– Zapędziliśmy szczura w ślepą uliczkę, co? – rzucił Powys.
Już na zawsze miałem zapamiętać widok tych pięciu mężczyzn w tej pełnej napięcia chwili. Wyprostowałem nogi, serce zaczęło mi walić jak opętane i obejrzałem ich po kolei.
Connaught Powys w swoim eleganckim garniturze wyglądający jak praworządny przedstawiciel establishmentu. Opalenizna koloru kawy na jego mięsistej twarzy. Gładkie włosy; blade ręce. Postawny człowiek lubiący wykorzystywać swoją siłę.
Glitberg ze swoimi złośliwymi oczkami i odpychającymi, białymi bokobrodami wyrastającymi we wszystkie strony z jego policzków niczym kołnierz. Małe, różowe wargi i głupi uśmieszek.
Ownslow – byk, z łysym czubkiem głowy i długimi, niechlujnymi jasnymi włosami. Zamknął drzwi prowadzące do zacisza, oparł się na nich i założył ręce z ogromną satysfakcją.
William Finch, wysoki i dystyngowany, napięty do granic wytrzymałości na środku pokoju, zdjęty strachem, przepełniony gniewem i niezdrowym poczuciem przyjemności.
Trevor, srebrnowłosy, wytworny, blady. Siedzący niepewnie w swoim fotelu, myślący o przyszłości raczej ze smutkiem niż przerażeniem. Jedyny z nich, który wykazał chociaż troszeczkę zrozumienia dla tego, że to oni sami wpędzili się w tarapaty, a nie ja.
Oszuści przeważnie nie byli ludźmi hołdującymi przemocy. Rabowali na papierze, a nie używając do tego swych pięści. Mogli nienawidzić i grozić, ale fizyczna napaść nie leżała w ich naturze. Spojrzałem ponuro na te pięć twarzy i ponownie pomyślałem o nuklearnym efekcie przekroczenia masy krytycznej. Małe, oddzielne ilości materii radioaktywnej mogły być oswajane i wykorzystywane z pożytkiem. Jeśli jednak małe ilości składały się na większą masę, eksplodowały.
– Dlaczego przyjechaliście? – spytał Trevor.
– Finchy zadzwonił do nas i powiedział, że on tu będzie – wyjaśnił Powys, wskazując głową w moją stronę. – Nigdy więcej nie trafi się nam taka okazja jak ta, prawda? Bo przecież ty i Finchy wypadniecie na jakiś czas z obiegu.
Finch gwałtownie szarpnął głową: ale doszedłem do wniosku, że były różne rodzaje obiegu i upłynie bardzo wiele czasu, nim wróci na tory wyścigowe. Za nic nie chciałbym być na jego miejscu – upadać z takiej wysokości.
– Cztery lata byłem zamknięty w celi – powiedział Glitberg. – Cztery przeklęte lata, przez niego.
– Nie marudź – odparłem. – Cztery lata w więzieniu za milion funtów to świetny interes. Gdybyś proponował coś takiego ludziom, znalazłbyś mnóstwo chętnych.
– Więzienie jest nieludzkie – odezwał się Powys. – Traktują ciebie gorzej niż zwierzęta.
– Bo się rozpłaczę – odparłem. – Sam wybrałeś drogę, która ciebie tam zawiodła. I wszyscy dostaliście to, czego chcieliście. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. Więc uciekajcie i cieszcie się nimi. – Może mówiłem zbyt zapalczywie, ale nic nie mogło rozbroić tykającej już bomby.
Złość, że wpuściłem siebie w taki kanał, nie dawała mi spokoju. Po prostu nie przyszło mi do głowy, że Finch wezwie posiłki. Nie było takiej potrzeby: zrobił to z czystej złośliwości. Wierzyłem w to, że uda mi się poradzić sobie w miarę bezpiecznie z Finchem i Trevorem, a tutaj nagle czekało mnie zupełnie nowe stracie.
– Trevor – powiedziałem matowym głosem. – Nie zapominaj o odbitkach, które zostawiłem u przyjaciela.
– U jakiego przyjaciela? – spytał Finch, który czując poparcie swoich kumpli od razu stał się bardziej wojowniczy.
– W Barclays Bank – odparłem.
Finch był wściekły, ale nie mógł udowodnić, że to nieprawda, i nawet on musiał sobie zdawać sprawę, że jakakolwiek poważna próba wymuszenia ze mnie innej odpowiedzi może skończyć się dodatkowym czasem spędzonym w ciupie.
Na początku miałem zamiar zawrzeć układ z Finchem, ale teraz nie było już takiej możliwości. Teraz myślałem już tylko o tym, żeby wyjść cało z tego, co miało się zdarzyć, zachowując przynajmniej odrobinę honoru. Nie oceniałem swoich szans zbyt wysoko.
– Ile on wie? – Ownslow zwrócił się do Trevora.
– Wystarczająco dużo… – odparł Trevor. – Wszystko.
– Cholera jasna.
– Jak się dowiedział? – chciał wiedzieć Glitberg.
– Bo William uwięził go na swojej łodzi – wyjaśnił Trevor.
– Błąd – odparł Powys. – To był błąd, Finchy. Przyjechał węszyć wokół nas do Londynu i rozpytywał o łodzie. Mówiłem ci, co robić.
– Przykuć psa na łańcuchu – powiedział Finch.
– Ale nie na pływającej budzie, Finchy. Nie tego tutaj sukinsyna z jego bystrymi oczyma. Nie powinieneś go pakować na swoją łódź.
– Nie sądzę, żeby miało to jakieś znaczenie – wtrącił się Trevor. – Jak powiedział, wszyscy mamy nasze pieniądze.
– A co jeśli zacznie gadać? – spytał Ownslow.
– O, na pewno się wygada – powiedział Trevor z przekonaniem. – I oczywiście będą kłopoty. Pytania i dociekania, i mnóstwo zamieszania. Ale w końcu, jeśli będziemy ostrożni, powinny zostać nam pieniądze.
– „Powinny” nie wystarczy – rzekł zapalczywie Powys.
– Nic nie jest pewne – odparł Trevor.
– Jedno jest pewne – rzucił Ownslow. – Ten wszarz dostanie, na co zasłużył.
Wszystkie pięć twarzy jednocześnie zwróciło się w moją stronę i na każdej z nich, nawet na Trevora, wyczytałem ten sam zamiar.
– Po to przyjechaliśmy – powiedział Powys.
– Cztery cholerne lata – jęknął Ownslow. – I szyderstwa, które musiały znosić moje dzieciaki. – Odepchnął się od drzwi i rozplótł ręce.
– Cholerni sędziowie patrzący na nas z góry – dodał Glitberg. Wszyscy, powoli, zaczęli się do mnie zbliżać.
Było w tym coś niesamowitego i przerażającego. Tworzenie się stada.
Za mną był stół, a za nim ściana. Odgradzali mnie od okien i od drzwi.
– Nie zostawiajcie żadnych śladów – polecił Powys. – Jeśli pójdzie na policję, jego słowo będzie warte tyle co nasze, więc jeśli nie będzie miał nic do pokazania, niewiele będzie mógł zrobić. – Bezpośrednio do mnie powiedział: – Będziemy mieli cholernie mocne alibi, możesz być tego pewien.
Sytuacja wyglądała paskudnie. Odskoczyłem gwałtownie na bok, żeby uniknąć napierających na mnie ludzi, wymanewrować towarzystwo i rzucić się do drzwi.
Nic z tego nie wyszło. Udało mi się zrobić dwa kroki i tyle. Ich ręce dosięgły mnie ze wszystkich stron i zaczęły ciągnąć mnie do tyłu. Ich ciała napierały na mnie w jednej masie. Wyglądało na to, że moja próba ucieczki wyzwoliła w nich agresję. Byli zdecydowani, ciężcy i sapiący. Ze wszelkich sil usiłowałem się uwolnić, ale równie dobrze mógłbym siłować się z ośmiornicą.
Podnieśli mnie razem do góry i posadzili na krawędzi stołu. Trzech z nich unieruchomiło mnie w prawdziwie żelaznym uścisku.
Finch otworzył szufladę z boku stołu i wyjął z niej czerwono-biały obrus w kwadraty. Rzucił go na krzesło. Pod obrusem było kilka dużych, kwadratowych serwetek. W biało-czerwone kwadraciki. Kolory startowe Tapestry. Śmieszna myśl w takiej chwili.
Finch i Connaught Powys zwinęli po serwetce, obwiązali je wokół moich kostek, po czym przywiązali je do nóg stołu. Zdjęli mi marynarkę. Zwinęli i ciasno zawiązali czerwono-białe serwetki na obu moich nadgarstkach. Jaskrawoczerwone końcówki serwetek wyglądały jak chorągiewki.
Zrobili to szybko.
Wszystkie twarze były czerwone, oczy zamglone, chcące za wszelką cenę zaspokojenia żądzy. Glitberg i Ownslow, każdy po jednej stronie, pchnęli mnie do tyłu i przygwoździli plecami do blatu. Finch i Connaught Powys wyprostowali moje ręce i przywiązali nadgarstki do pozostałych dwóch nóg stołu. To, że stawiałem opór, zwiększało ich brutalność.
Читать дальше