Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszyscy jesteśmy podejrzani
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Krzyczałam przedtem kilkakrotnie, tyle że nieco ciszej, zaczęłam się już obawiać, że ogłuchłaś. A przedtem był odwrócony tyłem?
— Nawet, można powiedzieć, wypięty... W tej pozycji nie sposób poznać.
— Okazywał ci lekceważenie? — spytała Alicja z zainteresowaniem.
— Nie, grzebał w urządzeniach sanitarnych nieboszczyka. Przeżyłam wstrząsające chwile. Idę do domu, oczywiście. Czekaj, zaraz się spakuję.
Alicja była wyraźnie zaciekawiona moimi wizjami, które streściłam jej pokrótce, zbierając swoje rzeczy.
— Jak to, nie poznałaś nawet, czy to kobieta, czy mężczyzna? — spytała z naganą.
Zaskoczyła mnie tym pytaniem, bo uprzytomniłam sobie, że istotnie nie mogłam przysiąc. Morderca miał na sobie coś w rodzaju bardzo obszernego, niebieskiego kombinezonu. W śledczym zapale i w przekonaniu, że za chwilę zobaczę jego twarz, nie zwróciłam na to dostatecznej uwagi.
Opuściłyśmy biuro, dojechałyśmy na Mokotów taksówką, po czym doszłyśmy do wniosku, że właściwie nigdzie nam się nie śpieszy. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby iść na kawę i kontynuować przerwane przez Wiesia śledcze rozważania.
Od wczoraj wzbogaciłam się o mnóstwo wiadomości, wśród których, wbrew sugestiom diabła, najbardziej wybijały się te, dotyczące Wiesia. Zwierzyłam się z tego Alicji, która wysłuchała mnie bez zdziwienia.
— Ja znam Wiesia tajemnicę — powiedziała beztrosko.
— Co?!
— Znam, przypadkiem. Oczywiście, nie powiesz nikomu?
— No wiesz! Za kogo mnie masz?!
— Wiesio ma dziecko...
Przez chwilę miałam wrażenie, że któraś z nas zwariowała. Wiesio ma dziecko?! Co to znaczy?!
— Sam urodził? — spytałam w osłupieniu.
Oszalałaś! Hania... wiesz, która Hania? Ta moja przyjaciółka, która nic nie robi. Mieszka drzwi w drzwi z tajemnicą Wiesia. Już dawno mi opowiadała, że poznała dziewczynę, która mieszka naprzeciwko, ta dziewczyna ma dziecko, ojciec dziecka jest żonaty i odwiedza ją w tajemnicy. To jest trochę nietypowa historia, bo chodził z nią jeszcze przed ślubem...
Alicja zatrzymała się i zamyśliła.
— Chodził... Czy to rzeczywiście można nazwać chodzeniem?
— Na litość boską, nazwij, jak chcesz, tylko mów, co dalej!
— Dalej z nią zerwał, ożenił się, tymczasem ona urodziła to dziecko, o czym mu wcześniej nie mówiła ze względów honorowych, i teraz on przez to dziecko utrzymuje z nią kontakty. To właśnie Wiesio.
— Skąd wiesz? Hania go zna?
— Nie, ja go znam. Widziałam go tam przypadkiem, Hania mi go pokazała palcem i powiedziała, że to właśnie ten.
— Co ty powiesz! Wstrząsające!...
Długą chwilę siedziałam, myśląc bardzo intensywnie i w nieprzeciętnym tempie. No tak, to nic dziwnego, że Wiesiowi brakuje pieniędzy. Ale to przecież nie jest powód do morderstwa, posiadania dziecka żadne przepisy nie zabraniają. Wprawdzie Wiesio ma żonę, ale chyba raczej wolałby przyznać się do tego żonie...
Alicja mówiła dalej. Hania, zainteresowana dziewczyną z przeciwka, uzyskała od niej wszelkie możliwe wiadomości. Ojciec dziecka wżenił się w bardzo bogatą rodzinę, jego żona studiuje, dzięki pomocy teściów on może robić magisterski, nie troszcząc się o premię w biurze, potem mu obiecują zaproszenie do Francji albo do Stanów Zjednoczonych...
Bardzo surowa, moralna rodzina z zasadami... Wiadomość o posiadaniu przez młodego zięcia dziecka zmieniłaby sytuację diametralnie...
Nie, to niemożliwe, żeby Wiesio dla parszywych pieniędzy miał się tak wygłupić! Żona by mu na pewno przebaczyła...
Ale wychodził na balkon, a klucz był w wazonie...
— Ja mam tego dość — oświadczyłam stanowczo. — Uszami mi ta cała zbrodnia wychodzi i przestaję się nią interesować. Niech się dzieje, co chce, Alicja, zmieńmy temat!
— A właśnie — powiedziała z zainteresowaniem Alicja. — Co z prokuratorem? Ty go podrywasz czy on ciebie? Ładny chłopak, podoba mi się, tylko dla mnie za młody.
Dla mnie nie — mruknęłam trochę niechętnie, bo nie byłam pewna, czy ten temat nie jest przypadkiem jeszcze gorszy niż poprzedni. — Nie wiem, kto tu kogo podrywa, myślę, że najwięcej do powiedzenia ma diabeł. Jeżeli zadzwoni i dzisiaj pod służbowym pretekstem, to będzie znaczyło, że jednak jestem podrywana...
Następnego dnia od rana panował w pracowni dziwny spokój. Prokurator poprzedniego wieczoru zadzwonił, spędziłam upojne chwile tym razem w „Bristolu”, byłam mocno śpiąca i dlatego nie zwracałam uwagi na atmosferę. Gdybym była przytomniejsza, wiedziałabym od razu, że ten spokój nie wróży nic dobrego.
Matylda wezwała mnie do gabinetu Witka, który zażądał przyniesienia programu usług w mieszkalnym wieżowcu. Równocześnie do gabinetu zajrzał kapitan, więc odpowiadając na jego powitanie, przeszłam przez salę konferencyjną, po czym wróciłam z programem znów obok Matyldy.
Zdziwiło mnie nieco, że mój widok zrobił na niej jakieś niezwykłe wrażenie. Wyraźnie się przestraszyła i patrzyła na mnie, mrugając oczami, jakby czymś gwałtownie zaskoczona. Nie chciało mi się pytać, dlaczego ją tak zdumiewam, oddałam Witkowi program i wróciłam do pokoju.
Rozkoszny spokój trwał do południa. Wydarzenia, które potem zaszły, zlikwidowały go radykalnie.
Zaczęło się od tego, że do naszego pokoju wpadli nagle kapitan, prokurator i porucznik i wszyscy trzej rzucili się na obraz Leszka, ciągle stojący pod ścianą. Nie mogliśmy pojąć, dlaczego oglądane przez nich od kilku już dni arcydzieło wzbudziło teraz nagle takie zainteresowanie. Przyglądaliśmy się im, a oni z szaloną uwagą oglądali oblicze owej megiery, niemal jeżdżąc po nim nosami. Wreszcie wyprostowali się i spojrzeli na siebie.
— Rzeczywiście — powiedział z podziwem kapitan do prokuratora. — Moje uznanie...
Patrzyliśmy na nich z coraz większym zaciekawieniem, wietrząc sensację.
— Czy można wiedzieć, czym pan to malował? — zwrócił się uprzejmie prokurator do Leszka.
— Plakatówką — odparł Leszek zgodnie z prawdą. — To wzbronione? — dodał pośpiesznie z niepokojem.
Wszystko pan malował plakatówką? To też?...
Leszek spojrzał na obraz, następnie wstał z krzesła i przyjrzał się z bliska miejscu, w które stukał palcem przedstawiciel władzy. Oderwał się od obrazu i popatrzył z nieopisanym zdumieniem najpierw na nich, a potem na nas.
— Co to? — spytał nieinteligentnie.
— To my właśnie pana o to pytamy.
— To nie jest plakatówką — stwierdził Leszek ciągle tonem głębokiego zdumienia.
— Tylko co?
Pytanie padło bardzo ostro i Leszek wyraźnie się przestraszył.
— Jak Boga kocham, nie wiem! Ja malowałem plakatówką!
— Może państwo zechcą stwierdzić, co to jest i kto to malował?
Tego tylko było potrzeba, żebyśmy wyprysnęli z miejsc i dopadli obrazu, bo już i tak siedzieliśmy jak na szpilkach.
Od pierwszego spojrzenia wiedziałam, o co chodzi, i przypomniałam sobie tworzywo, które uzupełniło dzieło Leszka. Usta maszkary pociągnięte były grubo jaskrawą, cynobrową szminką. Wiesio odsunął się od obrazu i zaczął chichotać.
— To przecież szminka — powiedział Witold, zdumiony nie mniej niż Leszek.
— Właśnie. Kto to malował?
— Ja — wyznał Wiesio, usiłując odzyskać powagę. Natychmiast stał się centralnym punktem zainteresowania. Leszek patrzył na niego z głębokim niesmakiem.
Istotnie, zaraz po wyjściu opętanego chandrą autora Wiesio wykończył jego twór, uzupełniając makijaż damy, wyobrażonej na płycie pilśniowej, przy pełnej aprobacie Janusza i mojej. Dziwiło nas, że Leszek dotychczas tego nie spostrzegł, bo jaskrawy cynober gryzł się okropnie z resztą barw.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.