Knightowie ignorowali Barneya i Joela i odwracali głowy, ilekroć spotkali któregoś na ulicy. Kimberley było małą mieściną i nie sposób było nie natknąć się na siebie w miejscach publicznych, ale pan Knight był znawcą w dziedzinie stosunków międzyludzkich i widocznie poinstruował Faith i Agnes, jak się mają zachowywać, oraz nauczył je zadzierania nosa w pewnych okolicznościach. Cała trójka potrafiła przejść obok nich, pusząc się jak indory z zadartymi do góry dziobami i lekceważąco szeleszcząc spódnicami.
Ale tego wczesnego piątkowego popołudnia, kiedy to Barney wybrał się do miasta, żeby kupić zapasową membranę do pompy, natknął się na samotnie spacerującą Agnes. Szła po chodniku, mając na sobie kremową lnianą sukienkę oraz kremowy letni kapelusik z szerokim rondem, przepasany jedwabną wstążką. Wyglądała, jak gdyby była głęboko zamyślona albo rozmarzona; w każdym razie nie zauważyła Barneya, chociaż był już blisko.
– Agnes – powiedział.
Odwróciła się i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
– Barney! – zawołała, ale natychmiast opamiętała się, zadarła do góry nos i zamknęła oczy.
Barney nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
– Mogę być Żydem, Agnes, ale nie zamierzam ugryźć cię w kostkę.
– Tatuś powiedział, że nie mam nawet na ciebie patrzeć. Faith też nie wolno. Dostałyśmy dokładne wskazówki, jak się zachowywać – odparła.
– Czy naprawdę jesteś na mnie wściekła? – Barney odchylił kapelusz. – Za to, że jestem Żydem?
Agnes otworzyła jedno oko.
– Jeżeli mnie skaleczysz, czyż nie krwawię? – zacytował Barney.
Agnes powiedziała:
– Przecież nie wierzysz w Jezusa, prawda?
– Oczywiście, że wierzę.
– Tatuś powiedział, że Żydzi są prawie poganami. Nie do końca, ale prawie.
Barney spojrzał przed siebie na zakurzone ulice. Daleko za drzewami, hen na horyzoncie zamigotała błyskawica przypominająca język małej żmii.
– Przecież mogliśmy się kochać – powiedział. – Wiesz o tym.
Była zajęta owijaniem bambusowej rączki od parasolki brązowym jedwabnym sznurkiem. Nic nie odpowiedziała. Słabe światło powodowało, że jej twarz nabrała pastelowych barw, jak na portretach sir Joshuy Reynoldsa; stała się dziwaczna, sentymentalna, alegoryczna. Silny podmuch wiatru poderwał z ulicy kupkę śmieci; w oddali fra północnym zachodzie ponownie zapaliła się błyskawica. Pogoda zaczęła się psuć na dobre.
– Zawsze będę cię darzył uczuciem, kochanie, i ty o tym wiesz – powiedział Barney. – To wszystko, co mam do powiedzenia.
– Miałam kupić mamusi trochę wstążek – powiedziała zmieszanym głosem Agnes.
– Cóż, idź to zrobić – westchnął Barney. – Ale byłoby mi miło, gdybyś powiedziała chociaż do widzenia.
Agnes odwróciła się. Zaskoczony Barney zauważył, że w kąciku jej oka zalśniła łza.
– Nawet nie wiem dlaczego ojciec jest na ciebie taki wściekły za to, że jesteś Żydem. Wcale nie wyglądasz na Żyda, chociaż papa twierdzi, że tak i że powinien był odgadnąć to wcześniej. „Jadł przy moim stole, a na dodatek sam go do niego zaprosiłem!" – wrzeszczy bez końca. Próbowałam go przekonać, Barney. Uwierz mi, że próbowałam, najlepiej jak umiałam. Ale nie pozwala mi się z tobą spotykać. Nie pozwala! A mama to już zupełnie nic nie rozumie!
Barney zrobił krok do przodu i złapał ją za rękę. Jej mała rękawiczka ze skóry jelonka ozdobiona była śliczną brukselską koronką. Jej dłoń, która kryła się wewnątrz, była ciepła jak małe zwierzątko. Zdjął kapelusz, pochylił się do przodu i pocałował Agnes w policzek, chociaż w tym dniu nie golił się i pachniał potem, a od stóp do głów pokryty był pyłem i czuł, jak piasek zgrzyta mu między zębami.
Szepnęła coś niewyraźnie, a Barney zapytał:
– Co?
– Kocham cię – powiedziała. – Nie usłyszałeś? Kocham cię. Marzyłam o tobie, odkąd cię poznałam. Może to źle, może powinnam czuć się winna. Ale jak można czuć się winną, skoro darzy się kogoś tak silnym uczuciem? Barney, ja ciebie kocham.
Barney ścisnął jej dłoń.
– To niemożliwe – powiedział. – Sama wiesz, że to niemożliwe.
Jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.
– Starałam się – powiedziała. – Starałam się, żeby ojciec nic nie podejrzewał, chociaż Faith twierdzi, że powinnam odważyć się i powiedzieć mu, że pragnę ciebie widywać, bez względu na konsekwencje. Ale ja nie potrafię, Barney. Wszystko, co mogę zrobić, to pielęgnować tę miłość, zatrzymać ją w sercu i mieć nadzieję, że pewnego dnia wszystko się zmieni.
Cofnęła rękę i znalazła chusteczkę, którą wytarła sobie oczy, ale to spowodowało, że rozczuliła się jeszcze bardziej. Barney delikatnie otoczył ją ramieniem i poprowadził w kierunku żelaznej ławki, która stała niedaleko sklepu z artykułami spożywczymi. Posadził ją na niej, po czym usiadł obok.
– Nie wiem, co powiedzieć – westchnął. Mówił to, co czuł. Jak mógł jej wytłumaczyć, że utracił ją na zawsze w dniu procesu Joela, tylko dlatego że uprzedzenia jej ojca i wszystkich kolonialnych gojów były nie do pokonania? Jak mógł jej powiedzieć o Mooi Klip? Wiedział, że targały nim nieposkromione ambicje; zauroczyła go Agnes, ponieważ była odpowiednią partią dla mieszkańca Kolonii ze względu na urodę, prezencję, dobre wychowanie i wiarę chrześcijańską. Ale nie tylko – był zauroczony jej twarzą, figurą i dziecięcą ufnością. A do tego dzisiaj dowiedział się, że ciągle go pragnie, ciągle go kocha, pomimo jego żydowskiego pochodzenia. Okropny ból, który go przewiercał na wylot, wynikał z faktu, że ją tracił na zawsze. Ilekroć wypowiadał to słowo w przyszłości, zawsze stała mu przed oczami Agnes.
– Lepiej już sobie pójdę – powiedziała Agnes i z pośpiechem wstała. – Mama będzie zastanawiać się, gdzie jestem.
– Nie zrobisz niczego głupiego? – zapytał.
– Głupiego? Nic takiego nie jestem w stanie zrobić, przynajmniej tutaj, w Kimberley.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Wszystko powinno było potoczyć się inaczej.
– To nie twoja wina. Musiałeś ująć się za bratem. I co najważniejsze, byłeś na tyle silny, że to zrobiłeś.
Poprawił kapelusz na głowie.
– Zaczynam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł. Agnes wyciągnęła rękę i złapała go za nadgarstek.
– Posłuchaj, Barney – zaczęła. – Wiem, że trudno będzie ci w to uwierzyć, tym bardziej że w przyszłości wiele razy zaprzeczę temu swoim zachowaniem, ale zawsze będziesz miał swoje miejsce w moim sercu. Zawsze będziesz dla mnie drogi. Nie zapominaj o tym, proszę.
– Nie będę w stanie o tym zapomnieć – powiedział Barney.
Rozstali się na rogu ulicy. W oddali burza rozpoczęła się na dobre, słychać było uderzenia piorunów i zerwał się wiatr. Kiedy Agnes już miała się oddalić, Barney złapał ją za rękę i pocałował w usta. Była elegancka i drobna, a jej usta smakowały jak woda różana.
– Barney – wyszeptała. – Nie wolno. Gdyby ojciec się o tym dowiedział…
Puścił ją niechętnie.
– Tak – powiedział. – Wiem. Nie chciałbym cię skompromitować.
Odeszła bez słowa. Zdawał sobie sprawę z tego, że ilekroć spotkają na ulicy, już nigdy nie uda mu się porozmawiać z nią w taki sposób jak dzisiaj. Każde z nich stało u progu nowego życia, wobec nowych zobowiązań; i to ich rozdzieli.
Obserwował, jak zatrzymała się przed sklepem kolonialnym i otworzyła drzwi. Przez moment widział ją jeszcze, jak stała za wzorzystą szybą sklepową. W pewnej odległości od Barneya stał muł przywiązany do palika i podniecony walił w niego kopytem, jak gdyby obawiał się tego, co miało nadejść, ale nie był dość silny, żeby się uwolnić.
Читать дальше