Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Muszę pani powiedzieć prawdę od początku. Jak oni to wykryli, nie mam pojęcia, ale cała rzecz polega na tym, że ja nigdy w życiu nie miałam tych siedemdziesięciu tysięcy złotych.

Tym mnie istotnie zaskoczyła, bo już zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że miała posag. Spojrzałam na nią zdumiona.

— Jak to? Co to wszystko znaczy?

— Właśnie ten samochód. Pani wie, on był prywatną inicjatywą...

— Samochód?!

— Nie, mąż. Miał takie różne kłopoty z urzędem skarbowym, nie będę pani teraz tłumaczyć, dość, że mu było potrzebne siedemdziesiąt tysięcy. Trzeba było to tak załatwić, że te pieniądze są nie jego, tylko że ma wspólnika albo co. No, że je dostał od kogoś. No i sprzedał samochód właśnie za siedemdziesiąt patyków i dał mi kwit, że niby dostał to ode mnie jako mój posag. Czyli krótko mówiąc, ja się u niego o te pieniądze upominam bezprawnie...

— A on musi nadal twierdzić, że to pani forsa, bo się nie może przyznać do kantu? — spytałam bystro, pojąwszy, o co chodzi.

Jadwiga kiwnęła głową.

— Niech mi pani nie mówi, że to świństwo, sama wiem. Ale zrobię je, choćbym miała pęknąć! Moje dziecko nie będzie żyło w takiej nędzy jak teraz, łóżka nie ma, stołka nie ma, pani wie, on mi wszystko zabrał... Na głowie stanę, a wydobędę od niego wszystkie możliwe pieniądze co do ostatniego grosza i wszystko wepchnę w moją lalunię!...

— Zaraz, zaraz, czekaj pani, bo się gubię. Coś mi tu pani mąci. A ten pani fatygant? Niech mi tu pani oczu nie mydli, bo obie wiemy, gdzie jest pies pogrzebany. Jak się z panią ożeni, to zużyje i te drobne rupie.

Jadwiga spojrzała na mnie z politowaniem.

— Co pani? Pani myśli, że ja mu to dam? Ma mnie pani za głupią? Jemu jest potrzebna pożyczka i ja mu to pożyczę pod bardzo dobry zastaw. Nie ma obawy, już mi to nie zginie.

Przyjrzałam się Jadwidze. Miała zaciętą twarz i twardy wyraz oczu. Tak, dla dobra dziecka była zdolna do wszystkiego. Nie miałam najmniejszego zamiaru potępiać jej za te machlojki, przeciwnie, życzyłam jej wszystkiego najlepszego. Ale równocześnie jej zwierzenia zaczęły mi się kojarzyć z innymi wiadomościami na temat śmierci Tadeusza i wiedziałam, że to nie koniec rewelacji.

— I teraz musi mi pani pomóc — powiedziała stanowczo. — Nikt się o tym nie może dowiedzieć.

No to niech się pani wypiera.

Jadwiga niecierpliwie machnęła ręką.

— E tam! Nie o to chodzi. Niech mi pani powie, skąd oni wiedzą o tym samochodzie.

Nie zamierzałam jej mówić całej prawdy. Zastanowiłam się.

— Kto jeszcze wiedział o tym oprócz pani? Przypadkiem nie nieboszczyk?

— To już się pani domyśla, co? — powiedziała Jadwiga ponuro i bez zdziwienia. — On miał odpis dokumentu kupna i sprzedaży. Zgadł wszystko, jakby był przy tym. Szantażował mnie.

— A co się z tym odpisem stało?

— Nie mam pojęcia, i to mnie właśnie najbardziej gryzie. Może milicja go ma?

Byłam pewna, że milicja go nie ma. A może Tadeusz też nie miał?

— Widziała to pani? — spytałam podejrzliwie. — Jest pani pewna, że on to miał?

— Na własne oczy! Żądał ode mnie za to pięć tysięcy.

— I pani mu dała?!

— Skąd?!...

— No pewnie, to byłaby szczytowa głupota. Mógł pani sprzedać ten odpis za pięć patyków, a sobie zrobić drugi.

Jadwiga potrząsnęła głową.

— To nie takie proste. Niech pani pomyśli, ile to lat temu było. Miał tylko ten jeden odpis, a na całą historię wpadł przypadkiem. Znał faceta, który wtedy kupił ten cholerny samochód, i wszystko sobie skojarzył. Milicja się chyba tego domyśla. I niech mi pani powie, co ja mam teraz zrobić?

— Powiesić się — poradziłam gniewnie. — Pogodzić się z faktem, że jest pani pierwszą podejrzaną. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że to pani go udusiła.

— Ja bym się sama nie zdziwiła — odparła Jadwiga coraz bardziej ponuro. — Ale ja go nie udusiłam. Pani ma z nimi jakieś konszachty, niech pani coś zrobi! Niech mi pani pomoże!

Oprócz przygnębienia ogarnęła mnie jeszcze i wściekłość.

— Co ja jestem, opatrzność?! Boże, co za banda kretynów! Wszyscy robicie, co tylko można, żeby podpaść, a ja mam was teraz bronić! Niech was wszystkich piorun trafi! Następna niewinna się znalazła! Nie wiem, co pani ma zrobić, pomodlić się o miłosierdzie boskie i życzyć, milicji powodzenia!

— Niech pani nie będzie podła megiera, cała moja nadzieja w pani — powiedziała Jadwiga stanowczo.

— Niech się pani wypcha swoją nadzieją. Teraz już mnie pani dobiła, ręce mi opadają. Dość mam tego całego śledztwa i tej waszej niewinności i dajcie mi święty spokój!!!

Nie słuchając dalszych błagań Jadwigi, uciekłam do pracowni. Najbardziej denerwowało mnie to, że jej informacje muszę zachować w tajemnicy, bo nie ma na świecie takiej władzy śledczej, która by w tej sytuacji uwierzyła w jej niewinność. Zresztą, nawet jeśli go zabiła, to postąpiła bardzo słusznie i niech jej nie wykryją!... A jeśli nie ona, to kto? Kto wreszcie ukatrupił tego Stolarka?! Zbyszek? Wiesio? Witek? Ryszard, Kacper, Monika?.. Żeby to wszyscy diabli wzięli!!!...

W pokoju zastałam sądny dzień. W czasie mojej rozmowy z Jadwigą Janusz dostał wiadomość, że za dwie godziny musi dostarczyć Ance oprawiony projekt architektury siedmiu budynków w celu przedstawienia go orzecznikowi konstrukcji. Projekt architektury był na razie w wyświetlarni...

W momencie kiedy wróciłam, Janusz zdążył już przynieść z przekupionej na kredyt wyświetlarni część śmierdzących amoniakiem odbitek i cały zespół obcinał je w szaleńczym pośpiechu. Moje przybycie wywołało dziki wybuch entuzjazmu.

— Siadaj! — krzyknął Janusz. — I pisz! Masz tu wszystko, papier, kalkę, formularze, pisz! Wódkę ci postawię, krakowiaka będę z tobą tańczył, tylko skończ za dwie godziny!!!

— Z byka spadłeś — powiedziałam z wściekłością. — Piętnaście stron za dwie godziny! Idiota!

Nie wdając się w dalsze rozważania jego stanu umysłowego, usiadłam do maszyny, bo opisy techniczne musiały być oprawione razem z resztą projektu, a szybciej ode mnie pisała tylko Matylda. Z góry było wiadomo, że na nią nie ma co liczyć.

Wyładowywałam swoją furię, łupiąc w nieszczęsną maszynę, a reszta zespołu szalała nad oprawami. Wiesio składał rysunki, Witold je spinał, waląc z hukiem w nadpsuty zszywacz, Janusz kleił w okładkach, Leszek robił grzbiety i przyklejał na wierzchu nalepki, a Anka z rozwianym włosem wydzierała im z rąk każdy kolejny egzemplarz. Istne piekło!

Pisałam cały czas i w chwili oprawiania pierwszego budynku byłam dopiero w połowie opisu. Każdy następny miał kilka stron więcej, co było zupełnie pozbawione sensu, ale mieliśmy nadzieję, że śpieszący się orzecznik nie będzie tego dokładnie sprawdzał.

Po trzech godzinach katorżniczej pracy oddaliśmy Ance ostatni budynek i odetchnęliśmy z ulgą.

— Uff! — westchnął Janusz, ocierając sobie pot z czoła i rozmazując przy tym po twarzy smugę kleju. — Ale nam popędu dodała! Niech to szlag trafi!

Wiesio postanowił kategorycznie nic już tego dnia nie robić. Zgodnie z tym postanowieniem nie drgnął nawet, kiedy wszedł Witek i zażądał od niego wyszukania matrycy urbanistyki skarpy w Płocku. Wydawszy owo polecenie, Witek wyszedł, a Wiesio siedział dalej.

— Bardzo dobrze wiem, gdzie ta matryca jest — powiedział z głębokim zadowoleniem. — On ją tam sam schował, a teraz zapomniał. Ale nie pójdę do niego od razu, niech myśli, że jej tak długo i z takim wysiłkiem szukam.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x