Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Stałam koło Matyldy i grzebałam w stosie różnych maszynopisów, wyszukując swoje, kiedy weszła Jadwiga, jeszcze bardziej spóźniona niż ja. Nie zwlekając udała się do Witka wygłosić jakieś usprawiedliwienie. Drzwi za sobą zostawiła otwarte.

— Panie inżynierze, pęcherzyk mi się zrobił — powiedziała tkliwym basem, podtykając mu pod nos patykowatą nogę. — O, tu, niech pan popatrzy.

Od czasu owych plotek, dotyczących rzekomej płomiennej miłości Witka, Jadwiga miała zawsze cień nadziei, że może i było w nich jakieś źdźbło prawdy. Utrzymując stosowny dystans służbowy, usiłowała jednak być nieco uwodzicielska.

Witek, siedzący za biurkiem, mimo woli rzucił okiem na miejsce, w które Jadwiga stukała palcem, i cofnął się nieco. Jadwiga tkwiła przed nim jak bocian, nie zmieniając pozycji, więc pośpiesznie uznał ją za usprawiedliwioną, chcąc widać pozbyć się sprzed nosa tej nogi z pęcherzykiem, mając przy tym pełną świadomość, że przyglądamy mu się z zainteresowaniem, Zbyszek zza swojego stołu i ja w progu.

Widok Jadwigi, obojętne, z pęcherzykiem czy bez, natchnął mnie natychmiast myślą przeprowadzenia z nią dyplomatycznego wywiadu, dotyczącego owego tajemniczego samochodu z zamierzchłych czasów. Zabrałam swoje opisy techniczne i poszłam za nią, uszczęśliwioną usprawiedliwieniem.

— Pani Jadwigo, co z wyświetlarnią? — spytałam, zmierzając do celu okrężną drogą. — Opisy techniczne wróciły z maszyn, trzeba dać na oprawy. Czy te matryce warsztatów już wyświetlone?

— A co ja jestem. Duch Święty? — odparła życzliwie Jadwiga. — Kiedy pani mi to dała?

— Dwa tygodnie temu. Miały być przedwczoraj.

— A to może już będą. Jak tam będę szła, to się dowiem, ale to jeszcze nie teraz. Za godzinę. Jak się pani śpieszy, to niech pani sama pójdzie.

Nie powiedziała mi nic nowego, wiadomo było, że jak się komuś śpieszy, to musi wszystko sam załatwić. A przy tym akurat wcale mi się nie śpieszyło, ale musiałam przecież coś mówić.

— Nigdzie nie pójdę, wyświetlarnią należy do pani — powiedziałam stanowczo. — Jak pani wszystko tak załatwia, jak te nasze odbitki, to się wcale nie dziwię, że pani mąż nie płaci alimentów.

— Głupstwa pani mówi — odparła Jadwiga, nie dając się wyprowadzić z równowagi. — Nie płaci, bo jest łobuz i drań, ale ja mu jeszcze pokażę.

Uznałam temat za dostatecznie dyplomatycznie poruszony i postanowiłam rozwijać rzecz dalej na bazie wzajemnej życzliwości.

— Ile on jest pani winien?

— Siedemdziesiąt osiem tysięcy, dwieście złotych — odparła Jadwiga z satysfakcją, siadając na swoim miejscu. — I odda mi to co do grosza.

— Skąd się pani tyle nazbierało? — zdziwiłam się, bo w myśl powszechnie przyjętych stawek musiałby jej być winien za dziesięć lat, podczas gdy dziecko miało zaledwie trzy.

— A co pani myśli, nazbierało się! W tym jest mój posag...

Nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo Wiesia wezwała ją do Olgierda.

Niech pani przygotuje te opisy, to je wezmę, jak będę tam szła. Czego ten stary piernik chce ode mnie?...

Poszła do głównego księgowego, zostawiając mnie w stanie niewymownego zdumienia, bo o wszystko ją podejrzewałam, tylko nie o posag. Na razie nie pozostało mi nic innego, jak tylko wziąć się do roboty.

Zamieszanie po zabójstwie już mijało, Witek gnał do pracy, cały personel zaczynał nadrabiać te dwa stracone dni. Stefan i Włodek kłócili się z Januszem.

— Gdzie mi tu się pchasz z tym kominem, gdzie — warczał Janusz. — Co ty myślisz, że ja dla twojej przyjemności umywalkę za oknem zawieszę?

— Jak Boga kocham, urodził się wczoraj! — dziwił się Stefan z furią. — Toś nie wiedział, że kotłownia ma komin? Nosem będę ten dym wypuszczał?

— A wypuszczaj nawet uszami! Ja tu jestem poniżej normy z metrażem! Jednego centymetra ci nie dam! Wyjdź na klatkę schodową!

— Wykluczone! — zaprotestował kategorycznie Włodek. — Ja tu mam tablicę rozdzielczą, muszę mieć miejsce na parterze. Górą sobie możesz iść.

— Zwariowali — jęczał Stefan. — Jak Boga kocham, zwariowali! Schodki mam robić w kominie? I co, może ci jeszcze pętelkę zawiązać?

— Ale jedyne miejsce między budynkami to zająłeś? Gdzie ja teraz pójdę z przewodami? A jak mi swoją parszywą wentylację wepchnąłeś w rozdzielnię, to dobrze było?

— Do mnie masz pretensję? Jego się czepiaj!!! — wrzeszczał Stefan, wskazując na Janusza. — Wnętrza sobie robił, cholera! Przecież on w ogóle nie patrzy, co się w budynku dzieje! Wszystko mu jedno, lampa wisi czy zlewozmywak! Szafę na przewodzie wentylacyjnym postawił!!!...

— Cicho, sza!!! — ryknął Janusz, którego widocznie nagle ugryzło sumienie. — Dobrze, już dobrze, znajdę ci miejsce na ten cholerny komin! Kobyła nie komin!...

— Ja muszę mieć gniazdko! — zażądał Włodek kategorycznie.

— To idź se uwij. Dajcie mi święty spokój, może coś wykombinuję...

Słuchałam ich barwnych wypowiedzi i rozkładałam swoje opisy techniczne na poszczególne egzemplarze, nie wnikając na razie w ich treść, bo miałam myśl zajętą ważniejszymi rzeczami. Rozkładanie opisów przerwał mi Andrzej.

— Pani Joanno można pani zadać służbowe pytanie? — spytał jak zwykle z nienaganną rewerencją.

— Niech pan zadaje — zgodziłam się w roztargnieniu.

— Co pani ma w opisie technicznym całego obiektu? Bo ja właśnie sprawdzam te opisy, co przyszły dziś z maszyn. Wszędzie jest napisane „budynek dla robotników parowych”, nie bardzo rozumiem, co to znaczy, nic takiego nie robiłem.

— Co?! — spytał Włodek, odwracając się nagle.

— Parowych? Ja mam budynek dla robotników pałacowych!

— To może niech pani rozstrzygnie...

Patrzyłam na nich, nie mogąc tak od razu zebrać myśli. Chwyciłam własny opis techniczny i oprzytomniałam.

— Na litość boską, co wy mówicie! Budynek dla robotników placowych!

— Ja jeszcze mam wiatę na nasypy drogowe — powiedział ponuro Włodek. — W brudnopisie było jak byk: maszyny.

Stefan też się odwrócił, wciąż parskając furią.

— Te maszynistki chyba zwariowały. Ja mam u siebie kotki gnane parą.

— Co pan ma?!

— Kotki gnane parą.

— A co powinno być? — spytałam z szalonym zaciekawieniem, nie mogąc sobie tego w pierwszej chwili z niczym skojarzyć.

— Kotły grzane parą...

— To jeszcze nic — oświadczył Janusz, również odwracając się od swojego stołu. — Raz mieliśmy w opisie technicznym takie zdanie: „Pies, stojący w kącie pokoju, kopcił tak strasznie, że trzeba mu było otwór zalepić gliną”. Ładne, co?

Zaniepokoiłam się tymi informacjami i na wszelki wypadek zaczęłam patrzeć uważniej na własny opis. Zaraz na pierwszej stronie znalazłam pięknie podkreślony tytuł: Warsztat z suszarnią . W pierwszej chwili wpadłam w panikę, przekonana, że widocznie pomyliłam dwa budynki, ów warsztat i pralnię, którą równocześnie robiłam, ale brudnopis wykazał, że miał być warsztat z suwnicą. Zajęta opisem, nie zwracałam uwagi na otoczenie, kiedy nagle oderwały mnie od pracy dziwne poczynania Janusza.

Spędził Wiesia z jego miejsca i przysunął jego stół do stołu Leszka. Zmierzył odległość, zawahał się i przysunął jeszcze trochę. Wiesio stał obok, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Janusz spojrzał na mnie.

— Wstań — rozkazał.

Wstałam posłusznie z nadzieją, że coś wyjaśni. Przyjrzał mi się od tyłu i pomamrotał pod nosem.

— Na nic — oświadczył. — Siadaj.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x