Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Patrzyłam teraz na jedzącą kukurydziany placek Alicję i usiłowałam sobie przypomnieć wszystkie okoliczności tamtego zamknięcia drzwi. Wtedy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, zajęta przypadłościami pechowej Jadwigi. Kto je zamknął? I kiedy to było?...

— Pani Jadwigo, kiedy to było? — spytałam, przerywając jej opowiadanie.

— A zaraz pani powiem, bo dokładnie pamiętam. W pierwszej połowie listopada.

Oczywiście! Teraz zrozumiałam już wszystko. W tym samym okresie Witek robił konkurs, obaj z Januszem, a niekiedy także i Wiesio, siedzieli po nocach i wszystkie materiały do owego konkursu Witek trzymał w gabinecie. Dlatego teraz męczyła mnie myśl, że kłamie, wypierając się klucza. Palcem przecież tych drzwi nie zamykał...

Zaraz, a może Zbyszek?... Nie, Zbyszek wtedy jeszcze pracował w pierwszym pokoju, do gabinetu przeniósł się dopiero od nowego roku, to już dokładnie pamiętam. Więc jednak Witek? Dlaczego kłamie?...

Na co ty czekasz? — spytała ze zdziwieniem Alicja. — Mało ci było tych wczorajszych godzin nadliczbowych? Nie idziesz do domu?...

***

W domu miałam rozłożoną na stole małą, prowizoryczną, wolnostojącą kotłownię na trzy kotły. Usiadłam przy desce i zaczęłam kreślić elewacje. Zajęcie było mało skomplikowane umysłowo, toteż mogłam sobie przy nim pozwolić na kontynuowanie śledztwa. W głowie kłębiły mi się tysiące różnych pogmatwanych myśli, z których w żaden sposób nie mogłam wyłowić nic rozsądnego. Najbardziej gnębił mnie Witek.

Wiedziałam, że Witek miałby powód do zamordowania Stolarka, ale pod warunkiem, że Stolarek o tym powodzie wiedział. Jeżeli nie wiedział, to myślę, że Witek zasłoniłby go raczej własną piersią przed ciosem, tak wielkie kłopoty niosła ze sobą ta zbrodnia. Upadek pracowni... Pracowni, której Witek był nie tylko kierownikiem, ale w której miał prawo nosić zaszczytne miano dyrektora. Przypadek sprawił kiedyś, że bez żadnego wysiłku mógł wspiąć się na wysoki szczebel. W żadnym innym wypadku i w żadnych innych okolicznościach nie zostałby tak łatwo, w tak młodym wieku, dyrektorem przedsiębiorstwa, a to już było coś... No tak, przyczyny, które mogłyby go pchnąć do zbrodni, musiałyby być piramidalnych rozmiarów...

Ale Witek kłamał. Witek wiedział, gdzie był klucz. A klucz z wazonu?...

Nie wytrzymałam nerwowo, porzuciłam elewacje kotłowni i zadzwoniłam do znajomej pani, robiącej doktorat z chemii. Osłupiała ze zdumienia chemiczka wyjaśniła mi, że opisanym przeze mnie pomyjom wystarczyłoby kilka dni na ustanie się i zareagowanie ponownie w sposób równie imponujący. Czyli klucz mógł być wyjęty z wazonu nieco wcześniej, a po zbrodni znów tam wrzucony. Chlup i już! I przykryć...

Więc co, Wiesio? Niemożliwe. Zupełnie niemożliwe. Ale jeżeli nie Wiesio i nie Witek, to Zbyszek.

Kacpra, Ryszarda i Monikę wykluczyłam. Zbyszka też. Co do Zbyszka chodziło mi tylko o to, jak go obronić.

Podniosłam głowę znad elewacji i tęsknie popatrzyłam w róg pokoju. Przydałby mi się teraz diabeł, on jednak zmuszał mnie do logicznego myślenia. Pomimo intensywnego wpatrywania się we wszystkie możliwe narożniki diabeł nie ukazał się, ale za to zadzwonił telefon.

— Chwileczkę — powiedziałam, pojąwszy wreszcie, że po drugiej stronie przewodu znajduje się piękny prokurator. — Czy pan rzeczywiście dzwoni, czy też ja to sobie wyobraziłam? Bo już mi się zaczyna mylić...

— Rzeczywiście dzwonię — odparł nieco zdumiony. — Przepraszam, że o tej porze, ale u państwa było dziś po południu jakieś zebranie i mam nadzieję, że zdobyła pani nowe wiadomości.

— A zdobyłam, zdobyłam... Te nowe wiadomości doprowadzają mnie powoli do kompletnego upadku umysłowego. Jeżeli ich zaraz z panem nie omówię, to nie ręczę za swoje klepki. Gdzie się pan chce ze mną spotkać?

Wcale nie chciałam tego powiedzieć. Diabeł mówił za mnie.

— Kiedy widzi pani, ja właściwie nie powinienem się z panią spotykać — w głosie prokuratora brzmiało coś jakby niepokój. — Dopiero po zakończeniu śledztwa...

— Tak? — powiedział niewinnie diabeł moimi ustami. — To może mam przyjechać do pana, do domu, tak żeby nikt nie widział?

Niewinne pytanie diabła najwyraźniej w świecie śmiertelnie go przeraziło.

Broń Boże! — zawołał pośpiesznie. — To jest, chciałem powiedzieć, może w „Europejskim”?...

***

Kawiarnię zamykali o dziesiątej, kiedy byliśmy dopiero w połowie tematu. Prokurator się przez chwilę zawahał.

Właściwie już mi jest wszystko jedno. I tak popełniłem przestępstwo służbowe, spotykając się z podejrzaną w czasie trwania śledztwa... Mam nadzieję, że tam, na dole, w „Kamieniołomach” nie będzie nikogo ze znajomych...

***

— Biorąc pod uwagę sytuację służbową, Witek jest ostatnią osobą w kolejności do ławy oskarżonych — powiedziałam, kończąc relację o sprawach biurowych. — Ale kłamie...

— A czy pani jest pewna, że to on wtedy zamknął, a nie ktoś inny?

Popatrzyłam na niego jednym okiem przez kieliszek jarzębiaku. Alkohol kolosalnie podnosił moje walory umysłowe.

— Po pierwsze tylko on tam wtedy pracował. Po drugie trzymał tam bezcenne materiały konkursowe. A po trzecie ostatni wychodził, a pierwszy przychodził, zaraz po Matyldzie, która z kolei wychodziła znacznie wcześniej. W żadnym wypadku nie mógł nie wiedzieć o istnieniu klucza i nie zainteresować się tym, gdzie ten klucz przebywa.

— Może zapomniał?

— A, to może mu przypomnieć?

— Tylko niech pani tego przypadkiem nie robi! Już i tak pani stanowczo za dużo wie. Tylko by tego brakowało, żeby pani zaczęła działać na własną rękę!

Przekornie pokiwałam głową na obie strony. Siedziałam w tych „Kamieniołomach” niesłychanie zadowolona i doskonale beztroska. Prokurator był tak nieskazitelnie urzędowy, że nie mogłam mieć żadnych wątpliwości. Diabeł zrobił swoje, dzieło podrywania było na jak najlepszej drodze. Z zaciekawieniem spytałam o rezultaty poszukiwań w naszych urządzeniach sanitarnych, na co usłyszałam obszerne omówienie ostatnich premier teatralnych. To z kolei świadczyło, że musieli tam znaleźć coś interesującego, więc uczepiłam się tematu jak rzep psiego ogona. Skutek moich uporczywych nalegań był odwrotny od zamierzonego, acz ze wszech miar pozytywny. Mianowicie okazało się, że przedstawiciel prawa świetnie tańczy...

Potem już pracowałam głównie nogami, bo po każdym moim pytaniu na temat poszukiwań ta pani przy mikrofonie krzyczała: „Rudy, rudy, rudy rydz...!” albo „Nie płacz, kiedy odjadę”, a prokurator zrywał się od stolika i zapinał środkowy guzik marynarki.

W pewnym momencie mruknął przy upojonym obrocie:

— Nie znoszę walca...

— To dlaczego pan tańczy?

Żeby pani przestała pytać...

Rozumiem z tego, że przedstawiciele władz śledczych muszą być wszechstronnie wykształceni.

***

Może bym się i nie spóźniła tak bardzo następnego dnia, gdyby nie to, że rano przed wyjściem oko moje padło na zostawione odłogiem elewacje kotłowni.

Przyjrzałam się im i wyraźnie poczułam, że coś jest ze mną nie w porządku. Trzeba było pełnego kwadransa, żebym wreszcie stwierdziła przeraźliwy idiotyzm, jaki mi się udało popełnić w stanie zaabsorbowania śledztwem. Zrobiłam coś nie do opisania, elewację, która była równocześnie frontową i tylną, przy czym w pierwszej chwili zupełnie nie można było pojąć, w czym leży błąd, i od patrzenia na to mąciło się w głowie. Zabrałam to ze sobą do pracy w celu uszczęśliwienia kolegów niezwykłym widokiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
libcat.ru: книга без обложки
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x