Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tłum gapiów zaśmiał się przeciągle. Ona też uśmiechała się już otwarcie, przepełniona dumą i radością. Czterech. Pokonał czterech napastników niemal gołymi rękami i stał tam, obok, nawet nie draśnięty. Jej mały braciszek. W plemieniu długo będą opowiadać o tej walce, Yatechowi udało się w kilka chwil zniszczyć to, nad czym Lengana pracowała przez ostatnie lata. Udowodnił, że jest synem gór i że w walce niewielu może mu dorównać. Ten dzień nie mógł skończyć się lepiej.

Venyes nie stał już w lekceważącej pozie. Ręce miał luźno opuszczone, nogi lekko ugięte.

– Podobno miała jasne włosy i niebieskie oczy – wycedził z zimnym wyrachowaniem. – Wśród naszych dziewcząt to rzadkość.

Na te słowa Yatech odwrócił się powoli, jakby coś siłą zmuszało go do ruchu. Nie patrzył na Venyesa, tylko na nią, prosto w oczy.

– Musiała być niezła, ruchliwa jak małe zwierzątko, w odpowiednich miejscach ciepła i wilgotna. Dobra zabawka na zimne noce. Isanell, nawet ładne imię.

Nie przestając mówić, najstarszy syn Lengany powoli unosił dłonie ku rękojeściom mieczy. Nie powinien znać takich szczegółów. Ale jego przybrany ojciec zasiadał w radzie plemienia. Najpewniej był przy tym, gdy Yatech zdawał relację ze swojego pobytu w domu kupca. Dobra i mądra żona mogła wyciągnąć z niego informacje, których nie powinien nikomu zdradzić. I przez to właśnie – Deana zrozumiała to, widząc, co pojawiło się w oczach brata – ktoś na tym placu umrze.

– Może to i dobrze, że ją zabiłeś – najstarszy syn Leengany nie przestawał mówić. Wyciągnął yphiry i zastygł w pozycji bojowej. – Gdyby została twoją żoną, wasze bachory byłyby tylko w ćwierci Issaram. To mądra decyzja, uchroniłeś ród przed dalszym rozcieńczaniem krwi.

Zapadła całkowita cisza, nawet najgłupsi zrozumieli, że powiedziano coś, czego nie da się zbyć wzruszeniem ramion. Ale Yatech wciąż patrzył na nią. Tylko na nią.

Żegnaj Deana, mówiły jego oczy, żegnaj siostro.

Odwrócił się i ruszył w stronę Venyesa. Powoli, jakby czas nie miał najmniejszego znaczenia, sięgnął po miecze i nagle jego ramiona zamieniły się w rozmazaną, trudną do ogarnięcia wzrokiem plamę. Tak wyglądał bitewny trans z zewnątrz. Jego przeciwnik zdołał odbić nie więcej niż dwa ciosy, zatoczył się nagle w tył, wydał z siebie dziwny, charkoczący świst, jeden z jego mieczy poszybował wysoko w górę, znacząc tor lotu karmazynowymi kroplami sączącymi się z uciętej w nadgarstku ręki, a on sam obrócił się, z twarzą rozrąbaną na pół. Na ustach nie miał już ironicznego grymasu, tylko w oczach powoli dogasało zaskoczenie, że to już, tylko tyle i koniec, dusza odchodzi do plemienia i nie będzie nic więcej. Opadł na kolana, po chwili na twarz, zadrżał, znieruchomiał.

Cisza. Na placu ćwiczeń zapanowała taka cisza, jaka musiała unosić się nad światem w pierwszym dniu po stworzeniu, gdy jeszcze żadne ze stworzeń nie otrzymało własnego głosu.

– Nieeeee! – zawył Abwen.

Nie zdążyła go powstrzymać, pędził już w kierunku Yatecha, z włócznią nie wiadomo kiedy podniesioną z ziemi. Przebył dzielącą ich odległość w kilku długich krokach i niemal na oślep dźgnął. Yatech okręcił się w miejscu, bez najmniejszego problemu uniknął pchnięcia i ciął atakującego przez środek pleców. Chłopak zwalił się na ziemię jakby był drewnianą kukiełką, której ktoś przeciął sznurki. Przez chwilę ręce i nogi drżały mu spazmatycznie. Kręgosłup, pomyślała, musiał dostać w kręgosłup.

Yatech nie zwrócił na leżącego uwagi. Rozejrzał się, jakby czegoś szukał, wreszcie zatrzymał wzrok na ostatnim z braci. Niedbałym ruchem strzepnął krew z klingi i ruszył do Kensa. Ten ciągle leżał nieprzytomny. Zgromadzony tłumek zaszemrał groźnie.

Stanęła między synem Lengany a własnym bratem. Nie wiedziała, jakim cudem szable znalazły się w jej dłoniach.

– Nie – szepnęła. – Schowaj broń.

– Skończmy to, Deana. Tu i teraz. Jeśli zabierzesz tej kobiecie synów, straci oparcie i pozycję w rodzie.

– Nie, nie w ten sposób. On jest nieprzytomny, nie może się bronić. To niezgodne z prawem...

– Czyim prawem? Naszym? Harudiego? – Zadrżał, w oczach pojawił mu się błysk. – By dochować wierności prawu, na północy zabiłem kobietę, która ofiarowała mi serce i ciało. Bo wierzyłem... nie wiem... Tam nie byłem Meekhańczykiem, mimo krwi matki. Tu mówią, że nie jestem Issaram, mimo krwi ojca. Kim więc jestem, siostro? Powiesz mi?

Wyciągnęła przed siebie skrzyżowane szable.

– Wiem, kim nie jesteś, Yatech. Nie jesteś mordercą i nie zostaniesz nim.

Pochylił głowę i uśmiechnął się. Dziwnie i strasznie.

– Już za późno.

—— • ——

Stał pod skalną ścianą, na której zapisano ostatnie trzy i pół tysiąca lat historii kontynentu. Każde z tych imion, czasem opatrzone kilkoma zdaniami, mówiło o żywych ludziach, ale tak, jakby byli niczym więcej niż maleńkim kamieniem brukowym na drodze, którą podążał ich naród. Mimo wszystko... były tu zapisane dzieje miłości i nienawiści, zdrady i wierności, przyjaźni i fałszu. Za tysiąc czy dwa tysiące lat być może po Meekhańczykach zostaną tylko puste ruiny, wśród których będzie hulał wiatr, a te napisy pozostaną, wciąż opowiadając swoje historie.

Delikatnie dotknął miejsca, w którym kiedyś znajdowało się imię Yatecha.

– Gdybyś miała brata, dokąd odszedłby po złamaniu własnych mieczy?

Kobieta pochyliła głowę.

– Na południe, na daleką pustynię, gdzie piasek ma biel kości i gdzie nie ma nic, poza wydmami wielkimi jak góry. Wziąłby jeden bukłak wody i szedłby przed siebie, póki miałby siły. Potem upadłby, jaszczurki, węże i skorpiony pożywiłyby się jego ciałem, a kości wiatr zmieliłby na proch. Tak stałoby się, gdybym miała brata.

Milczał, usiłując znaleźć właściwe słowa.

– Uważałem go za syna. Kochałem... Gdyby poprosił, dałbym mu Isanell za żonę. Ale nigdy mu nie wybaczę.

Skinęła głową.

– Nie prosiłby o wybaczenie.

– Muszę już iść.

Wyraźnie się wahała.

– Wiem. Mamy przyjaciół na północy, wśród kupców i rzemieślników. Opowiedzieli nam o ojcu, który postanowił pomścić śmierć dziecka. Sprzedał większość majątku... Zaciągnął długi... Zebrał najemną bandę, kilkuset zbirów, koczowników, desperatów. Obozują w oazie, do której zmierzałeś. Powinieneś... na nich uważać. I nie przyłączać się do ataku na afraagrę. Będziemy czekać i zabijemy napastników.

Poczuł ulgę. Wiedzieli.

– Moja żona... odeszła... Syn zaciągnął się do akademii wojskowej i chce uczyć się na żołnierza, żeby zabijać Issaram. Ten młody wojownik był jego idolem, a teraz... Nieważne. Czy jeśli pojadę na czele tego oddziału, będziesz na mnie czekać w przedsionku afraagry? Z bronią w ręku. To byłoby dobre zakończenie tej historii, ostatni członkowie dwu rodów twarzą w twarz...

Wykonała skomplikowany ukłon. Nie miał pojęcia, co on ma znaczyć.

– Będę czekać. Szukaj kobiety z odsłoniętą twarzą.

– Jeszcze nie podjąłem decyzji...

– Wiem.

– Są rzeczy...

– Nie gadaj tyle, Meekhańczyku.

Uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia.

—— • ——

Czekała na niego w przedsionku afraagry do wieczora, całą noc i cały następny dzień. Na próżno.

Pocałunek skorpiona

Szedł już trzeci dzień. Właściwie od wczorajszego popołudnia pełzł. Ostatnią noc spędził zagrzebany w piasku, budząc się co chwilę z pełnego majaków snu, krzykiem płosząc jaszczurki i skorpiony. Opróżniony bukłak z koziej skóry służył mu za poduszkę, lecz zostawił go, wyruszając w dalszą drogę. Na pustyni było dość stworzeń, które wykorzystają to niespodziewane bogactwo. On też wkrótce złoży im należną ofiarę, trybut za zakłócenie spokoju.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x