Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dotarł do szczytu wydmy, zatrzymał się, po czym powoli spłynął w dół, wraz z niewielką lawiną piasku. Piach miał wszędzie, w oczach, uszach, ustach, we włosach, pod ubraniem. Jego szorstki dotyk był jak pieszczota natrętnej kochanki; zostań ze mną, mówił, nie idź dalej, poleż tu chwilę, w cieniu między wydmami jest tak przyjemnie... Prawie miał ochotę go posłuchać. Ale nie, jeszcze nie teraz, jeszcze nie. Wygrzebał się powoli, z najwyższym trudem przykucnął, podpierając się dłońmi. Uniósł głowę. Kolejna wydma wznosiła się przed nim jak fala rozkołysanego gniewem bogów oceanu.

Tym właśnie jest pustynia, pomyślał, bożym oceanem, rozciągniętym na eony sztormem, którego gwałtownością tylko bogowie potrafią się cieszyć. To są właściwe rozrywki Nieśmiertelnych: wyrastające spod powierzchni łańcuchy górskie, lądy zatapiane przez oceany, lodowce sunące tam i z powrotem. Cała reszta, rozumne rasy, ich konflikty, wojny, dynastie, królestwa i imperia, to pył niewart spojrzenia. A ludzie swoimi zawodzącymi modłami, świątyniami i uroczystościami, wyprowadzającymi na ulice w żałosnych procesjach rozhisteryzowane tłumy, zupełnie niepotrzebnie próbują zwrócić na siebie uwagę panteonu. Ich prawdziwe problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy bogowie wreszcie oderwą wzrok od wędrujących pustynnych wydm i skupiają go na pełzającym po obliczu ich ukochanego świata robactwie. Wtedy okazuje się, że tam, gdzie odwieczną pieśnią miały szumieć cieniste puszcze, wyrosły miasta, olbrzymie wrzody wypełnione ropą brudu, śmieci i nieczystości. Tysiącletnie dęby padły pod ciosami siekier, rzeki zrobiły się mętne od odchodów, góry poznaczono bliznami wyrytych w kamieniu dróg i tuneli. Wtedy wybuchają wojny i konflikty, świątynie skaczą sobie do gardeł, a ziemia zamienia w błoto lepkie od krwi. Bo jesteśmy jak stado korników, które zalęgły się w misternej, drewnianej rzeźbie, i trzeba się nas pozbyć.

Opuścił wzrok tam, gdzie powinny być jego dłonie. Już ich nie widział. Ta chwila, którą poświęcił na złapanie oddechu, wystarczyła, żeby zapadł się w piach po same nadgarstki. Poruszył palcami, czując szorstkie drobinki wbijające się pod paznokcie. To znaczyło, że jeszcze żył, stare powiedzenie mówiło: gdy nie czujesz piasku w dłoniach, to znaczy, że masz go już we krwi. To znaczy, że jesteś martwy. Wyrwał ręce z wydmy, gwałtownie, z gniewem, który go zaskoczył. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie. Jego celem był Skorpioni Młyn, olbrzymia niecka wypełniona białym jak kreda piaskiem, który pochodzić miał z ciał milionów pustynnych pajęczaków, wędrujących tam co roku, po swoją śmierć. Burze i wichry mieliły ich pancerze na drobny pył. Oto sens życia jadowitych zabójców, noce spędzane na łowach i śmierć ozdabiająca oblicze pustyni białą plamą o kilkumilowej średnicy. Nic więcej, nic mniej. Tam podążał, kolejny morderca, którego zmielone kości dołączą do trwającego od tysiącleci tańca ku czci śmierci.

Teraz musiał iść naprzód.

Ból w dole pleców prawie powalił go na ziemię. To objawy zbliżającego się końca. Pozbawiony wody organizm odmawiał posłuszeństwa, a najpierw dawały o tym znać nerki. Z każdym oddechem, z każdą drobiną wilgoci ulatującą z ust, zbliżał się do kresu. Pocić przestał się już wczoraj wieczorem, i gdyby nie chłód nocy, resztki sił straciłby już kilkanaście godzin temu. Teraz jednak... Nie było jeszcze południa, u stóp wydmy zalegał cień, ale za godzinę czy dwie w promieniu dziesiątek mil nie znajdzie schronienia przed słońcem.

Starsi w plemieniu wielokrotnie opowiadali o tym, jak paskudna jest śmierć na pustyni. Najpierw człowiek poci się, traci wodę i słabnie, potem, gdy ciało nie ma już wilgoci, którą może zamienić w pot, następuje powolne przegrzewanie organizmu, pojawiają się omamy, majaki, delirium. Mroczne legendy Issaram wypełniają opowieści o wędrowcach, których zwłoki znajdowano z ustami pełnymi pustynnego pyłu, bo w ostatnich chwilach życia próbowali pić piach. Wcześniej odmawiają pracy nerki, wątroba, żołądek. Bez wody przestają działać. Pewien stary mędrzec powiedział mu kiedyś, że ostatnim objawem są ponowne poty. W końcowych chwilach życia, gdy wszystkie narządy już umarły, ciało uwalnia resztki wody i próbuje się ratować. Kilka chwil potów, drgawek i koniec.

Jeszcze nie miał takich objawów. To znaczyło, że jego chwila jeszcze nie nadeszła. A ból nerek powinien jakoś wytrzymać.

Zaczął pełznąć w górę wydmy.

Prawa ręka, lewa, prawa noga, lewa. I jeszcze raz. Szczyt zbliżał się powoli, całe szczęście, że wydmy, które przemierzał, nazywane kenah, były łagodnymi wzniesieniami, gdzie pod warstwą lotnego piasku znajdowała się twarda, ubita powierzchnia. Dzięki temu mógł się wspinać. Gdyby trafił na inny teren, najpewniej nie udałoby mu się zajść tak daleko. Jednak teraz... dotarcie do Skorpioniego Młyna wydało mu się nagle czymś nieważnym i mało znaczącym. Gdy już upadnie, jego ciałem pożywią się jaszczurki i larwy owadów, a jaszczurkami i owadami – skorpiony. Później ci zabójcy, czując zbliżającą się śmierć, udadzą się w miejsce swojego ostatniego spoczynku. A pustynny wiatr zabierze tam pył z jego zmielonych przez szalejące burze kości. Tak właśnie najpewniej się stanie. Więc nie ma sensu iść dalej, skoro Młyn i tak jest mu przeznaczony.

Pamiętał bajkę o tym miejscu, którą opowiadała mu ciotka.

Pewnego razu pustynny skoczek znalazł umierającego z pragnienia skorpiona. Tknięty litością zabrał go do własnej nory, przynosił w pyszczku wodę, łapał żuki, które skorpion zabijał i pożerał, aż wokół nory skoczka wyrosła góra pustych pancerzyków, a sąsiedzi zaczęli na niego spoglądać z podejrzliwością. Ale skoczek polubił skorpiona, odbyli wiele rozmów, opowiadali sobie, jak to jest wędrować nocą po pustyni, szukać pożywienia, spijać krople, którymi przedświt ozdabia kamienie, uciekać przed drapieżnymi jaszczurkami i nocnymi ptakami. Bo skorpion, co skoczek odkrył ze zdumieniem, mimo szczypiec, twardego pancerza i śmiercionośnego ogona, również bał się stworzeń większych od siebie i wciskał się pod kamień na odgłos łap jaszczurki ghe. „Ty i ja jesteśmy braćmi”, powiedział któregoś wieczora skoczek, a skorpion uśmiechnął się tak, jak to czynią skorpiony, samym ruchem szczypiec, i nie odpowiedział nic. Bo skorpion wiedział lepiej.

Następnego dnia skoczek, od pewnego czasu puchnący coraz bardziej, zdumiał swojego gościa, wydając na świat kilka nagich, łysych stworzeń, które przywarły do niego i zaczęły ssać pokarm. Skoczek leżał nieruchomo, zmorzony snem po wielkim wysiłku i niezdolny do obrony, więc skorpion zrobił to, co uznał za właściwe. Ukłuł każde ze stworzeń swoim żądłem, a stwierdziwszy, że są soczyste i smaczne, pożarł je. „Dlaczego zabiłeś moje dzieci?”, płacząc, zapytał skoczek, gdy już odzyskał świadomość. „Dlaczego uznałeś mnie za stworzenie z twojego rodzaju? Czyż nie wiedziałeś, że jestem tym, czym jestem”, odparł skorpion i zapłakał, tak jak płaczą skorpiony, samym ruchem szczypiec. A później poszedł na pustynię, aby umrzeć. Lecz pustynia, oburzona morderstwem, nie chciała przyjąć jego ciała, tylko zmieliła je na pył i wrzuciła w wielką, pustą nieckę, która stopniowo wypełniła się białym piaskiem z miliardów pustych pancerzyków następnych pokoleń skorpionów.

Ta bajka nie miała morału, nie niosła żadnych mądrości poza jedną – jesteśmy tym, czym jesteśmy, a nasze kości trafią tam, gdzie kości wszystkich zabójców. Więc właściwie nie musiał się starać, mógł położyć się i umrzeć, a i tak znajdzie się tam, gdzie jego miejsce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x