– Czy to prawda?
– Myślę, że tak. Stracę mnóstwo pieniędzy, jeżeli tak nie jest.
Drzwi od sypialni Joela otworzyły się. Stanął w nich Joel ubrany w bawełnianą bieliznę. Jego ciemne włosy były zmierzwione, patrzył na Mooi Klip i Barneya z grymasem wyrażającym dezaprobatę.
– Nork – wyrzucił z siebie. – On jest maniakiem.
– Cóż, być może ma w sobie trochę za dużo entuzjazmu – powiedział Barney. – Iz pewnością za dużo pije. Ale jego teorii nie można nic zarzucić.
– I co? – zapytał arogancko Joel. – Zamierzasz wyrzucić pieniądze, aby sprawdzić jego nieuzasadnione teorie geologiczne? Mieszkamy w ruderze, gnieżdżąc się w dwóch sypialniach, ubieramy się w najtańszych sklepach, jemy suszoną wołowinę i fasolę, a ty zamierzasz wyrzucać pieniądze w błoto?
– Chcę zainwestować pieniądze w coś, co wydaje się całkiem sensownym przedsięwzięciem – powiedział Barney. – A teraz proszę, nie wywołuj kłótni. Jeżeli masz ochotę o tym porozmawiać, to zróbmy to jutro rano.
– Porozmawiajmy o tym teraz.
– Joelu, ja jestem zmęczony, ty również jesteś zmęczony, Mooi Klip także.
– Barney, mój mały synku pocieszycielu, nigdy nie jestem zbyt zmęczony, żeby rozmawiać o mojej przyszłości. Albo o tym, co zamierzasz zrobić z naszymi pieniędzmi. Siedemnaście tysięcy funtów, oto co mamy. Wszystko utopione w Banku Londyńsko-Południowoafrykańskim. Siedemnaście tysięcy bezczynnych, bezużytecznych funtów. Powiedzmy, że kupimy działkę Stuarta. I ile będzie to nas kosztować? Osiem tysięcy, dziewięć? W porządku, zostanie nam jeszcze osiem albo dziewięć tysięcy funtów. Co z nimi zrobimy?
Barney otoczył Mooi Klip ramieniem.
– Chyba to oczywiste, że zakupimy więcej działek. Brwi Joela ściągnęły się jakby za dotknięciem magnesu.
– Więcej jałowych działek? – zapytał. – Jeszcze więcej bezsensownego gruntu?
– Wcale nie jałowego. Być może niektórzy kopacze uważają, że tak jest, ale to nieprawda.
– Ponieważ tak uważa Edward Nork?! – wrzasnął Joel z furią. – Riboyne Shel O'lem, Barney, ten człowiek jest szalony! Znam go dłużej od ciebie. Znam go całe lata! Przez pewien czas nawet mu wierzyłem. Ale to wariat. Powinni zamknąć go w więzieniu.
– Jak dotąd nie zrobili tego. Ja mu wierzę.
Joel przeczesał palcami tłuste, zmierzwione włosy. Z opuchniętymi i pokancerowanymi wargami wyglądał jak zawodowy bokser.
– Wnioskuję, że moje rady nie liczą się dla ciebie? – zapytał Barneya. – Nie wierzysz, że znam te cholerne działki diamentowe lepiej od ciebie?
Barney wsypał resztę klejnotów do skórzanego woreczka i zawiązał go. Nic nie odpowiedział.
– W porządku – powiedział Joel. – Mimo wszystko dam ci dobrą radę. Nie ufaj Norkowi. 1 chciałbym cię przestrzec, że jeżeli zaczniemy eksploatować niebieskie podłoże i okaże się jałowe, wyciągnę moje pieniądze z banku bez względu na to, ile ich tam będzie. A tak naprawdę, to wolałbym, żebyś mnie spłacił po dzisiejszych cenach.
Barney spojrzał na brata z politowaniem. Nie mógł znieść jego zachowania; bardzo przypominał mu wtedy matkę.
– Skoro tego właśnie sobie życzysz – powiedział ochrypłym głosem.
– Mazel un frachah - dodał Joel z ironią.
Wypowiedzenie tych słów: „życzę powodzenia i szczęścia", przypieczętowywało zakończenie interesu między kupcami diamentów. Nigdy nie spisywano żadnych umów. Słowo wystarczało.
Joel położył się spać, a Barney zbliżył się do drewnianej klatki, w której trzymali naczynia i sztućce i nalał sobie kieliszek brandy. Wypił jednym łykiem, nie zwracając uwagi na Mooi Klip, która stała w drzwiach sypialni i obserwowała go.
– Chodź do łóżka – powiedziała cicho. – To nie jest dobry czas na wojnę.
Barney odwrócił się i zgasił lampkę. Przeszedł przez zaciemniony pokój, kierując się do sypialni, w której błyskał słaby płomyczek świecy trzymanej przez Mooi Klip.
– Wcale nie mam ochoty walczyć – powiedział.
Zamknął za sobą drzwi i zasunął zasuwę. Później zbliżył się do Mooi Klip i rozpiął sukienkę, która zsunęła się z jej ramion. Ciemne sutki rysowały się wyraźnie pod haftowaną koszulką. Pocałował ją i mocno przycisnął jej głowę do swojego policzka.
Był zmęczony i dlatego kochał się z nią wolno, z zamkniętymi oczami. W perkalikowej pościeli było gorąco, więc drżącymi rękami odrzucił kołdrę i zdecydowanym ruchem przyciągnął jej biodra. Za każdym razem, gdy się w nią wślizgiwał, czuł niewypowiedzianą rozkosz.
A później leżeli obok siebie na pościeli, wpatrując się w migotliwe cienie na ścianie. Usta Mooi Klip zbliżyły się do ramienia Barneya i dotknęły go w delikatnym pocałunku, a potem jeszcze raz i kolejny raz, a jej dłoń powędrowała w kierunku jego umięśnionych ud.
– Co o mnie myślisz? – zapytała.
– A co chcesz wiedzieć? – wymamrotał. Już prawie zasypiał.
– Po prostu chcę wiedzieć, co o mnie myślisz. Barney odwrócił głowę.
– Kocham cię. Wiesz o tym.
– Nie myślisz o mnie jako o swojej dziwce?
– Ależ skąd. Oczywiście, że nie.
– Ale przecież mieszkamy razem, kochamy się, a nie jesteśmy małżeństwem.
– Czy to cię martwi? – zapytał Barney. Usiadł i oparł głowę o dębową poręcz łóżka. Po przeciwnej stronie pokoju, na małym stoliku, stał krucyfiks, który należał do Mooi Klip. Jego cień tańczył na ścianie.
– Gdyby wiedziała o tym moja rodzina, to byłaby bardzo nieszczęśliwa – powiedziała Mooi Klip. – Myślę, że ja także jestem nieszczęśliwa.
– Tyyy? – zdziwił się Barney. – Nigdy o tym nie mówiłaś.
Odwróciła wzrok i podniosła źdźbło słomy, które wypadło z siennika na podłogę.
– Nie było kiedy. Ale uważam, że teraz powinieneś sam zdecydować. Nie możesz beze mnie żyć, tyle się po mnie spodziewasz, a nie możesz przestać myśleć o Agnes Knight.
Barney odpowiedział krótko:
– Sporo się nauczyłaś, odkąd jesteśmy razem. Nie myślę jedynie o twoim angielskim.
– Upewniłam się, że jesteś marzycielem, a twoje marzenia są czasami silniejsze od ciebie samego.
– A czy upewniłaś się, że cię kocham?
– Tak, ale na twój własny sposób.
– I na czym to polega, ten mój sposób? Czy ty nie rozumiesz, że pewnego dnia obsypię cię diamentami?
Mooi Klip pokiwała głową.
– Nie – odpowiedziała. Jej oczy błyszczały w świetle świecy. – Nie, nigdy tego nie zrobisz.
– Ale chcesz za mnie wyjść za mąż?
– Tak.
– Czy Jan Bloem pobłogosławi nas?
– Przypuszczam, że tak. On jest podobny do ciebie, chociaż trudno mu to przyznać.
Barney przewrócił się na bok i usiadł na łóżku.
– Jednego nie potrafię zrozumieć: dlaczego tak nagle zaczęłaś mówić o ślubie. Czy to z powodu Joela? Czy dlatego zmieniłaś zdanie?
– Tak – odpowiedziała. – Ale jest coś jeszcze, coś znacznie ważniejszego.
– A cóż to takiego? – zaciekawił się Barney. Delikatnie pogłaskała go po plecach, co spowodowało, że dostał gęsiej skórki.
– Chyba będziemy mieli dziecko – odpowiedziała.
Tydzień później, zupełnie przypadkowo, spotkał Agnes Knight. To było jedno z tych ponurych popołudni, kiedy na niebie wisiały ciemne chmury przypominające szare, mięK-kie szmaty, kiedy konie były niespokojne, a odgłosy dochodzące z Wielkiej Dziury były przytłumione – wydawało się, że to nie górnicy pracują, ale złodzieje okradając groby na wiejskich cmentarzach.
Читать дальше