Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Trevor włączył światła i zaciągnął zasłony, chociaż na dworze było zupełnie jasno. Potem ruszył prosto do baru.

– Chcesz drinka? – spytał.

Potrząsnąłem głową. Nalał sobie dwukrotnie więcej brandy, niż ja mu w biurze.

– Nie mogę w to wszystko uwierzyć – powiedział.

Wziął do ręki szklankę, osunął się na jeden z foteli z czerwonej skóry i zaczął wpatrywać się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Oparłem się biodrem o stół, który, jak wiele rzeczy w tym domu, był przykryty szklaną taflą. Obaj czekaliśmy i żadnemu z nas nie podobały się nasze myśli. Czekaliśmy prawie godzinę.

W tym wytwornym domu nie dojdzie do użycia przemocy, powiedziałem sobie tępo. Przemoc jest domeną tylnych uliczek i ciemnych kątów. Nic takiego się nie zdarza w zamożnym domu w poniedziałkowe wieczory. Czułem narastający we mnie niepokój i myślałem o oczach przepełnionych żądzą zemsty.

Przed domem zatrzymał się samochód. Trzasnęły drzwi. Zachrzęściły kroki na żwirze. Potem słychać je było na progu, za drzwiami frontowymi, na parkiecie i zbliżające się do drzwi pokoju, gdzie siedzieliśmy. Tu ucichły.

– Trevor? – usłyszałem.

Trevor spojrzał na przybysza ponuro. Machnął ręką w moją stronę, bo siedziałem pod ścianą i zasłaniały mnie drzwi.

Otworzył drzwi szerzej i tamten wszedł do pokoju.

Trzymał dubeltówkę; kolbę miał pod pachą, środek wsparty na przedramieniu, a dwie lufy skierowane były w podłogę.

Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić, i spojrzałem w jego nieugiętą, znajomą twarz.

Ojciec Jossie. William Finch.

– Zastrzelenie mnie niczego nie rozwiąże – oznajmiłem. – Opowiedziałem wszystko przyjacielowi i zostawiłem u niego kopie wszystkich dokumentów.

– Jeśli odstrzelę ci nogi, nigdy więcej nie wystartujesz w wyścigach.

Jego glos był przepełniony nienawiścią; a tym razem widziałem to nie w sądzie pełnym policji, ale z odległości paru kroków i to znajdując się po niewłaściwej stronie lufy.

Trevor wykonywał gwałtowne, uspokajające gesty.

– William… przecież sam dobrze wiesz. Zastrzelenie Ro miałoby katastrofalne skutki.

– Sytuacja już jest katastrofalna. – Mówił sdumionym głosem, który przez napiętą do granic wytrzymałości szyję i kark brzmiał jeszcze głębiej i bezwzględniej. – Ten mały wszarz się o to zatroszczył.

– Cóż – powiedziałem i usłyszałem napięcie we własnym glosie – nie kazałem ci kraść…

Nie była to przemyślana uwaga. W najmniejszym stopniu nie przyczyniła się do rozładowania napięcia, a William Finch był jak reaktor nuklearny, którego pręty były już za bardzo odsłonięte. Lufy dubeltówki podskoczyły w jego ręku i wymierzyły w moje biodra.

– William, na miłość boską – rzekł gwałtownie Trevor, gramoląc się niezdarnie z fotela. – Pomyśl rozsądnie. Jeśli mówi, że zabicie go na nic się nie zda, musisz mu uwierzyć. Gdyby to nie była prawda, za nic w świecie nie ryzykowałby przyjeżdżania tutaj.

Wytworny w każdym calu Finch aż gotował się ze wściekłości. Nabrzmiewające mięśnie żuchwy i palce ściągnięte niby pazury zdradzały walkę między nienawiścią a zdrowym rozsądkiem. W pewnej strasznej chwili już byłem pewien, że żądza krwi i zemsty weźmie górę nad strachem przed konsekwencjami, i pomyślałem trzeźwo, że nic nie będę czuł… przez pierwsze kilka sekund nie czujesz bólu nawet przy najcięższych ranach. Zaczynało się dopiero chwilę później, jeśli jeszcze żyłeś. Nie wiedziałbym… Nie czułbym tego i może bym nawet nie wiedział…

Gwałtownie się ode mnie odwrócił i rzucił dubeltówkę w ramiona Trevora.

– Weź ją. Weź ją – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie ufam sobie.

Czułem, że drżą mi nogi i pot spływa mi po całym ciele. Nie zabił mnie na początku, kiedy byłoby to skuteczne, więc teraz można było ryzykować, zakładając, że tego nie zrobi, kiedy nie miał już nic do zyskania. A tak niewiele już brakowało…Oparłem się tyłem o stół i zebrałem trochę śliny w ustach. Starałem się przedstawić całą sytuację możliwie nudno, tak jakbyśmy dyskutowali nad jakimś mało ważnym szczegółem.

– Posłuchaj… – Ledwo udało mi się to wydusić. Odchrząknąłem i spróbowałem jeszcze raz. – Jutro będę musiał zadzwonić do Nowego Jorku, żeby porozmawiać z rodziną Nantucketów. A konkretnie z jednym z dyrektorów kierujących interesami ich rodzinnego imperium; do którego Trevor wysyła doroczne zrewidowane księgi Axwood.

Trevor wziął dubeltówkę i schował ją za zdobionym barem. Rozdygotany William Finch stał pośrodku pokoju. Widziałem, jak splata i rozplata dłonie, jak nogi drżą mu w nogawkach, jakby chciały gonić.

– No i co im powiesz? – spytał gwałtownie. – Co?

– Że w ciągu ostatniego roku obrachunkowego… hm… defraudowałeś pieniądze z firmy rodziny Nantucketów.

Wyglądało na to, że nieco się uspokoił.

– Przez ostatni… – Urwał.

– Nie wiem nic na temat wcześniejszych lat – zaznaczyłem. – Nie sprawdziłem. Nie widziałem ksiąg, a nie ma ich w naszym biurze. Muszą być trzymane przez trzy lata, więc spodziewam się, że je masz.

Zapadła dłuższa chwila ciszy.

– Obawiam się – ciągnąłem – że dyrektor trzymający pieczę nad interesami rodziny Nantucketów powie mi, bym natychmiast udał się na policję. Gdyby sprawa trafiła do starego Naylora Nantucketa, mogłoby być inaczej. Dla twojego dobra mógłby po prostu wszystko zatuszować. Ale to nowe pokolenie ciebie nie zna. To biznesmeni z krwi i kości, którzy i tak stajnie traktują jak kulę u nogi. Nigdy się tu nie pokazują. Uważają ją jednak za sporą firmę i płacą ci wysoką pensję, żebyś nią zarządzał, i bez wątpienia uważają, że zyski należą się im. Pomimo że bardzo delikatnie to ująłem i ta perspektywa wcale nie przysparza mi radości, będą musieli się dowiedzieć, że zyski z ostatniego roku obrachunkowego zasiliły twoją kieszeń.

Mój poważny ton wydawał się przynosić pierwsze rezultaty. Trevor nalał dwa drinki i wcisnął jedną ze szklanek w dłoń Finchowi. Ten spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem i po chwili odstawił ją na bar.

– A co z Trevorem? – spytał.

– Będę musiał poinformować zarządcę Nantucketów – powiedziałem z żalem – że księgowy, któremu powierzyli kontrolę nad ich interesami, pomagał ich oskubywać.

– Ro – zaprotestował Trevor, jak się domyśliłem raczej przeciw kolokwialnemu określeniu, którego użyłem, niż prawdzie w nim zawartej.

– Te księgi Axwood to fikcja – rzekłem. – Księgi kasowe, księgi główne, faktury… wszystko to wymyślne kłamstwa. Williamowi nigdy nie udałoby się zdefraudować takich sum bez twojej pomocy. Przynajmniej bez… – zdecydowałem się użyć nieco innego określenia -…bez twojej wiedzy i przymknięcia oka.

– I zgarniania sporej kasy – wybuchnął Finch, chcąc mieć pewność, że pogrąży też i swojego przyjaciela.

Trevor wykonał gest niesmaku, ale to musiała być prawda. Trevor był zawsze bardzo łasy na pieniądze i nigdy by tak nie ryzykował, gdyby nic z tego nie miał.

– Na pierwszy rzut oka wszystko w tych księgach jest w porządku – powiedziałem. – Gdyby Nantucketowie zlecili jakiejś firmie z Londynu ich kontrolę, nic by nie wykazała. Aleja czy Trevor, jako że tutaj mieszkamy… – Potrząsnąłem głową. – Axwood Stables płaciła tysiące funtów sprzedawcom pasz, którzy nie otrzymali tych pieniędzy, sprzedawcom siodeł, którzy nie istnieją, robotnikom, elektrykom i hydraulikom, którzy nie wykonali żadnej pracy. Faktury są w księdze, wszystkie ładnie wypisane, ale transakcje, do których się odnoszą, to fikcja. Pieniądze szły prostą drogą do kieszeni Williama Fincha.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x