Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dopadł zwierzę, zanim przestało drgać. Wilgoć, woda, krew... Wyrwał sztylet z rany, przyłożył usta, zaczął ssać. Krew jaszczurki była gęsta, metaliczna w smaku i słodkawa. I było jej mało, rozpaczliwie mało, kilka łyków i po wszystkim, ściskał ciało w dłoniach tak mocno, jakby było bukłakiem, który należy opróżnić do końca. Nic z tego, zaczął rozdzierać gada na kawałki, gołymi rękami wyłamując stawy, oddzierając mięso od kości, żując intensywnie każdy kawałek w poszukiwaniu resztek wilgoci.
Jaszczurka nie zamknęła oczu. Nagle uderzyło go spojrzenie, którym obdarzał go na wpół oderwany od ciała łeb. Małe, paciorkowate oczko kpiło z niego, a wygięcie opancerzonych warg wydawało się posyłać złośliwy uśmieszek. No i cóż?, zdawało się mówić, myślisz, że przedłużyłeś swoje życie? Że kilka łyków mojej krwi i soki wyssane z mięsa dadzą ci szansę? Jestem już martwa, lecz ty także, człowieku.
Kolec jadowy skorpiona wciąż tłukł o łuski. Oto ja, pomyślał patrząc na te ruchy, mały skorpion złapany przez pustynię, już martwy, ale wciąż jeszcze odruchowo próbujący zadawać śmierć. Jesteśmy tym, czym jesteśmy.
Zgiął się i zwymiotował wszystko, czym udało mu się napełnić żołądek. Opadł na dłonie, patrząc na czerwonawą papkę, którą udekorował piasek. Nic, żadnych uczuć, żadnego żalu, nawet po tym, że właśnie stracił kolejną bezcenną porcję płynów. Mówili, że człowiek pozbawiony duszy nie odczuwa niczego, bo rozum i wola, które mu pozostały, nie są związane z uczuciami.
Usiadł, wziął do ręki łeb martwego gada i przez chwilę patrzył na coraz słabszy taniec segmentowanego ogonka. Podważył sztyletem zaciśnięte w przedśmiertnym skurczu szczęki i ostrożnie uwolnił pajęczaka. Zdumiewające, lecz skorpion był cały, zęby jaszczurki nie zmiażdżyły jego pancerzyka. Mężczyzna ostrożnie położył go sobie na otwartej dłoni. Przez chwilę on i skorpion wymieniali się spojrzeniami, mały pustynny zabójca uniósł szczypce w wyzywającym geście i zamachał ogonem. Człowiek uśmiechnął się na ten pokaz, po czym ostrożnie włożył stworzenie do ust i zamknął je, zostawiając na zewnątrz tylko ogonek. Odnóża załaskotały go po języku, szczypce uderzyły w podniebienie. Kolec skorpiona wygiął się i wbił tuż nad górną wargą.
To było tak, jakby rozpalony do białości pręt wbił mu się w twarz, ból i gorąco rozlały się po ciele, paraliżując nerwy. W chwilę później kolejne ogniska bólu rozlały się w miejscach następnych użądleń. Zacisnął kurczowo szczęki, niezdolny zapanować nad odruchem, i zmiażdżył swojego zabójcę.
Przynajmniej nikt nie powie, że umarłem bez walki, zdążył jeszcze pomyśleć. I tak nie dotrwałbym do...
– ...jutra – powiedział mężczyzna w atłasach. – Jeśli ten dzikus się nie zjawi, pan baron rec-Vankeel ogłosi go wszem i wobec tchórzem, psią pytą i osobnikiem niegodnym przebywania wśród ludzi cywilizowanych. Pan baron oczekuje, że na placu Zielnym pojawi się również Aerin-ker-Noel z rodziną. Jego nieobecność będzie traktowana jako tchórzostwo i zachowanie niegodne szlachcica.
Stał nieruchomo, wsłuchując się w ciszę, która zapadła po tym oświadczeniu. Wszyscy w domostwie kupca wełnianego, Gerasa coś tam, u którego jego pracodawca załatwiał właśnie swoje interesy, gapili się na nich w napięciu. W pomieszczeniu na parterze było ze dwadzieścia osób. Jeszcze przed chwilą panował tu gwar i harmider, przynajmniej w kilku miejscach trwały gorączkowe targi. Teraz jednak wyglądało to tak, jakby ktoś rzucił czar odbierający ludziom głos. Nagle razem z Aerinem znaleźli się w bąblu, w pustej przestrzeni. Rzucił okiem na kupca, ten patrzył na wyzywającego z napięciem, marszcząc brwi.
– O co właściwie chodzi Ehrenowi? O kontrakt na dostawę siodeł dla trzeciego pułku?
Ubrany w oficjalne barwy mężczyzna machnął lekceważąco dłonią i przybrał pozę teatralnego oburzenia. Yatech skrzywił się z niesmakiem. Więc tak rzucali wyzwanie Meekhańczycy? U niego w afraagrze mężczyzna po prostu podchodził do innego i wyciągał broń, a potem szukali sobie ustronnego miejsca.
Próba uwiedzenia córki, tak brzmiał oficjalny zarzut. Niejasno przypomniał sobie jakieś blade, niemrawe stworzenie w liliowej sukni, z którym zamienił kilka słów ostatniego wieczora. To był trzeci bankiet, na który zabrał go Aerin, pełno uroczyście odzianych mężczyzn i kobiet, drogie wina, jedzenie ledwo przypominające coś nadającego się dla ludzi, muzyka. I wielka sala, gdzie poza stołami uginającymi się od przysmaków nie było niczego więcej. Żadnego miejsca, aby usiąść, spocząć, ulżyć obolałym stopom. Goście, którzy mieli ochotę na chwilę odpoczynku, wymykali się do ogrodu, gdzie stało kilka ozdobnych ławek. Reszta krążyła po sali, wymieniając banalne uwagi, płaskie komplementy, niemrawe złośliwości. Aerin powiedział wtedy, że dopiero po północy, gdy wino rozgrzeje krew, może zacznie dziać się coś ciekawego.
Ich obecność została zauważona od razu, wielu kupców i arystokratów przychodziło w towarzystwie własnych strażników, kolejny dziwny, meekhański zwyczaj, którego nie rozumiał, wśród Issaram mężczyzna, który nie potrafiłby sam zadbać o swoje bezpieczeństwo i honor, byłby skazany na banicję. Gdy najmował się jako strażnik, był przekonany, że będzie miał pod opieką przede wszystkim rodzinę kupca. Towarzyszenie samemu Aerinowi w trakcie balów i przyjęć wydawało mu się nieco dziwne. Tym razem poszli we dwóch, gdyż pani Ellanda źle się poczuła. Gdy tylko weszli do sali, muzyka ucichła i niemal wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę. Strażnicy innych gości, przeważnie byli żołnierze, weterani wielu meekhańskich wojen lub wojownicy koczowniczych plemion, wpatrywali się w nich intensywnie, czasami wrogo. Aerin uprzedził go, że ma nie reagować na żadne zaczepki z ich strony. Strażnik nie ma własnego honoru, taka była jedna z głównych zasad tej służby. Honorem strażnika jest honor jego pracodawcy. Życiem strażnika jest życie jego pracodawcy, to była kolejna zasada, o której nigdy nie powinien zapominać.
Dlatego gdy padło to dziwaczne wyzwanie, spojrzał na kupca, oczekując na jego decyzję. Ten najwyraźniej się wahał.
– Moja rodzina nie ma z tą sprawą nic wspólnego – oświadczył wreszcie. – Dlatego zjawię się sam wraz z Yatechem i dwójką przyjaciół. Oczekuję, że baron również przyjdzie ze swoim przedstawicielem i dwoma towarzyszami.
Mężczyzna w atłasach wyglądał, jakby się zastanawiał.
– Zgoda – oświadczył po chwili. – Pojedynek odbędzie się jutro godzinę po wschodzie słońca.
Wyszedł, zostawiając intensywną woń potu i ciężkich, słodkich perfum.
Aerin pożegnał się ze wszystkimi zdawkowo i prawie wyciągnął go ze sklepu. Zanim przybyli do jego rodowej siedziby, Yatech poznał większość meekhańskich przekleństw, jakie były w użyciu w tej części Imperium.
Żona kupca również wyglądała na wzburzoną.
– Nie możecie tam iść. Dla Ehrena-rec-Vankeela walczy Veel Saworeh.
– Nie możemy nie pójść. Tu nie chodzi o jego córkę, tylko o kontrakt. Dowódca Trzeciego Pułku nigdy nie podpisze umowy z kimś, kto wycofał się z honorowego pojedynku. I Ehren dobrze o tym wie. Dlatego podsunął swoją córkę Yatechowi. Psiakrew, obserwowałem ich przez całe spotkanie. Nie powiedział do niej nawet pięciu słów.
– Cztery.
– Co „cztery”, Yatech?
– Cztery słowa. Zapytała, czy wyjdziemy do ogrodu, bo boi się ciemności. Powiedziałem: „Obowiązki mi nie pozwalają”. Tylko tyle.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.