Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszyscy jesteśmy podejrzani
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— No i co? — spytałam niecierpliwie.
— W gabinecie było pusto tylko przez krótką chwilę. Tak... Potem już nie mógł otworzyć. Natomiast zamknąć mógł tylko wtedy, kiedy tam nikogo nie było, i trudno przypuszczać, że tak znakomicie sobie wybrał tę chwilę. Chyba że sam siedział w gabinecie...
— Witek albo Zbyszek?...
— Kierownika pracowni widziała sekretarka. Mógłby wejść z gabinetu i tak samo wrócić, ale ryzykował, że ktoś siedzi w przedpokoju i zaświadczy, że w tym czasie tamtędy nikt nie wchodził, a co za tym idzie musiał ktoś wejść przez gabinet. I leży. Nie, to nonsens, zresztą ryzykował też wejście sekretarki, którą zaskoczyłaby jego nieobecność... Natomiast ten drugi, naczelny inżynier, był sam w gabinecie, mógł zamknąć drzwi, wyjść, zobaczyć, że przedpokój jest też pusty... Miał dostęp do klucza...
Zbyszek! Nie ma siły, uczepią się Zbyszka! Zdenerwowałam się natychmiast okropnie.
— Przecież mówiłam to panu! Mówiłam, że wszystko wskazuje na niewinnego człowieka!...
— Skąd pani wie, że on jest taki niewinny?
— Wiem! Wiem na pewno! Zresztą pan mi przerwał, jeżeli morderca rozmawiał z ofiarą w sali konferencyjnej, a Zbyszek to słyszał, to siłą rzeczy to nie mógł być on!
— Kto powiedział, że rzeczywiście słyszał? Na jakiej podstawie mamy w to wierzyć? I kto powiedział, że ten, co rozmawiał, jest także mordercą?
— Nie wiem, o Boże, nic mnie to nie obchodzi! Mówię panu, że to nie Zbyszek, głowę daję! Uprzedzałam, że w panu cała moja nadzieja! Niech pan coś zrobi, on jest niewinny, niech pan szuka tej szmaty od dziurkacza! Niech pan przyciśnie Witka, on zełgał coś z tym kluczem, niech pan... nie wiem, co!!!
— Bardzo gorąco broni pani tego głównego podejrzanego — powiedział prokurator drwiąco.
— Bo to jest jedyny porządny człowiek w całym biurze! On tego nie zrobił, wykluczone! Boże drogi, przyjdzie do tego, że będę musiała sama prowadzić cholerne śledztwo!
— Szczęśliwy człowiek, o którego kobieta tak walczy...
Niech mnie pan nie denerwuje!...
W dalszym ciągu konwersacji doszłam do takiego stanu, że zaczęłam rzucać nieopisane kalumnie na wszystkich podejrzanych i nie podejrzanych współpracowników, wymyślając przedziwne nonsensy, żeby tylko odwrócić jego uwagę od Zbyszka. Skutek był wręcz odwrotny od zamierzonego. Prokurator z wyraźną, jadowitą satysfakcją zbijał moje argumenty, wynajdując przeciwko Zbyszkowi dowody nie do podważenia.
— Musi panią chyba dużo łączyć z tym panem — powiedział równocześnie uprzejmie i z przekąsem, przyglądając mi się jak jakiemuś ciekawemu okazowi. Musiałam zresztą istotnie wyglądać jak ciekawy okaz, czerwona, rozczochrana, wściekła, niewątpliwie pomazana nieco grafitem z ołówka, demonstrująca w rozpaczy wszystkie braki umysłowe. Chciałam mu w szale odpowiedzieć jednym słowem, krótkim, treściwym i niecenzuralnym, ale się na szczęście powstrzymałam. Zamiast tego krzyknęłam:
Przecież on się śmiertelnie kocha...!
I urwałam. Lojalność w stosunku do Zbyszka była silniejsza nawet niż furia.
— W kim? — podchwycił natychmiast prokurator.
— W jednej pani — odparłam ponuro. — Nie we mnie, ręczę panu. Romansuje sobie z tą panią długo i wytrwale, a ja im błogosławię. A łączy mnie z nim platoniczna sympatia i wzajemne zaufanie.
Prokurator patrzył teraz na mnie, jakbym już zupełnie zwariowała.
— On się kocha w jednej pani, a pani go tak broni? Przepraszam, ale ja tego nie rozumiem.
— To niech pan sobie nie rozumie. Widocznie obce są panu ludzkie uczucia.
— Przeciwnie, ludzkie uczucia są mi dobrze znane i właśnie dlatego nie rozumiem.
— No to ja jestem taka nietypowa. I co, zamknie mnie pan za to?
— Panią nie, ale może tego pana...
Musiał mieć jednak mnóstwo wdzięku i nieprzeciętne podejście do kobiet, bo doprowadził mnie znów do przytomności. Jeszcze raz pokrótce zreasumowałam z nim wszystkie wnioski. Podejrzanych nadal było osiem sztuk, z czego dwie, moim zdaniem, wykluczone psychologicznie, dwie na skutek subtelnych obserwacji, a jedna nie mająca powodu. Ósma osoba, Wiesio, w ogóle nie mieściła mi się w głowie.
Wróciłam na górę w pomieszanym nastroju, bo z jednej strony śledcze rozważania zdecydowanie mnie przygnębiły, a z drugiej urok prokuratora, obficie na moje konto roztaczany, znacznie podniósł na duchu. Trafiłam wprost na zbiegowisko, które Witek zwołał w środkowym pokoju.
Usiadłam obok Alicji i zanim zdążyłam odetchnąć, usłyszałam od niej rewelacyjną informację.
— Uszczęśliwiłam ich — powiedziała z dużą satysfakcją. — Grzebią w wychodku.
— Na miłosierdzie pańskie! Dlaczego?! Zwariowali?!...
— Nie, ale skoro zadają głupie pytania, to słyszą głupie odpowiedzi.
Pozostawiony w pracowni kapitan, wpadłszy widać w ostateczną rozpacz, zadał Alicji zgubne pytanie. Mianowicie koniecznie chciał się dowiedzieć, czy od chwili wykrycia morderstwa nie zdarzyło się w biurze coś niezwykłego.
— Poza zapchaniem się damskiego WC-tu nie zauważyłam nic szczególnego — odparła beztrosko Alicja, po czym udzieliła mu szczegółowych wiadomości na temat naszych urządzeń sanitarnych. Zapychanie damskiego WC-tu bowiem również nie było niczym niezwykłym. Zapychał się od byle czego. Wystarczyło tam wrzucić ogryzek od jabłka i już koniec luksusów.
Kapitan, usłyszawszy tę wyczerpującą odpowiedź, dostał nagłego przypływu wigoru, wezwał posiłki i przy pomocy pani Glebowej przystąpił do gruntownego czyszczenia urządzeń kanalizacyjnych. Pani Glebowa była zachwycona, że chociaż raz w życiu milicja ją wyręcza, bo inaczej musiałaby to robić sama. Innych rezultatów tych poczynań, poza uszczęśliwieniem pani Glebowej, Alicja na razie nie znała.
— Czy ja paniom przypadkiem nie przeszkadzam? — spytał Witek jadowitym szeptem, bo toczyłyśmy rozmowę, nie zwracając najmniejszej uwagi na rozpoczęcie zebrania.
— Nie, skądże, co znowu — odparłyśmy obie uprzejmie, ale poniechałyśmy konwersacji, bo zebranie zapowiadało się niezwykle interesująco.
Witek wygłaszał wspaniałą mowę, grzmiąc dramatycznym szeptem przeciwko naszym błędom i wypaczeniom. Z boleścią piętnował upadek dyscypliny, zaznaczający się szczególnie po zbrodni, co, jego zdaniem, było nadzwyczaj karygodne.
— A co on chciał, żebyśmy zaczęli gwałtownie pracować ze zdenerwowania? Z tą gliną na karku? — spytał rozgoryczonym szeptem Włodek.
— Znacie sytuację — szemrał Witek z boleścią. — Właśnie teraz mamy szansę uratowania pracowni. Przychodzą nowe zlecenia na blisko trzy miliony złotych...
— Chała będzie, a nie zlecenia — mruknął Stefan, siedzący obok nas na stole.
Witek nadal szeptał nonsensy, czepiając się wyłącznie dyscypliny i zręcznie omijając drażliwe tematy, takie, jak zatrzymująca nas wyświetlarnia, introligatornia, nadrabiane przez nas, nie wiadomo dlaczego, błędy i niedociągnięcia inwestorów, komplikacje z naszymi władzami budowlanymi i tym podobne. Nikt nie mógł zrozumieć, o co mu właściwie chodzi. Nagle, ni z tego, ni z owego, zakończył.
— I proszę teraz o rzeczywiście twórcze wnioski — powiedział godnie i boleściwie.
Twórcze wnioski padły natychmiast. Zaproponowano sprowadzenie dwóch psów, należących do Stefana i Janusza, w celu uwiązania ich w korytarzu i przy drzwiach wyjściowych.
— Stefana suka tresowana, trzeba ją jeszcze przyuczyć, żeby przepuszczała do WC-tu — powiedział Leszek natchnionym głosem.
Alicja rzuciła myśl, żeby każdego przykuć za nogę do stołu łańcuchem, zamykanym na kłódkę. Wiesio, żywo zainteresowany kwestią spóźnień, domagał się zamieszkania całego personelu na stałe wisiorze. Włodek proponował pozapychanie wszystkim gąb gipsem. Witek słuchał i cierpiał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.