W październiku krótkotrwałe rządy Stafforda Parkera, prezydenta Republiki Górniczej, dobiegły końca. Parker abdykował bez żalu, ponieważ pola diamentowe miały przejść pod jurysdykcję brytyjską. Na początku listopada, dwa dni przed planowanym ślubem Barneya z Mooi Klip, nad Wielką Dziurą załopotała flaga brytyjska. Górnicy zgromadzili się dookoła masztu, wiwatowali i podrzucali do góry kapelusze.
Aneksja najzasobniejszych pól diamentowych świata z tygodniowym wydobyciem diamentów o wartości 50 000 funtów okazała się znakomitym osiągnięciem drapieżnej polityki kolonialnej Brytyjczyków. Chociaż kopalnie leżały na terytorium ogłoszonym Orange Free State, Burowie tam zamieszkali nie mieli wystarczającej ilości pieniędzy ani siły militarnej, aby przeciwstawić się Anglikom, którzy dzięki sprytowi, represji i zdradzieckim knowaniom zagarnęli najbogatsze regiony globu ziemskiego.
W czasach kiedy Orange Free State oraz Transvaal były biednymi krainami, a ich mieszkańcy żyli z uprawy roli, Anglicy zostawiali ich w spokoju. Ale kiedy zaczęto wydobywać diamenty na skalę przemysłową, Burowie stali się znienawidzonymi wrogami, a brytyjski sekretarz kolonialny, sir Richard Southey, był coraz bardziej zaniepokojony obserwując, jak dwie bogate i wrogie republiki zaczynają się rozrastać i' tworzyć naturalną zaporę między Przylądkiem a dobrami brytyjskimi w centralnej Afryce. „Zgodnie z definicją – zauważył przy okazji jakiegoś przyjęcia – dobry Bur to biedny Bur".
Zmartwienia sir Richarda ulotniły się, kiedy odkrył, że wszystkie nowe kopalnie diamentów leżą na ziemi zamieszkanej przez Griqua. Jako że przedtem nie miało to żadnego znaczenia, nikt do tej pory nie ustalił w zadowalający sposób, czy Burowie mieli prawo nazywać ziemie Griqua swoją. W związku z powyższym, z wielką pompą i nadzwyczaj uroczyście ogłoszono, że gubernator Natalu, Robert Keate, stanie na czele komisji arbitrażowej i osądzi, co do kogo należy.
Prezydent Jan Brand, przywódca Burów w Orange Free State, zaprotestował przeciwko mieszaniu się niezainteresowanego, obcego kraju w nie swoje sprawy. „To leży w interesie Brytyjczyków – powiedział stanowczo Keate. – I to właśnie oni nie zniosą obcych wsadzających nosy w nie swój interes".
Końcowa decyzja Keate'a nie była niespodzianką dla nieszczęśliwych Burów. Gubernator stwierdził, że Orange Free State nie może sprawować żadnej władzy nad Griqualandią ani zawiadywać żadną kopalnią, która leży w jej granicach. Kilka dni później przywódcy klanu Griqua, Nicholas Waterboer oraz Jan Bloem, zostali namówieni przez Keate'a, żeby zwrócili się z prośbą do Brytyjczyków o włączenie Griqualandii do Kolonii na Przylądku. Nad Kimberley zawisła flaga brytyjska, a gospodarka angielska otrzymała potężny zastrzyk finansowy w postaci olbrzymiej ilości diamentów, których wydobycie przewyższało sześciokrotnie produkcję tych szlachetnych kamieni przez innego południowoafrykańskiego kolonizatora i rywala – Brazylię.
Rozwścieczony prezydent Brand wysłał do Kimberley niewielką zbrojną kompanię, żeby spróbowała odzyskać pola diamentowe. Ale sir Henry Barkiy, nowy gubernator na Przylądku, natychmiast ustawił przeciwko nim tysiąc umundurowanych brytyjskich żołnierzy. Rozzłoszczeni, zgorzkniali i biedniejsi o miliony funtów Burowie zostali zmuszeni do odwrotu. Otrzymali rany, które miały krwawić przez następne trzydzieści lat.
Barney, Joel i Mooi Klip poszli zobaczyć, jak będzie wciągana flaga na maszt. Daleko, po przeciwnej stronie placu, Barney zauważył wysoki, podobny do rury od pieca kapelusz pana Knighta i dwie czapeczki z piórami należące do jego córek. Nadopiekuńczym gestem objął Mooi Klip, poprowadził ją przez wiwatujący tłum w kierunku niewielkiego wzniesienia i postawił na przewróconej taczce, żeby mogła wszystko dokładnie zobaczyć.
– Nareszcie zapanują tu prawo i porządek – zauważył Joeł.
– Ty mówisz o prawie i porządku? – uśmiechnęła się Mooi Klip.
– O właściwym prawie i właściwym porządku – odciął się Joel.
Flaga została wciągnięta na maszt, a niewielka orkiestra wojskowa, której członkowie ubrani byli w białe czapki i jaskrawoczerwone tuniki, odegrała God Save the Queen i Another Little Path of Red. Wiwatom i okrzykom radości nie było końca. Kiedy uroczystość się zakończyła, większość kopaczy pożeglowała w stronę baru Doddsa na solidną wódkę. Barney zsadził Mooi Klip z taczki.
Wtedy właśnie na horyzoncie pojawił się Edward Nork. Jego chód przypominał parę nożyc krawieckich przy pracy. Szedł i ciągnął za sobą nieśmiało wyglądającego, ale dobrze zbudowanego młodzieńca o okrągłej twarzy i z odstającymi uszami oraz falistymi włosami, uczesanymi w taki sposób, że przypominał Barneyowi chłopca z brytyjskiej szkoły publicznej.
– Oto oni! – zawołał Nork do swojego nowego towarzysza. – To są ci faceci, których szukałem!
Młodzieniec zarumienił się. Miał na sobie białe flanelowe spodnie do krykieta powypychane w kolanach i buty do krykieta. Skinął głową w kierunku Barneya, Joela, Mooi Klip i powiedział:
– Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotu. Spotkałem pana Norka zupełnie przypadkowo i nalegał, żebym poszedł z nim w charakterze łodzi ratunkowej.
– Znałem jego ojca! – zagrzmiał Nork. – Kiedyś jeździłem rowerem do Stortfordu w odwiedziny do pewnej młodej, sprytnej damy, którą dawno temu znałem, a jego ojciec był tam miejscowym pastorem. Dyskutowaliśmy na temat geologii Ziemi Świętej, ja i jego ojciec.
– Nazywam się Cecil Rhodes – powiedział młody mężczyzna z akcentem, który zdradzał jego przynależność do wyższej klasy. – Moim ojcem jest wielebny F. W.
– Jestem Barney Blitz – odparł Barney. – To jest mój brat Joel, a to przyszła pani Blitz.
– Wobec tego gratuluję – uśmiechnął się Cecil Rhodes. – Mój ojciec zwykł był mówić, że małżeństwo przybliża niebiosa.
– Czy na każdą okazję ma pan w zanadrzu anglikańskie motto? – zapytał Joel.
– Wychowywałem się w religijnej atmosferze, jeżeli to pan ma myśli – odpowiedział Cecil Rhodes ostrożnie, ale nie przepraszającym tonem.
– Cóż, tak jak my wszyscy – powiedział Joel. – Jeżeli trochę pan tutaj pobędzie, to niezadługo te nonsensy wywietrzeją panu z głowy. Lepiej proszę zjeść z nami obiad. Czy lubi pan frikkadeller?
– Chciałbym zabrać ze sobą moje rzeczy, jeżeli panowie nie macie nic przeciwko temu – poprosił Cecil Rhodes.
– Niedaleko stąd stoi mój wóz zaprzężony w woły.
– Nikt go tutaj nie ukradnie – powiedział Joel. – Co pan na nim ma? Łopatę albo dwie? Siennik? Nikt się nawet na to nie obejrzy. Woda, oto jedyna rzecz, która się tutaj liczy. Woda i kobiety.
Wrócili do domu. Mooi Klip rozpaliła ogień i postawiła na blachę patelnię z mięsnymi klopsikami. Barney zaoferował jej swoją pomoc, zwłaszcza że była w ciąży, lecz odgoniła go ruchem ręki. Ale kiedy był już w drzwiach, zawołała go z powrotem i obdarowała długim i słodkim pocałunkiem.
– W przyszłym tygodniu będę już panią Blitz – powiedziała ciepło.
– A ja będę twoim mężem – uśmiechnął się Barney.
– Otóż to.
Joel rozlewał drinki. Rozmawiał głośniej niż zwykle, był bardziej ironiczny. Nie lubił gości w domu, a już szczególną nienawiścią darzył Edwarda Norka, zwłaszcza od tego dnia, w którym inny brytyjski geolog, sir Joshua Field, ogłosił, że niebieskie twarde łożysko skalne znajdujące się pod żółtą ziemią może zawierać więcej diamentów niż wierzchnie warstwy. Cecil Rhodes również nie spodobał się Joelowi. Rhodes miał w sobie sporo typowej angielskiej pewności siebie, co powodowało, że Joel najchętniej zacząłby zgrzytać zębami.
Читать дальше