czeka cię tylko ból i ciemność. Istnieje życie po śmierci, jeśli jednak dasz się złapać tym potworom, będziesz tego gorzko żałował.
Jim spędził noc na kanapie w domu George’a Babourisa. George miał wielki brzuch, czarną brodę i uwielbiał bałagan. W salonie poniewierały się stare trampki, brudne koszule i puste kartony po pizzy oraz sterty książek i prace domowe uczniów. Wyglądało to niewiele lepiej niż w mieszkaniu Jima.
Kiedy tylko zaczęło świtać, George wstał i pomaszerował do kuchni w koszulce z Homerem Simpsonem i luźnych szortach, drapiąc się po tyłku i kopcąc papierosa. Jim posłał mu mętne spojrzenie z kanapy i zapytał:
– Na miłość boską, George, która to godzina?
– Piąta trzydzieści. Zawsze wstaję o piątej trzydzieści. Mam dzięki temu trochę czasu na sprawy nie związane ze szkołą.
– Piąta trzydzieści! Cholera, to jeszcze prawie dzień wczorajszy!
– Owszem, ale pomyśl tylko, ile możesz przez to osiągnąć. Piszę teraz książkę. Każdego rana jestem w stanie napisać dwie, trzy strony, zanim zacznę wbijać do tych ptasich móżdżków podstawy prawa Newtona. Sam zobacz – powiedział, podając Jimowi garść wygniecionych, poplamionych kawą kartek.
Jim przetarł oczy i zerknął na tytuł: „Lutnia Apollina: historia muzyki greckiej”. Oddał kartki George’owi bez słowa komentarza.
– Poszedłem do biblioteki i stwierdziłem, że nikt jeszcze nie opublikował książki poświęconej greckiej muzyce kawiarnianej, więc pomyślałem sobie, że sam wypełnię tę lukę – oświadczył George. – Będę sławny! Może nawet wybiorą mnie na prezydenta Grecji?
Jim ubrał się i wyszedł do szkoły godzinę wcześniej niż zwykle, bo George zaczął sobie smażyć śniadanie złożone z ziemniaków i wołowiny z puszki, co wypełniło całe mieszkanie tłustym dymem, a potem uparł się, by zagrać nieco muzyki bouzouki, by Jim sam się przekonał, ile w niej słońca, morza i kraju, w którym mężczyźni są mężczyznami i mają owłosione piersi, a kobiety wykonują za nich większość pracy.
Siedział teraz sam w klasie, poprawiając prace domowe, a wokół niego wirowały w słońcu drobiny kurzu. Rzucił palenie siedem lat temu, ale nagle poczuł ogromną chęć na papierosa. Zlecił klasie sporządzenie krytycznej analizy „Wyspy skarbów”. Mark Foley napisał: „Długi John Silver był ruwnym facetem z jedną nogą, pżywódcą piratów. Chce zakosić cały skarb ale Jim Hawkins go powstrzymuje. Powinien zabić Jima Hawkinsa ale byli sobie bliscy, tak jak łojciec i syn”.
Jima zawsze zastanawiało to, że nawet jego najmniej zdolni uczniowie bezbłędnie docierali prosto do sedna. Ignorowali akcję opowieści i przechodzili od razu do jej przesłania. Beattie McCordic, która wszystko zawsze interpretowała z radykalnie feministycznego punktu widzenia, napisała: „W»Wyspie«nie ma żadnych kobiet-piratów, co jest idiotyczne, bo w rzeczywistości było ich mnóstwo, niektóre kompletnie odlotowe”. Ale potem dodała: „Nie oznacza to, że powieść jest antyfeministyczna. Zachowanie Jima Hawkinsa przez cały czas zdeterminowane jest postawą jego matki, kobiety cichej, lecz silnej i moralnej. W książce występują dwie kluczowe postaci: Długi John Silver i matka Jima Hawkinsa, chociaż matka Jima pojawia się jedynie na początku i na końcu powieści”.
Po dwóch czy trzech pracach odwrócił się w stronę okna i pomyślał o swojej kotce. Poczuł taki gniew i smutek, że niemal zapłakał. W tym momencie ujrzał zajeżdżającego na parking granatowego chevroleta caprice, z którego wysiadł porucznik Harris. Policjant założył ciemne okulary, przyczesał włosy, wygładził płaszcz i ruszył w stronę szkoły.
Читать дальше