Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie zapytał, co zobaczyć, i ta arogancka obojętność zaczynała ją denerwować.
– Prowadź – powiedział po prostu.
Wzruszyła ramionami. Jeśli teraz nie zrozumie, będą walczyć, być może już za chwilę. W końcu w życiu Issaram wszystko sprowadza się do walki lub oczekiwania na nią.
Poprowadziła go krętym korytarzem, zostawiając za sobą blade światło przedsionka. Nie spieszyła się, dobrze, jeśli oczy przywykną do półmroku. Mimo otworów wpuszczających światło, tam, gdzie szli, było dość ciemno.
Znaleźli się w jaskini w chwili, gdy usłyszała za plecami zniecierpliwione warknięcie. Zapewne chciał ją ponaglić albo dać wyraz irytacji. Widok, który się przed nimi rozpostarł, zamknął mu usta.
Jaskinia miała prawie trzysta jardów średnicy i trzydzieści wysokości, a jej sklepienie podtrzymywał gigantyczny słup, przypominający kształtem skamieniały pień wielkiego drzewa. Kamień wypolerowano na błysk. Promień światła, wpadający przez dziurę w suficie, uderzał świetlistą lancą wprost w ten filar, odbijał się od niego i rozświetlał całą przestrzeń.
– Raz do roku, o właściwej porze dnia, przez sufit wpadają trzy promienie światła i wszystkie uderzają w kolumnę. Wygląda wtedy tak, jakby była płonącym słupem ognia – powiedziała, żeby przerwać ciszę. – Chodź, z tego miejsca więcej nie zobaczymy.
Ruszyła po stopniach prowadzących na płaskie jak stół dno jaskini. Zapewne nadal nie widział szczegółów, tego, co pokrywało ściany, czasami nawet na wysokość wzrostu kilku dorosłych mężczyzn. Obojętnie minęła początek pierwszej księgi, zaczynającej się zaraz przy wejściu na schody. Usłyszała, jak jego kroki zgubiły rytm, potem znów zwolnił i wreszcie zatrzymał się. Uśmiechnęła się gorzko. Jeśli to nie powie mu, kim tak naprawdę są Issaram, będą tu walczyć i jedno z nich zginie. Ona też miała obowiązki wobec plemienia.
Imiona, rzędy imion wykute w skale na głębokość pół cala, przy niektórych dodano jeszcze kilka zdań. Każdy napis mogłaby przykryć dwoma złączonymi dłońmi. Pierwsze zapisano pismem blisko spokrewnionym z runicznymi znakami Mocy. Przez ostatnie lata szlifowała umiejętność ich czytania.
Podeszła do ściany, przed którą stał Aerin.
– Grenthel, syn Wentann i Frez’nn – przeczytała, wodząc palcem po na wpół zatartych znakach. – Pierwszy i ostatni unurzał miecz w krwi braci, walczył u boku Hess, i Kan’ny, poślubił Ve’kadę z rodu Błotnego Żółwia.
Dotknęła napisu powyżej.
– Ve’kada, córka Gre’muz i Lao’n, czwarta i ostatnia, stała przy Bregon’th z Lews, gdy ta walczyła z Reg’wa’rym, pokonała sześciu świętych wojowników w pojedynku u stóp wzgórza Gan. Poślubiła Grenthela z rodu Czarnej Wydry.
To były dwa pierwsze imiona z tej księgi. Na prawo od nich wyrastały kolejne ciągi napisów, coraz więcej i więcej, czasem rozgałęziające się na własne poddrzewa, kiedy indziej kończące gwałtownie. Przeszła kawałek dalej.
– Len’h, syn Vaely i Mosst, trzeci, stał na przełęczy Dryn w wojnie o drugi zwój. Ten znak – wskazała coś, co wyglądało jak złamany miecz – oznacza, że oddał duszę plemieniu bezdzietnie. Gdyby był kobietą, byłby tu wyryty rozbiły dzban.
Kilka kroków dalej wykute w skale drzewo rodowe wznosiło się już na dobre sześć stóp. Porównała opisywane wydarzenia z własną wiedzą. Mniej więcej co dwa kroki przesuwali się o pięć, sześć pokoleń.
– Cennica, córka Synne i Yawe, pierwsza, pokłoniła się Prawom Harudiego jako pierwsza i ostatnia z potomstwa swoich rodziców, założyła ekchaar i nigdy już nie ujrzeli jej oblicza.
Spokojnie ruszyła dalej, wykuta w skale rodowa księga sięgała tu na wysokość kilkunastu stóp. Nie oglądała się, mimo to czuła, że on podąża za nią krok w krok.
– Heande’l, syn Ferty i Odes’gea, drugi, pokonał dzierżącą świętą włócznię Wielką Kagre, dowodzącą trzecim legionem Sióstr Wojny, zabił cztery towarzyszące jej służebnice Cee. – Dotknęła wizerunku złamanego miecza. – W tym rzędzie jest takich więcej. Ten ród zapłacił wielką cenę, aby pewien młody książę mógł założyć swoje cesarstwo.
Wskazała przed siebie.
– Księga kończy się dziesięć kroków od tego miejsca. Tyle dla nas trwa twoje Imperium. Dziesięć kroków.
Najwyraźniej nie zamierzał dać się wyprowadzić z równowagi.
– Co to za ród?
Czuła napięcie w jego głosie.
– g’Arennewd. W starym języku czarna wydra to cennfa, żółw błotny to g’aronewd. Po Przekleństwie tak właśnie tworzono nazwy nowych rodów, początek i koniec pochodzi z nazwy rodu pierwszej matrony, rdzeń od rodu pierwszego mężczyzny. Czy to nie ciekawe, kupcze? Pierwotne nazwy rodów wywodzą się od zwierząt mieszkających w pobliżu rzeki lub na moczarach. To by się zgadzało z wiedzą, jaką mamy na temat pochodzenia naszych przodków. Ponoć zanim nastąpiło przejście, mieszkali w żyznej i zielonej krainie. Takiej, jak wy teraz.
– A twój ród? Gdzie jest opisany?
Wiedziała, że o to spyta, prawdę mówiąc, liczyła na to.
– Chodź.
Przecięli jaskinię, kierując się pod przeciwległą ścianę. Jej ród nie był tak starożytny, powstał dopiero po tym, jak Harudi obdarował wszystkich prawami. Mimo to jego drzewo genealogiczne zajmowało imponujący kawał skalnej ściany. Aerin bez słowa ruszył ku końcowi wykutych w skale napisów. Powoli podążyła za nim.
Prawie się o nie potknął. Zatrzymał się przy końcowym fragmencie, ale nie patrzył na ścianę, tylko pod nogi.
– Gdy dziecko przychodzi na świat, jego rodzice najpierw wybierają mu imię, a później przychodzą tu, by dopisać je do rodowej księgi. Wtedy maluch dostaje kawałek duszy plemienia. Nie dotykaj! – Pozwoliła, by w jej głosie zadźwięczała stal. – Będą tam leżeć, dopóki nie obrócą się w pył.
Zamarł na wpół pochylony, wreszcie z wyraźnym trudem wyprostował się i odwrócił. Ich spojrzenia spotkały się i zadrżała. Po raz pierwszy zobaczyła w nim ból, zwykły, przeraźliwie odsłonięty ból i mękę.
– Znam te miecze – szepnął. – Twój brat je nosił.
Nie miała siły znów zaprzeczać, przynajmniej nie słowami, jedyne, na co się zdobyła, to przeczące pokręcenie głową.
– Nie zostaną ponownie przekute, a gdy czas zamieni je w rdzawą plamę, zbierzemy pył i rzucimy na wiatr. Tak skończy się ta historia.
Przełknął ślinę.
– A twoje imię?
Był mądry, nie pytał już o Yatecha.
– Masz szczęście, kupcze, że moja gałąź rodu jest dość nisko. – Podeszła do ściany i wskazała jeden z końcowych napisów – Tu: Deana, córka Entoel i Dareh’a, pierwsza. Reszta pojawi się po mojej śmierci, chyba że nikomu nie będzie się chciało o mnie pisać.
Nie patrzył na miejsce, gdzie wskazywała, tylko na dwa napisy niżej, zryte śladami po wściekłych ciosach, zadanych z furią, która wygryzła wielką dziurę w skalnej ścianie. Znaki były całkiem nieczytelne.
– A jeśli... – Kupiec zawahał się wyraźnie. – Jeśli ktoś wymaże twoje imię?
– Nic się nie stanie, to tylko historia. – Wskazała na jaskinię. – Rodzaj dodatkowej pamięci plemienia. Gdybym jednak zrobiła to sama... Gdybym chciała zerwać z przeszłością, wyrzec się bycia Issaram... Wtedy własnoręcznie niszcząc zapisane przez rodziców lub krewnych imię, odrzuciłabym duszę, ofiarowaną przez plemię. Stałabym się gaaneh, pustą skorupą, niczym więcej niż chodzącym trupem. Rodzona matka poderżnęłaby mi gardło, bo niedobrze jest, gdy nienarodzeni chodzą po świecie. Dla plemienia i rodu przestałabym istnieć, jakbym się nigdy nie urodziła, nikt nie wymieniałby mojego imienia, nikt nie przyznałby, że mnie znał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.