Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przez chwilę uśmiechała się strasznie, ale nie mógł tego widzieć.
– Tylko że ja tego nigdy nie zrobię. Jestem kobietą, a my umiemy znosić ból, który wam, mężczyznom, odbiera zmysły. Nie wyobrażam sobie, co mogłoby mnie skłonić do wymazania imienia z księgi rodu i połamania własnych mieczy.
—— • ——
– Widzę, że spotkanie rodzeństwa może być bardzo ciekawe... – Venyes stał z rękami założonymi na piersi, na twarzy błąkał mu się ironiczny grymas. – Rozumiem, że siostra chciała ci dać nauczkę za wdarcie się do naszego domostwa. Szkoda tylko, że sama brała w nim udział.
Najstarszy z synów matrony przeniósł na nią złośliwe spojrzenie. Był wysoki i rosły, niemal o pół głowy wyższy od Yatecha, i uchodził za pierwszorzędnego wojownika. Zwłaszcza gdy miał za plecami braci.
Jego postawa, ręce skrzyżowane na piersi, lewa noga wysunięta lekceważąco w przód, była umyślnie prowokująca. Jesteś niczym, mówiła, nie muszę się z tobą liczyć, nie obawiam się twoich umiejętności, stoję tak, że trudno mi będzie sięgnąć po broń, ale ty i tak nie ośmielisz się mnie zaatakować. Za taką postawą najczęściej kryło się bezczelne, prostackie wyzwanie. Deana spojrzała na jego braci. Kens muskał dłońmi rękojeści yphirów, Abwen trzymał włócznię w pozycji zwanej żurawiem, pozwalającej przejść do błyskawicznego kontrataku. Bliźniacy stanęli nieco z boku i wyciągnęli miecze. Mając takie zabezpieczenie, najstarszy syn Lengany mógł sobie pozwolić na arogancję.
Nie odpowiedziała kpiącym uśmieszkiem. Rozsądek nakazywał unikać konfrontacji.
– Jeśli chcecie poćwiczyć, jest dość miejsca – powiedziała spokojnie.
– Poćwiczymy później – mruknął Venyes. – Teraz jednak chcę się dowiedzieć, czy starsi twojego rodu zostali już poinformowani o napaści na moją matkę.
Yatech ubiegł ją z odpowiedzią.
– Nie było napaści, tylko zwykła wizyta. Poszedłem złożyć uszanowanie matronie rodu, a i z wami chętnie bym się wtedy przywitał, zawsze to dobrze, gdy nowa krew wzmacnia plemię.
– Nie zawsze – odezwał się Kens. – Wiesz, jak to mówią, nie każdy kundel wzmacnia sforę.
– Słyszałem to powiedzenie, dotyczy zwłaszcza takich psów, które dużo szczekają, a nie mają odwagi, żeby ugryźć.
Z grupy gromadzącej się wokół placu ćwiczeń dobiegły stłumione parsknięcia. Ona też się uśmiechnęła. Najwidoczniej przez te trzy lata Yatech ćwiczył nie tylko walkę mieczami.
Kens ruszył naprzód.
– Sprawdźmy to – warknął.
Deana zobaczyła na twarzy Venyesa złość, rozczarowanie i tłumioną wściekłość. Było jasne, że nie tak to zaplanował, najpewniej zamierzał sprowokować ich do walki, ale w taki sposób, aby to ona lub Yatech rzucili wyzwanie. Wtedy nie obowiązywałyby reguły ćwiczebnych pojedynków i mogłoby stać się wszystko.
Kiedy najstarszy syn Lengany spojrzał z jawną pogardą, pojęła nagle, że dla nich ona od dawna już się nie liczy, została skutecznie odsunięta od plemienia. Teraz jej rola sprowadzała się do nauki na pamięć historii rodów. Oni przyszli tu po Yatecha, bo był nowym zagrożeniem, nowym celem dla obsesji ich matki, a najście na ich domostwo stanowiło tylko pretekst. Jej brat był niewiadomą, nieznanym zagrożeniem i od razu udowodnił, że nie pozwoli usunąć się w cień. Wyzwanie na śmiertelny pojedynek lub wypadek w czasie ćwiczeń byłyby najlepszym rozwiązaniem.
Wysunęła lekko szable, Prawo Harudiego nie pozwalało im skrzyżować mieczy z kobietą w prawdziwej walce, chyba że zostaliby zaatakowani. Niech nie liczą na to, że zostawi brata samego.
Nie patrzyła na Kensa. Usłyszała tylko świst ostrza, głuche stęknięcie, brzęk i nagle średni z braci wleciał w jej pole widzenia efektownym łukiem i grzmotnął o ziemię. Zdążył wyciągnąć tylko jeden miecz, z nosa i ust płynęła mu krew, próbował unieść głowę, ale oczy zaszkliły mu się nagle i zwiotczał jak szmaciany manekin.
Yatech pochylił się i podniósł upuszczoną przez niego broń.
– Powinien spróbować wyciągnąć miecze nieco wcześniej, najwyraźniej w waszym plemieniu uczą dziwnych, nowych sposobów walki yphirami. Hm, chyba że chciał mi po prostu dać szansę, prawda?
Odrzucił yphir na bok i demonstracyjnie założył ręce na piersi. Och, teraz ten gest miał dopiero wagę. Yatech nie musiał się nawet ironicznie uśmiechać, żeby upokorzyć przeciwnika. W gromadzącym się, coraz gęstszym tłumie rozległy się kpiące posykiwania.
Pierwszy nie wytrzymał Abwen. Rzucił się naprzód z bojowym okrzykiem, z włócznią uniesioną do ataku, zwanego żmiją. Teg była bronią, którą walczyło się jak bojowym kijem, można było zasypać przeciwnika serią świszczących, wirujących, łamiących kości ciosów i zakończyć szybkim pchnięciem. W rękach mistrza ta włócznia uchodziła za broń groźniejszą nawet niż yphir.
Najmłodszy z braci nie był mistrzem. Spróbował prostej zmyłki, wyprowadzając ze żmii głębokie pchnięcie zamiast zwykłego uderzenia odwrotnego. Sztuczka dla nowicjusza. Yatech nawet nie sięgnął po miecze. Zrobił krok w przód, odsuwając się nieco w prawo, skrócił odległość, dopadł przeciwnika i lekko uderzył go nasadą prawej dłoni w czoło. Głowa Abwena odskoczyła w tył, kolejny cios usztywnioną dłonią w gardło zamienił okrzyk bojowy w świszczący charkot. Reszty nie zauważyła, po prostu nagle jej brat stał w miejscu, trzymając niedbale włócznię, a Abwen skulony w pozycji embrionalnej, dławił się, charczał i świszczał, usiłując złapać oddech.
Yatech wyglądał na zamyślonego.
– Przeżyje – powiedział spokojnie. – Chyba że zaatakuje mnie jeszcze raz.
Pomruk w tłumie nasilił się i zgasł. Takie słowa w tej sytuacji nie były zwykłą przechwałką. Były wyzwaniem do walki na śmierć i życie. Deana spojrzała bratu w oczy i znów ujrzała w nich tę samą pustkę co poprzednio. Nie, nie teraz, nie mogła go stracić zaraz po powrocie. Ruszyła naprzód, wyciągając szable.
Bliźniacy uprzedzili ją, atakując Yatecha z obu stron jednocześnie. Ich ciężkie, dwuręczne miecze służyły głównie do walki z konnicą, świetnie spisując się w czasie licznych starć z napierającymi na tereny Issaram koczownikami. Teraz uderzyli, jakby kierował nimi jeden umysł, z prawej i lewej, górą i dołem. Mess zasłonił jej na mgnienie oka widok, więc nie zauważyła, co się stało. Górny cios w ogóle nie trafił, Saweq zrobił krok w przód, pociągnięty ciężarem klingi, jego brat zachwiał się nagle, upuścił miecz, złapał za twarz i usunął na kolana. Spomiędzy palców popłynęła mu krew.
– Oczyyy! – rozdarł się panicznie. – Moje oczyyyy!
Yatech był już przy drugim bliźniaku. Wpadł na niego, nie próbując zatrzymać impetu, wybił z rytmu, złapał za ramię, podciął, rzucił na ziemię. W ręku błysnął mu sztylet.
Widziała przerażenie w spojrzeniu leżącego, ale ostrze tylko lekko oparło się o jego policzek, zostawiając maleńką, czerwoną rysę. Po chwili Saweq puścił rękojeść miecza i uniósł otwarte dłonie w górę, na znak poddania.
To wszystko wydarzyło się, zanim zdążyła przebiec kilka kroków i wyciągnąć broń. Yatech nadal nie wydobył mieczy, ale walczył, jakby ciągle był w transie khaan’s. To budziło na równi dumę i przerażenie.
Podeszła do skomlącego coś cicho Messa i siłą oderwała mu dłonie od twarzy. Odetchnęła z ulgą, cięcie było równe, czyste i ciągnęło się tuż powyżej linii brwi. Puściła go.
– Powinieneś się umyć – powiedziała głośno, by wszyscy usłyszeli. – Brzydszy już i tak nie będziesz, a to głupio płakać je małe dziecko z powodu lekkiego skaleczenia. Jak poprosisz matkę, to może nawet da ci ciastko na pociechę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.