Przez długi czas siedział wpatrując się w zapiski i próbując znaleźć w nich jakiś sens. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na swoich uczniów. Mozolili się nad zadaniem, które im zadał, ale zauważył, że w wielu zeszytach było nie więcej niż dwie, trzy linijki. Niemniej jednak, jak na drugą klasę specjalną, nawet dwie czy trzy linijki stanowiły nie lada osiągnięcie. Szczególnie natchniony wydawał się Russell – a może najbardziej wstrząśnięty – bo zapełnił już jedną kartkę i zabierał się do następnej, przygryzając nerwowo język.
Kiedy Jim spojrzał w kierunku Catherine, zobaczył, że dziewczyna wcale nie pisze. Siedziała wyprostowana z odchyloną do tyłu głową, wpatrując się w sufit. Na jej twarzy malował się błogi uśmiech. Po chwili zaczęła kiwać głową na boki. Jest w szoku, pomyślał Jim i poderwał się, odpychając krzesło tak gwałtownie, że przewróciło się na podłogę z głośnym trzaskiem. Uczniowie spojrzeli na niego, więc uniósł ręce i powiedział:
– Wszystko w porządku. Wracajcie do pracy.
Podszedł do stolika Catherine i stanął nad nią.
– Catherine, jak się czujesz? Może wyjdziesz na parę minut? Świeże powietrze dobrze by ci zrobiło.
Kiedy nie odpowiedziała, ostrożnie pochylił się i dotknął jej ramienia:
– Catherine, może byś poszła do pielęgniarki?
Dziewczyna powoli odwróciła głowę. Gdy spojrzała na Jima, poczuł irracjonalne ukłucie strachu i odruchowo cofnął się o krok. Jej spojrzenie było zupełnie bez wyrazu, jak gdyby nie wiedziała nawet, kim ani czym jest. Nikt nigdy jeszcze tak na niego nie patrzył i Jim nie wiedział, jak powinien zareagować.
– Wszystko w porządku, panie Rook – zapewniła go Catherine niemal niesłyszalnym szeptem. – Nie potrzebuję pielęgniarki. Nic mi nie jest.
– Może powinnaś jednak wrócić do domu? To się zdarzyło dopiero wczoraj. Szok może potrwać dni, tygodnie, a nawet i lata.
– Chcę tu zostać – odparła z naciskiem. – Proszę, panie Rook. Wolałabym tu zostać.
– W porządku. Ale jeżeli zacznie ci się kręcić w głowie czy coś takiego…
– Muszę tu zostać – syknęła. – Nie rozumie pan? Muszę tu zostać!
– Oczywiście – odparł, unosząc obie ręce na znak kapitulacji. – Skoro chcesz tu zostać, zostań. Mnie to nie przeszkadza.
Catherine nie odrywała od niego wzroku, gdy wycofywał się między ławkami. Usiadł za biurkiem i posłał w jej stronę ostatnie zatroskane spojrzenie. Wciąż była w szoku, nie było co do tego wątpliwości, ale nie chciał dodatkowo jej denerwować ani zakłócać przebiegu zajęć. Później zamieni z nią parę słów na osobności.
Wrócił do rozwiązywania swojej zagadki. Dwóch przyjaciół. Kto? Nie dostrzegł kropli krwi, która pojawiła się między zaciśniętymi wargami Catherine, stoczyła się po jej podbródku i skapnęła na zeszyt, pozostawiając na papierze małą czerwoną plamkę.
Dziewczyna wytarła usta wierzchem dłoni, a potem uniosła głowę i znowu zaczęła wpatrywać się w sufit spojrzeniem pozbawionym wyrazu, jakby wsłuchiwała się w wiadomość pochodzącą z dalekiej przeszłości.
Kiedy Jim wychodził ze szkoły o czwartej po południu, ujrzał Catherine czekającą nieopodal parkingu z opuszczoną głową i długimi włosami targanymi ciepłym wiatrem. Podszedł do niej i zapytał:
– Czekasz na braci?
Skinęła głową, ale nawet na niego nie spojrzała.
.- Catherine, przeżywasz teraz ciężkie chwile – powiedział Jim. – Nie musisz wracać do szkoły, dopóki nie będziesz gotowa. Może powinnaś porozmawiać ze swoim lekarzem albo ze szkolnym psychologiem? Byłaś już kiedyś u Naomi? Może wygląda trochę ekscentrycznie z tą swoją fryzurą na jeża, ale potrafi słuchać i jest najzupełniej normalna. Pewnie powie ci, że twoim problemem jest wysublimowane poczucie winy czy coś w tym rodzaju.
Catherine uniosła głowę. Łzy spływały jej po twarzy, mokre kosmyki włosów przylepiły się do policzków.
– A jeżeli to naprawdę jest moja wina?
– Jakim sposobem? Tylko dlatego, że jako ostatnia widziałaś Martina żywego?
– Chciał ze mną zostać. Chciał się ze mną przespać. A ja mu odmówiłam.
– I co to niby ma oznaczać? Że gdybyś mu pozwoliła zostać, nie wróciłby na plażę i nie zginąłby?
– Nie wiedziałam, co robić. Gdybym pozwoliła mu zostać, a Paul i Szara Chmura dowiedzieliby się o tym…
– Catherine, jesteś już pełnoletnia. Gdybyś chciała spędzić tę noc z Martinem, Paul i Szara Chmura nie mogliby ci tego zabronić.
Potrząsnęła głową. Włosy opadły jej na twarz, a oczy błyszczały od łez.
– Nie możesz pozwolić braciom, by kierowali twoim życiem – dodał Jim. – W porządku, rodzina to rodzina. Wierzą, że tak jest dla ciebie najlepiej i że Navajo powinni zachować czystość rasową. Ale spójrz na mnie. Mam w sobie krew niemiecką, szkocką i węgierską. Możesz należeć do plemienia Navajo, przede wszystkim jednak jesteś sobą i tylko ty decydujesz, co jest dla ciebie najlepsze.
– Nie w tym rzecz – odparła Catherine. – Gdyby Paul i Szara Chmura przyłapali nas razem, obiliby Martina, jestem tego pewna. Za każdym razem, gdy zbliżyłam się do kogoś, przepędzali go albo zastraszali. Martin był pierwszym chłopakiem, który nie dał sobą pomiatać. Gdyby doszło między nami do czegoś poważniejszego… sama nie wiem. Bardzo się bałam. To dlatego nie wpuściłam Martina do domu.
– Skąd miałaś wiedzieć, co się stanie? – zapytał Jim. – Robiłaś wszystko, by go ochronić.
Podniosła głowę, łzy znowu popłynęły po jej policzkach. Jim sięgnął do kieszeni płaszcza po paczkę papierowych chusteczek. Wyciągnął jedną z nich i osuszył jej oczy.
– Zabiłam go – powiedziała głosem zdławionym bólem. – Nie powinnam była z nim chodzić. Nie powinnam była się w nim zakochiwać.
– Ależ Catherine, nie zabiłaś go. Miał pecha, to wszystko. Każdy wie, że plaża w nocy może być niebezpiecznym miejscem.
Ponownie otarł jej oczy i nagle usłyszał warkot ośmiocylindrowego silnika. Na parking zajechał czarny firebird jej braci, zatrzymując się tuż za nimi. Paul i Szara Chmura w czarnych dżinsach i okularach przeciwsłonecznych podeszli do Catherine i stanęli po jej bokach.
– Proszę, proszę, bracia Cheeryble – mruknął Jim. Była to aluzja do dwóch postaci z „Nicholasa Nickleby”.
– Że co? – syknął Szara Chmura zdejmując okulary.
– Nie wysilaj się. Nie oczekuję od ciebie znajomości Dickensa.
– Dickensa? To sieć moteli dla takich jak ty? – zapytał ironicznie Szara Chmura.
– Masz osobliwe poczucie humoru – stwierdził Jim.
– Catherine przychodzi tu po wiedzę, chłopie – wtrącił się Paul, podchodząc do niego. – Podrywacze jej niepotrzebni. A już najmniej potrzeba jej cywilizacyjnej indoktrynacji białych ludzi.
– Wybór sposobu spędzania wolnego czasu zależy tylko od niej, zgodzicie się chyba?
– Nie, raczej nie. Na twoim miejscu ograniczyłbym się do nauczania angielskiego i nie wtrącał się do jej życia, jasne?
– A jeśli nie, to co?
– Pamiętaj, co spotkało twojego kapitana futbolistów.
– To groźba? – spytał Jim.
Szara Chmura pokręcił głową.
– Skądże znowu. To jedynie przepowiednia, tak jak to, co powiedzieliśmy Martinowi Amato.
Tego samego wieczoru Jim zabrał Susan do St Mark’s na Windward Avenue. Lubił ten zatłoczony, gwarny lokal, w którym posiłek nie kosztował więcej niż trzydzieści dolarów od osoby, jeśli oczywiście nie przesadzało się z winem. Usiedli przy małym stoliku w rogu sali, próbując rozmawiać, podczas gdy King Jerry and the Screamers prezentowali ogłuszającą wersję „Domu wschodzącego słońca”.
Читать дальше