– Dzwoniłem do ludzi, którym pan wysiał czek bez pokrycia – powiedziałem. – Byli dość uciążliwi, ale zgodzili się nie wnosić sprawy do sądu, jeśli wyczyści pan wszystko, kiedy przyjdzie nakaz płatniczy, którego nie da się uniknąć.
– Co zrobię?
– Zapłaci pan im bez zwłoki – wyjaśniłem. Ten żargon… Sam go mogłem używać, ale…
– Aha.
– Ten nakaz płatniczy – dumaczyłem – przyjdzie z urzędu skarbowego, który pobierze cały należny podatek i doliczy odsetki za każdy dzień zwłoki.
– Ale nie mam z czego im zapłacić.
– Sprzedał pan samochód, zgodnie z naszymi ustaleniami? Pokiwał głową, ale unikał spojrzenia mi w oczy.
– Co pan zrobił z pieniędzmi? – spytałem.
– Nic.
– Więc niech pan je wpłaci urzędowi skarbowemu na poczet należności.
Nadal unikał spojrzenia mi w oczy, więc westchnąłem, martwiąc się jego nierozważnością.
– Co pan zrobił z pieniędzmi? – powtórzyłem.
Nie chciał mi powiedzieć, więc doszedłem do wniosku, że podobnie jak wielu znanych bankrutów wybrał jakąś nielegalną ścieżkę, czyli pewnie sprzedał wszystko, co się dało, i ulokował pieniądze na koncie pod fałszywym nazwiskiem po to, żeby nie mieć zbyt wiele, kiedy w końcu zjawią się komornicy. Dałem mu dobrą radę, chociaż wiedziałem, że z niej nie skorzysta. Samobójcza histeria podczas jego poprzedniej wizyty zmieniła się w urazę do wywierających na nim jakąkolwiek presję, nie wyłączając mnie. Słuchał mnie z uporem muła, co miałem okazję już wielokrotnie obserwować wcześniej, i z przekonaniem przystał tylko na to, żeby już nie wypisywać więcej takich czeków.
O wpół do czwartej miałem już dosyć pana Wellsa i on mnie też.
– Potrzebuje pan dobrego radcy prawnego – stwierdziłem. – Powie panu to samo, co ja, ale może przynajmniej będzie pan go słuchał.
– Właśnie radca prawny skierował mnie do pana – powiedział ponuro.
– Kto jest pańskim radcą prawnym?
– Facet o nazwisku Denby Crest.
To małe miasteczko, pomyślałem. Wszystko się ze sobą łączy i zazębia. Kiedy pojawiały się znajome nazwiska, wszystko było w normie.
Tak się złożyło, że gdy odprowadzałem pana Wellsa do drzwi, Trevor był w pokoju sekretarki. Przedstawiłem ich sobie, tłumacząc, że Denby Crest go do nas skierował. Trevor uśmiechnął się do niego obojętnie i zaczął z nim sympatycznie gawędzić, czego by nie robił, gdyby wiedział, w jakim stanie znajduje się pan Wells. Pan Wells zmierzył wzrokiem Trevora, jego wygląd światowca, przyprószone siwizną włosy i właściwie nie miałem wątpliwości, że pomyślał, iż może oddał swoje sprawy w ręce niewłaściwego człowieka.
I być może właśnie tak się stało, pomyślałem cynicznie.
Kiedy wyszedł, Trevor spojrzał na mnie poważnie. – Wejdź do mojego biura – westchnął.
Usiadłem w jednym z foteli przeznaczonych dla klientów i spojrzałem na budzącego respekt Trevora za biurkiem. Wyglądało na to, że nie był do końca pewny, na czym stoi, więc był nieco spięty, ale równocześnie jakby miał nadzieję na załagodzenie sytuacji.
– Denby powiedział, że będzie tu o czwartej.
– Dobrze.
– Ale Ro… on sam ci to wyjaśni. Będziesz usatysfakcjonowany, jestem tego pewien. Niech to zrobi i wtedy sam zobaczysz… że my nie mamy powodów do obaw.
Na jego twarzy pojawił się mało przekonywający uśmiech, a palce marszczyły bibularz. Spojrzałem na dobrze mi znaną, przyjazną postać i z całego serca zapragnąłem, żeby rzeczy nie miały się tak, jak się miały.
Denby zjawił się dziesięć minut przed czasem, co potwierdzało tezy psychiatrów, jako że był straszliwie spięty. Kręgosłup jego niskiego, pulchnego ciała był sztywny jak kij od miotły, a wąsy lśniły na wysuniętych mocno ustach. Od razu było widać, że jest bardziej poirytowany, niż kiedykolwiek dotąd.
Nie uścisnął mi ręki: tylko skinął w moją stronę. Trevor obszedł biurko, żeby przysunąć mu krzesło, co uznałem za zbytek uprzejmości.
– Cóż, Ro – zaczął Denby ze złością. – Słyszałem, że masz jakieś wątpliwości w związku z moim poświadczeniem.
– Rzeczywiście.
– O co dokładnie chodzi?
– Cóż – powiedziałem. – Dokładnie… chodzi o brakujące pięćdziesiąt tysięcy funtów z pieniędzy powierzonych ci przez klientów.
– Bzdura. Westchnąłem.
– Przeniosłeś pieniądze należące do trzech różnych klientów z depozytów klientów na konto bieżące klientów – powiedziałem. – Potem, jakieś trzy czy cztery miesiące temu w ciągu sześciu tygodni wypisałeś dla siebie pięć czeków opiewających na różne sumy, płatnych z tego właśnie konta bieżącego. Te czeki łącznie opiewają na sumę dokładnie pięćdziesięciu tysięcy funtów.
– Ale już oddałem pieniądze. Gdybyś przyjrzał się dokładniej, zauważyłbyś na wyciągu bankowym, że już wszystko jest w porządku. – Był poirytowany. Niecierpliwy.
– Właśnie nie mogłem się zorientować, skąd wzięły się te pieniądze, więc poprosiłem bank, żeby przesłał mi kopie wyciągów – powiedziałem. – Przyszły dzisiaj rano.
Denby zastygł.
– Na kopii wyciągu nie ma ani śladu wskazującego na to, że pieniądze zostały oddane – oznajmiłem z żalem. – Wyciąg bankowy, który nam dostarczyłeś, był… cóż, fałszerstwem.
Czas mijał.
Trevor wyglądał na nieszczęśliwego. Denby zmienił pozycję.
– Ja tylko pożyczyłem te pieniądze – powiedział. W jego głosie nadal nie było słychać żalu ani prawdziwego strachu. – To zupełnie bezpieczne. Zostanie spłacone w bardzo krótkim czasie. Macie na to moje słowo.
– Hm… – rzuciłem. – Twoje słowo nie wystarczy.
– Naprawdę, Ro, to jest śmieszne. Skoro mówię, że pieniądze zostaną oddane, to zostaną. Przecież znasz mnie wystarczająco dobrze, żeby mi wierzyć?
– Jeśli naprawdę pytasz mnie o to, czy uważam ciebie za złodzieja, to odpowiedź brzmi nie – odparłem.
– Nie jestem złodziejem – rzekł ze złością. – Mówiłem ci, że pożyczyłem pieniądze. Chwilowe wykorzystanie korzystnej sytuacji. Nieszczęśliwie się złożyło, że… jak się okazało… nie byłem w stanie oddać ich przed terminem, kiedy musiałem złożyć poświadczenie. Ale, jak już wytłumaczyłem Trevorowi, to tylko kwestia najwyżej kilku tygodni.
– Klienci nie powierzają ci pieniędzy po to, żebyś mógł z nich sobie udzielać prywatnych pożyczek – zauważyłem rzeczowo.
– Wszyscy o tym wiemy – odparł Denby gwałtownie, jak dziecko tłumaczące rodzicom, skąd się wzięło.
– Brakuje ci pięćdziesięciu tysięcy, a Trevor przymknął na to oko i wygląda na to, że żaden z was nie zdaje sobie sprawy, że wasze kariery zawodowe legną w gruzach, jeśli sprawa ujrzy światło dzienne – powiedziałem.
Obydwaj spojrzeli na mnie, jakbym był dzieckiem.
– Ale nie ma takiej potrzeby, Ro – wtrącił się Trevor. – Denby wkrótce zwróci pieniądze i wszystko będzie dobrze. Tak jak ci mówiłem.
– To nieetyczne – odparłem.
– Nie bądź taki nadęty, Ro – powiedział Trevor ojcowskim tonem, potrząsając głową ze smutkiem.
– Dlaczego wziąłeś’ pieniądze? – spytałem Denby’ego. – Po co? Denby spojrzał pytająco na Trevora. Ten skinął głową.
– Będziesz musiał mu wszystko powiedzieć, Denby. On jest bardzo uparty. Lepiej mu powiedz, to wtedy zrozumie i cała sprawa się wyjaśni.
Denby niechętnie zaczął mówić:
Читать дальше