Barney położył rękę na ramieniu Kitty.
– Chyba wiem, co mi próbujesz powiedzieć – rzekł. – Ale wiesz przecież, że powinnaś zachować to tylko dla siebie.
– Tak, proszę pana. Wiem.
Barney po raz kolejny wszedł na górę po spiralnych schodach. Miał klucz i ściskał go tak mocno, że ręka zrobiła się czerwona. Zanim włożył klucz do dziurki, spojrzał na swoją dłoń i zamyślił się. Co by chiromanta z niej wyczytał? Linia klucza? Linia pokazująca, które drzwi się otworzą, a które zamkną, za którymi drzwiami jest szczęście, a za którymi łzy?
Najgorsze było to, że domyślał się, dlaczego Sara nie chce go wpuścić do środka. Jeśli Nareez podsłuchała jego dzisiejszą rozmowę z panem Ransome, na pewno wszystko powtórzyła Sarze. A jeśli Sara dowiedziała się, że nadal kocha kobietę Griąua, kobietę, która dała mu jedynego syna, jej angielska duma została z pewnością urażona i na darmo będzie się starał ją przekonać. Jak wszystkie dziewczyny w Kolonii, Sara była wytrzymała na ból, ataki tubylców i malarię, lecz mdlała i potrafiła zamknąć drzwi, jeśli obrażono jej uczucia.
– Saro! – krzyknął Barney. – Mam klucz i wchodzę.
Przekręcił klucz w zamku i pchnął drzwi. Sara wepchnęła krzesło pod klamkę, lecz niezbyt mocno, więc wystarczyło jedno energiczne pchnięcie i krzesło przewróciło się. Otworzył szeroko drzwi i wpadł do środka.
Sara siedziała na łóżku z prześcieradłem podciągniętym pod szyję. Oczy miała szeroko otwarte z oburzenia i z gniewu. Obok niej siedziała Nareez. Jej włosy ukryte były pod perkalowym czepkiem i wyglądała na równie przerażoną.
– Nie masz prawa! – pisnęła Sara.
– Nie mam prawa? – ryknął Barney. – Zbudowałem ten dom, bo harowałem jak wół. A ty mi mówisz, że nie mam prawa?
– Nie po tym, co Nareez dzisiaj usłyszała. Przywiozłeś mnie tutaj podstępem. Uwierzyłam ci, że mnie kochasz. Okłamałeś mnie. Oszukałeś. A ja tobie zaufałam.
– No pewnie – odgryzł się Barney. – To był tylko taki żart. Przejechałem ponad pięć tysięcy mil do Durban, żeby się trochę rozerwać. Czasami mnie zadziwiasz, Saro. To zupełnie nieprawdopodobne! Wczoraj nie chciałaś ze mną spać. Dzisiaj twierdzisz, że cię okłamałem, że cię nie kocham. Czego ty chcesz? Co mam ci powiedzieć? Myślałem, że wystarczy, gdy powiem to w kościele i w świątyni. Powiedziałem, że chcę ciebie wziąć za żonę, że będę cię kochał i opiekował się tobą. Przyrzekałem ci miłość! Rozumiesz, co to znaczy? A teraz mówisz mi, że mi nie wierzysz? Że wątpisz w szczerość moich intencji?
– Powiedziałeś temu księdzu, że ciągle kochasz Natalię. – Głos Sary drżał.
– Skąd wiesz? – wrzasnął Barney.
– Co to za różnica? – powiedziała Sara rozdrażnionym tonem. – Od Nareez.
– Nareez – kiwnął głową Barney. – Przeklęta Bengalka.
– Chciała mnie tylko obronić. To wszystko – zaprotestowała Sara. – Nie możesz jej za to winić. Mijała świetlicę i usłyszała przypadkiem. Tak mi mówiła.
Barney obszedł łóżko i stanął w odległości zaledwie kilku centymetrów od Nareez. Niania podciągnęła kołdrę aż pod szyję i wpatrywała się w niego w trwodze.
– Znam kobietę o imieniu Natalia – powiedział Barney, tym razem dużo spokojniej – i wiele lat temu kochałem ją. A ty sama, czy nie kochałaś nikogo przede mną? A ten młodzieniec z Eton?
Sara spojrzała mu prosto w oczy, po czym spuściła wzrok.
– Nie wiedziałam przecież, że po mnie wrócisz. Nie wiedziałam też, że biedny Trevor umrze.
– To prawda – zgodził się Barney. – Ale to samo, co ty czułaś do Trevora, ja czułem do Natalii. Reszta to zwykłe plotki, złośliwe przekręcanie cudzych rozmów.
– Nie masz prawa! – zawołała Nareez. – To same oszczerstwa! Usłyszałam tę rozmowę przez przypadek, drzwi były otwarte. Jeśli nie zamykasz ich tak jak trzeba, to nie dziw się potem, że ktoś coś usłyszy. To jest otwarty dom.
– Otwarty dom, tak? – ruszył do ataku Barney. – Myślisz, że możesz sobie chodzić, gdzie się tobie podoba, podsłuchiwać cudze rozmowy i wtrącać się do nie swoich spraw?
– Panna Sara jest pod moją opieką. Mam obowiązek ją chronić.
– Nie przerywaj mi, wstrętna, tłusta babo. Wyłaź zaraz z mojego łóżka i żebym cię tu więcej nie widział!
– Barney, to straszne! – krzyknęła Sara. – Biedna Nareez chciała tylko…
– Wynoś się z mojego łóżka! – ryknął Barney. – Zabieraj się stąd, ty wielka, gruba, śmierdząca babo!
Doprowadzona do wściekłości Nareez odrzuciła kołdrę, chwyciła swoje powyginane na wszystkie strony pantofle i ruszyła w kierunku drzwi.
– Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, ty diable! – krzyknęła, grożąc mu palcem. – To dopiero początek! Wiem, co usłyszałam pod drzwiami salonu. Wiem, co powiedziałeś o tej dziewczynie! Panna Sara jest pod moją opieką. Pielęgnowałam ją od urodzenia i ani ty, ani nikt inny nie skrzywdzi jej! Dopilnuję tego!
Barney wziął głęboki oddech.
– Masz natychmiast opuścić moją sypialnię, Nareez – powiedział głosem, który drżał jak linia telegraficzna pod rosnącym stopniowo napięciem. – Masz opuścić moją sypialnię i żebym cię tu więcej nie widział, nigdy więcej tu nie wchodź. I jeszcze jedno. Odtąd nie będziesz nazywać pani Blitz panną Sarą. Dla ciebie jest odtąd panią Blitz i tak masz się do niej zwracać. Poczekaj, jeszcze jedno. Masz teraz zejść na dół i powiedzieć Kitty, żeby tu przyszła zmienić pościel. Powiedz jej, że została zabrudzona.
Nareez spojrzała na Barneya z nienawiścią. W swoim czepku i obszernej koszuli nocnej, z długimi, ciemnymi włosami, opadającymi na plecy, przypominała mu rozzłoszczonego kalifa, przywódcę muzułmanów. Zatrzasnęła za sobą drzwi, zostawiając ich samych.
Barney podszedł do komody, odpinając swoje diamentowo-złote spinki od mankietów.
– Rozbierasz się? – zapytała Sara nieprzyjemnym tonem.
– Chcesz, żebym położył się do łóżka w ubraniu?
– Wolałabym, żebyś w ogóle się nie kładł.
Barney wyjątkowo dokładnie i z niezwykłą cierpliwością wkładał swoje spinki od mankietów i od kołnierzyka do czerwonego atłasowego pudełka, po czym zamknął powoli szufladkę komody. W lustrze widział Sarę. Siedziała sztywno na łóżku z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. W świetle lampki naftowej przy łóżku jej twarz wyglądała tak jakoś dziwnie i obco. Równie dobrze mogła być swoją własną siostrą lub podstawioną aktorką.
– Jeśli chcesz wiedzieć, Saro – zaczął Barney, wymawiając każde słowo wyjątkowo wyraźnie -jestem potwornie zmęczony. Przez cały wieczór rozmawiałem z Haroldem o interesach i marzę o tym, żeby się położyć i zasnąć.
– Nareez miała rację, prawda? – zapytała Sara.
– W czym? Nareez nigdy nie ma racji. To zrzędliwa, zazdrosna, głupia, chciwa, przesądna wiedźma.
– Jak możesz?!
– Mogę, bo to prawda. Od samego początku tylko nam przeszkadza. Próbuje ci wmówić, że jestem jakimś lubieżnym potworem i czekam tylko na stosowną okazję, żeby cię zgwałcić. A najgorsze jest to, że ty jej wierzysz.
– Muszę jej wierzyć, Barney. Jest moją nianią. Kocha mnie.
– Tylko dzieci mają nianie, Saro. Jesteś na tyle dorosła, że sama sobie poradzisz, bez jej pomocy. Gdyby to ode mnie zależało, wysłałbym ją z powrotem do Durban następnym wozem, który tam pojedzie. Zrobiłbym to z największą przyjemnością.
Sara patrzyła, jak Barney rozpina koszulę. Ciągle jeszcze miała ten dziwny wyraz twarzy. Sprawiała wrażenie zatroskanej, lecz Barney nie był pewien, czy myśli teraz o sobie, o Nareez czy o nim. Gdyby uważnie przypatrzyć się teraz jej twarzy, można było zobaczyć napięte mięśnie wokół oczu. Małe dziecko w taki właśnie sposób napina mięśnie, kiedy spodziewa się klapsa.
Читать дальше