Zawahał się, mięśnie twarzy wokół ust zadrgały, jak gdyby usiłował przełknąć szczególnie niestrawną chrząstkę. Do oczu nabiegły mu łzy.
– Nie chciała go oddać. Pierwszy raz otwarcie mi się sprzeciwiła. Następnego dnia znaleziono ją przy autostradzie, rozerwaną na strzępy. Policja orzekła, że musiała wpaść pod rozpędzoną ciężarówkę podczas próby przejścia przez autostradę.
– Bardzo mi przykro – powiedział Jim.
– Niepotrzebnie. Nie znał jej pan, a poza tym upłynęło już sporo czasu od tego wydarzenia.
– Chyba nie myśli pan poważnie, że miało to jakiś związek z naszyjnikiem?
– Nie sądzę, bym kiedykolwiek poznał prawdę, panie Rook. Ale te naszyjniki nie są jedynie ozdobami. To identyfikatory. Myślę, że stanowią znaczniki informujące Lęk o tym, którzy ludzie zostali oczyszczeni, a którzy nie.
Jim nagle przypomniał sobie rozsypujący się naszyjnik Charlene i nieoczekiwane zniknięcie Lęku. Rafael nie podarował naszyjnika Charlene z hojności czy przyjaźni; ani też po to, by osłonić ją przed złem. Rafael oznaczył ją. Wskazał Lękowi, czyją duszę ma porwać jako następną. Jim był o tym przekonany. Fynie także nosiła naszyjnik, ale nie miała dosyć szczęścia i nie rozerwał się.
Wstał i dołączył do stojącego przy oknie Porfiria.
– A teraz pokaże mi pan, jak mogę się go pozbyć – oświadczył.
A co by pan powiedział, gdybym oznajmił panu, że me ma wyjścia z tej sytuacji i nim nadejdą wakacje, wszyscy pańscy uczniowie będą martwi?
– Nie uwierzyłbym panu. Zawsze jest jakieś wyjście.
– Majowie go nie odnaleźli – przypomniałmu Porfirio.
– Majowie nie wierzyli w Boga.
– Wierzyli w Hunabku.
Owszem… ale Hunabku to niezupełnie Bóg, zgadza się?
– Cóż, na swój sposób ma pan rację. Kiedy Hunabku wyniszczył Majów, Lęk zniknął. Lecz powrócił niemal trzysta lat później, gdy Cortes wylądował ze swymi ludźmi na Jukatanie, by podbić Meksyk. Jeszcze kawy?
– Nie, dziękuję. Powrócił? Jakim sposobem?
– Ha… to już zupełnie inna historia. I podejrzewam, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, iż kryje się w niej rozwiązanie pańskiego problemu. Na pewno nie chce pan więcej kawy? Gdy Cortes pojawił się ze swymi ludźmi na Jukatanie, Aztekowie wzięli ich za bogów. Cortes nie zdawał sobie sprawy z tego, że zbiegiem okoliczności wypełnił starożytną aztecką przepowiednię. Ich kapłani nauczali, że bóg wiatrów Quetzalcoatl przebywał na wygnaniu na wschodzie, za morzem, i że powróci do nich w roku Jednej Trzciny według kalendarza Azteków. Cortes wylądował w roku Jednej Trzciny i Aztekowie oczywiście otoczyli go boską czcią… dopóki nie zorientowali się, że interesuje go jedynie podbój i grabież. Kiedy Hiszpanie zaczęli rabować ich złoto, Aztekowie szybko skonstatowali, że Cortes i jego ludzie nie mają w sobie nic boskiego. Tyle że Hiszpanie byli brutalni, zdecydowani i znacznie lepiej uzbrojeni, ma się rozumieć, więc Aztekowie zrozumieli, że nie mają cienia szansy. Zwrócili się do Tonacatecutliego, władcy słońca, by im pomógł, lecz w dalszym ciągu byli masakrowani. Ośmielili się nawet wezwać Mictantecutliego, potężnego azteckiego władcę piekła, prosząc o otwarcie wrót piekieł i wypuszczenie złych duchów na świat, aby mordować Hiszpanów. Oczywiście na nic się to nie zdało, więc przywołali Xipe Toteca, jednego z potężnych demonów meksykańskiego świata umarłych, który zawsze pojawiał się tam, gdzie przelewano krew. Xipe Totec był wielkim oszustem, wielkim naciągaczem. Gdy kapłani Azteków poprosili go o pomoc, zgodził się przywołać Lęk, najpotężniejszą morderczą potęgę z czasów cywilizacji Majów. Oczyścił setkę młodych ludzi ze strachu, tak jak pański młody przyjaciel, Rafael Diaz, a ich strachy utworzyły istotę, która przez długie lata terroryzować miała Hiszpanów. Jednakże Xipe Totec wyznaczył bardzo wysoką cenę za tę przysługę. Każdy spośród owych stu młodych ludzi rozdarty został na strzępy przez Lęk, ich dusze zaś trafiły do świata umarłych. Dopiero potem przyszła kolej na Hiszpanów. Lęk grasował w szeregach konkwistadorów, zabijając ich setkami. Podręczniki do historii wciąż jeszcze pełne są opowieści o hiszpańskich żołnierzach rozdzieranych na kawałki przez niewidzialnych ludzi, hombres invisibles. Hiszpanie nie zdawali sobie sprawy z tego, że nie byli to ludzie, lecz istoty stworzone z ludzkiego strachu. Cortes w swoim dzienniku zanotował: „Lękam się, że atakuje nas sam Pan Bóg". Koniec końców, jak sam pan wie, nawet Lęk nie wystarczył, by zmóc Hiszpanów, i Aztekowie ponieśli klęskę. Lecz tysiące konkwistadorów przypłaciło to śmiercią. Jeszcze dzisiaj ludzie boją się wchodzić w głąb dżungli w obawie przed hombres invisibles.
– W jaki sriosób ma to nam pomóc? – zapytał Jim.
– Nie jestem pewien. Najważniejsze w tej historii jest to, że Xipe Totec został pojmany.
– Myślałem, że Xipe Totec jest demonem.
– Zgadza się – skinął głową Porfirio, sięgając po migdałowe ciasteczko. – Lecz jak większość demonów pojawia się w ludzkim ciele. Podobno jest przystojny, ujmujący i bardzo przekonujący. Zdecydowany naciągacz.
– To co się stało?
– Xipe Toteca odwiedzili wysocy dygnitarze hiszpańskiego Kościoła i oznajmili, że oszczędzą go jedynie wtedy, gdy odprawi hombres invisibles z powrotem do świata umarłych i zgodzi się zostać na zawsze zamknięty w rzymskokatolickich miejscach kultu, gdzie wyznawać ma swe śmiertelne grzechy i głosić wyższość chrześcijańskiego Boga.
– Chyba nie przystał na te warunki?
– W owym czasie nie miał innego wyjścia. Zapomina pan, że wówczas Kościół wierzył w istnienie demonów i złych duchów, dysponował też niezbędnymi rytuałami i rekwizytami do wypędzenia każdego z nich. Xipe Totec przybył z azteckiego świata umarłych, ale Hiszpanie byli w stanie skazać go na wieczny ogień piekielny. Dlatego się zgodził. Ma się rozumieć grał w ten sposób na czas. Wiedział, że któregoś dnia podstępem uda mu się położyć kres swej pokucie. I oczywiście tak się też stało. Wyznawał swe grzechy tak donośnie i tak często, że w końcu Boga znużyło wysłuchiwanie go i zezwolił mu wychodzić za dnia na świat – pod warunkiem że na noc powróci na poświęconą ziemię. To dlatego nie powinno się wchodzić nocą do kościoła, kaplicy czy misji. Może tam być Xipe Totec, czekający na takich śmiałków, a gdzie jest Xipe Totec, tam jest i Lęk.
– Nie za bardzo za panem nadążam – przyznał się Jim.
– Panie Rook… Może pan wierzyć w te opowieści albo odrzucić je jako bzdury. Jedynie świadectwo pańskich własnych oczu może pana przekonać. Ale przyleciał pan aż do Campeche, by powiedzieć mi, że Lęk zagraża pańskim uczniom, i oto jest wszystko, co wiem. Jeśli chce pan go zniszczyć, musi pan odszukać Xipe Toteca, a najprostszym sposobem na znalezienie Xipe Toteca jest przeszukanie nocą wszystkich kościołów i kaplic, ponieważ tam go pan spotka, bo tam zmuszony jest przebywać.
– A w jaki sposób mogę go zniszczyć, jeśli rzeczywiście go znajdę?
Porfirio pochłonął ostatni kęs ciasteczka i strzepnął okruchy ze swych nieskazitelnych spodni. Na dworze przestało padać, na liściach zalśniło słońce.
– Mówią, że trzeba mu obciąć koniec języka, tak by nie mógł już więcej opowiadać swych kłamstw, a wtedy wykrwawi się na śmierć. Ale tak jak wszystko, co panu dzisiaj opowiedziałem, panie Rook, to również może być jedynie produktem ludzkiej fantazji.
Przed pójściem spać Porfirio zabrał Jima do biblioteki. Na ścianie wisiało kilka gablot z rzadkimi motylami, na półkach stały dziesiątki oprawnych w skórę dzieł poświęconych Majom, Aztekom i Olmekom. Porfirio podszedł do mahoniowej komódki i wysunął jedną z szuflad. W wyblakłej różowej teczce leżał wykonany na chropawym papierze rysunek przedstawiający przystojnego młodzieńca. Miał ciemną skórę, delikatnie zarysowane kości policzkowe i pełne wargi. Kręcone czarne włosy opadały mu na ramiona.
Читать дальше