Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszyscy jesteśmy podejrzani
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z Moniką.
— Powąchaj to — powiedział do niej, wskazując stół Wiesia. Trzeba trafu, że akurat stał tam mały słoiczek farby z wyrastającą ze środka pleśnią.
— Zwariowałeś? — oburzyła się Monika. — Sam sobie wąchaj.
— No to zaraz... — Janusz obejrzał się, odsunął farbę i położył na stole gumkę do ołówka. — No, wąchaj!
— On ma fioła? — spytała Monika nieufnie, spoglądając na nas pytająco. — O co mu chodzi?
— Nie wiemy. Wąchaj, co ci szkodzi. Może nam potem powie.
Monika wzruszyła ramionami, pochyliła się i powąchała gumkę. Janusz uważnie przyglądał się jej z tyłu.
— Nie śmierdzi — powiedziała prostując się. — A co?...
— Pięćdziesiąt pięć centymetrów — oświadczył Janusz z zadowoleniem. — Jakby się uprzeć, to nawet pięćdziesiąt trzy. Mam dla Stefana osiem centymetrów.
— W tej chwili masz wyjaśnić, co to znaczy!
— Nic, musiałem sprawdzić, ile mogę mieć minimalnie między kuchnią a zlewozmywakiem. Ile potrzeba, żeby się gruba baba mogła schylić... Jesteś najgrubsza w całym biurze.
— Zwierzę — powiedziała zimno Monika, odzyskawszy głos.
Te wszystkie atrakcje tak mnie zajęły, że zapomniałam o Jadwidze. Kiedy sobie o niej przypomniałam, okazało się, że właśnie maglują ją władze w sali konferencyjnej.
— Wiecie, że ja się już do nich przyzwyczaiłem — powiedział Leszek w smętnej zadumie. — Jak skończą to śledztwo i przestaną tu przychodzić, to tak mi będzie czegoś brakowało...
— Najwięcej ci chyba będzie brakowało tego jednego, którego ze sobą zabiorą — powiedział trzeźwo Janusz.
— Najwięcej to pani Joannie będzie brakowało prokuratora — zauważył Witold, odwracając się i mrugając jednym okiem do Janusza. Pomyślałam sobie, że chyba muszą mieć jakieś dodatkowe wiadomości.
Żebym go aby nie miała w nadmiarze — odparłam proroczo.
Leszek siedział nadal zamyślony.
— Ciekawe, kto to będzie. Wiecie, powiem wam, że tak prawdę mówiąc, to ja nie wierzę w nikogo. Podejrzewam, że go wykończyła siła nadprzyrodzona albo sam popełnił samobójstwo. A propos, kto z was mi pożyczy sto złotych?
— Ja bym ci nie radził pożyczać — mruknął ostrzegawczo Janusz. — Nieboszczyk pożyczał i jak teraz wygląda?
— Rzeczywiście, może i masz rację — przyznał Leszek po namyśle. Otworzył szufladę, przyjrzał jej się z uwagą i westchnął ciężko.- — Widzicie, jak to było dobrze zrobić sobie taki skromny zapasik? Teraz będzie, jak znalazł. Proszę, i chlebek jest, i masełko, i kiełbaska, i nawet musztarda... — Wyjął słoik z zaskorupiałymi resztkami, obejrzał i pokręcił głową. — Co prawda, niedużo tego...
Przyglądaliśmy mu się z zainteresowaniem, bo jego westchnienia brzmiały sugestywnie. Leszek pogrzebał trochę w swoim spożywczym pobojowisku, podniósł głowę i też spojrzał na nas.
— Do pierwszego jeszcze pięć dni — powiedział ostrzegawczo. — Nie szaleć! Nie szaleć z jedzeniem!...
— Pani Joanno, milicja panią wzywa — powiedziała Jadwiga, zaglądając do pokoju. — A jak panią wypuszczą, to ja mam do pani bardzo ważny interes, koniecznie musi pani ze mną porozmawiać.
Jadwiga była wzburzona i nieprzytomnie zdenerwowana, co mnie bardzo zaciekawiło. Nie miałam czasu o nic jej spytać.
— Kto wychodził na wasz balkon? — spytał kapitan po wstępnych rewerencjach.
Wiedziałam, dlaczego o to pyta i o co mu chodzi, i natychmiast się zdenerwowałam nie mniej niż Jadwiga. Chcąc nie chcąc, musiałam wyznać, że Wiesio, kiedy jadł Leszka rybę.
— Ale to o niczym nie świadczy — dodałam stanowczo już z własnej inicjatywy. — Tłumy ludzi mogły wychodzić, przecież nie siedziałam tam bez przerwy!
Mimo woli zwracałam się nie do kapitana, tylko do prokuratora, który mnie od razu zrozumiał.
— Co ja pani na to poradzę — powiedział z westchnieniem. — Oczywiście, że spytamy wszystkich, ktoś tam przecież zawsze był.
— Nie zawsze — zaprotestowałam. — Tuż przedtem, jak zaczęliście nam odbierać chustki do nosa, pokój był pusty. Janusz grał w brydża. Leszek gdzieś poszedł, Wiesia trzymaliście wy, a ja przyszłam do gabinetu zaraz po nim. Przedtem był ze mną w pokoju Stefan, może on kogoś widział!
— Tego pani też broni? — mruknął niechętnie prokurator.
— A co, mam go oskarżać? To pańska domena!
— Zwracam pani uwagę, że jak odbieraliśmy chustki do nosa, to ten wazon dawno był w kawałkach — odpowiedział zimno kapitan. — Oczywiście doskonale pani wie, dlaczego szukamy tego, co wychodził na balkon.
Uprzytomniłam sobie z rozpaczą, że ja nikogo innego nie widziałam, Leszek jest roztargniony, Janusz był otępiały po wizualnym wstrząsie, a Wiesia wypowiedzi na pewno pod uwagę nie wezmą. Co zrobić?...
— Ekspertyza... — wymamrotałam w przygnębieniu.
— Jaka ekspertyza? — spytał ostro kapitan.
— Ekspertyzę musicie zrobić! Przecież tak się robi! Na takim zapleśniałym kluczu muszą być ślady gmerania w zamku! To niemożliwe, żeby nie było! Od czego macie swoje laboratoria?!
— Pozwoli pani, że będziemy sami decydować o naszych poczynaniach. Na razie musimy stwierdzić, kto wychodził na balkon.
Zaczęłam sobie gwałtownie przypominać wydarzenia natychmiast po odkryciu zwłok. Panowało przeraźliwe zamieszanie. Każdy mógł zdążyć. Leszek i Wiesio byli już w środkowym pokoju, Janusz był ogłuszony i nic nie widział. Na balkon mogło wyjść nawet stado słoni!...
Rozmyślania toczyłam na głos, a panowie z zainteresowaniem słuchali. Kapitan wzruszył ramionami.
— Zaraz się okaże, że w tym czasie wszyscy oślepli i ogłuchli — powiedział gniewnie. — Albo stracili pamięć i nic nie wiedzą...
— No to ich przyciśnijcie! To niemożliwe, żeby Wiesio!...
— Przyciśniemy, nie ma obawy...
Wróciłam do pokoju. Leszek stał na przeklętym balkonie, na ulicy grała orkiestra, a Janusz siedział ze zgrozą malującą się na twarzy. Witold i Wiesio mieli atak śmiechu.
— Wiecie, że to już przechodzi ludzkie pojęcie — powiedział Janusz w osłupieniu.
— Co ci się stało? — spytałam zniecierpliwiona, bo miałam już dość dziwacznych niespodzianek. — No, mówże! Zaniemiałeś?!
— Wycyganił ode mnie ostatnie dwadzieścia złotych — powiedział Janusz, trwając w stanie otępiałej zgrozy. — Wyżebrał, wyskamlał! Dałem mu w końcu, bo myślę sobie, głodny albo co... A ten bydlak wziął moje dwadzieścia złotych i wyrzucił za okno!!!
— Nie za okno, tylko za balkon — poprawił Wiesio. — Chciał, żeby mu Ramonę zagrali.
— Trzeci raz grają! — wrzasnął Janusz, odzyskując wigor.
— Za twoje dwie dychy to zagrają i czwarty. Leszek jest w romantycznym nastroju.
Jadwiga, która już na mnie czekała, wyciągnęła mnie z pokoju i zawlokła do holu przy klatce schodowej, roztaczając wokół jak zwykle odór kropli Waleriana.
— Niech pani posłucha — powiedziała przy akompaniamencie poszczekiwania zębami. — Muszę pani coś powiedzieć, a pani musi mi pomóc, czy pani chce, czy pani nie chce. Ale najpierw niech pani da papierosa.
Zamilkła na chwilę, wpychając nie wiadomo po co papierosa z filtrem do cygarniczki. W napięciu czekałam na jej zwierzenia.
— Czy pani wie, o co oni mnie pytali?
— Niech pani nie zadaje głupich pytań, przecież nie podsłuchiwałam!
Pytali mnie o samochód mojego męża!
Jadwiga znów zamilkła i spojrzała na mnie wyczekująco, spodziewając się widać jakiejś niesłychanej reakcji. Nic nie zrobiłam, więc ciągnęła dalej:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.