Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W środku było chłodno, kamienne ściany potrafiły utrzymać chłód nocy przez najgorętsze godziny dnia. Zaraz przy wejściu stało kilka wielkich, kamionkowych dzbanów wypełnionych wodą, co miało świadczyć o potędze i bogactwie rodu. Wiedziała, że z podobnymi gestami można się zetknąć w każdym plemieniu, które chodzi po świecie. Jednak ród h’Lenns kultywował je w sposób, który nadawał specjalnego znaczenia słowu pycha.

Znalazła brata w największym pomieszczeniu domostwa. Przez otwór w centralnej części sklepienia wpadało tam dość światła, aby nie palić lamp. Wiszące na ścianach wielobarwne, ozdobione złotą nicią kobierce, srebrne lampy i kilka luster z polerowanej stali lub szkła pełniły tę samą funkcję, co dzbany z wodą przy wejściu. W milczący sposób przypominały, że ród zajmujący to domostwo należy do najzamożniejszych i najsilniejszych w plemieniu. Przez odległe pokrewieństwo wywodził swoje początki od pierwszych przodków, jeszcze sprzed czasów Harudiego. Deana powiodła dookoła obojętnym spojrzeniem. Prędzej w tych górach zacznie padać śnieg, niż obecne tu nadęte kwoki zobaczą, że to bogactwo robi na niej wrażenie.

Yatech stał przed niewielkim podwyższeniem, na którym siedziała Lengana h’Lenns. Wokół ścian, na wyłożonych ozdobnymi matami siedziskach, przycupnęło kilkanaście innych kobiet. Dwie czy trzy zamruczały na jej widok. Zignorowała je, lecz zaraz zacisnęła zęby. Matrona rodu miała założony na twarz ekchaar, jakby stał przed nią obcy, a nie mężczyzna pochodzący z gór. Obelga, jakby splunęła im w twarz.

– Zapytam jeszcze raz – głos Lengany syczał złością. – Po co tu przyszedłeś?

Yatech skłonił się lekko, na tyle, aby było jasne, kto tu zachowuje dobre obyczaje.

– Podobno po afraagrze rozchodzą się plotki podważające czystość naszej krwi.

– Słyszałam je i wcale nie uznaję tych wieści za plotki. Dobrze jest, kiedy skundlona gałąź usycha już w pierwszym pokoleniu.

Och, teraz zrozumiała, jak bardzo wydoroślał. Nie wybuchnął, nie wykonał żadnego obraźliwego gestu. Nawet nie zmienił wyrazu twarzy.

– Moja matka zapłaciła wysoką cenę za prawo nazywania się on’Issaram. Żyła tu wiele lat, dłużej niż ty, i umarła, służąc rodowi. Nie możesz jej tego odebrać.

– Nie mam zamiaru. Lecz to nie zmienia faktu, że wydała na świat potomstwo półkrwi. Nie przyniosła szczęścia rodowi d’Kllean, przez ostatnie dwadzieścia lat urodziło się tam mniej dzieci niż jego członków oddało duszę plemieniu. Po jej śmierci także nic się nie zmieniło. Na waszym rodzie ciąży przekleństwo, klątwa skażonej krwi. Lepiej będzie, jeśli nie przekażecie jej dalej. Dusza was odrzuca...

– To kłamstwo i ty dobrze o tym wiesz – przerwał jej tak bezceremonialnie, że tym razem już wszystkie kobiety zamruczały z dezaprobatą. – Podważasz Prawa Harudiego.

– Nie – syknęła. – Nie podważam praw, tylko ostrzegam. Rada powinna zapytać Wiedzących, czy nie mam racji.

– Twoje racje są skażone, czcigodna, skażone bólem po stracie bliskich. Ale zapłaciliśmy już za tamtą krew. Powinnaś o tym pamiętać.

Milczała. Gdy wreszcie się odezwała, brzmiało to tak, jakby w gardle utknęła jej kula lodu.

– Zapłaciliśmy? – wychrypiała. – Czym zapłaciliśmy? Śmiercią kilku tysięcy wieśniaków i drobnych kupców? Moje rodowe plemię straciło w tej rzezi czwartą część duszy. Gdybyśmy chcieli odpłacić waszym rodakom, musielibyśmy zabić co drugiego Meekhańczyka stąd aż po Góry Krzemienne. Nie... Nie było odpłaty, nie według praw...

– Była – przerwał łagodnie. – Dusza za duszę, serce za serce. Dziś handlujemy z nimi i przeprowadzamy karawany przez pustynię. Dość krwi się polało... Twój ból...

Wstała, mierząc ich wzrokiem z podwyższenia.

– Ja nie czuję bólu – powiedziała spokojnie. – Straciłam wtedy ojca i matkę, trzech braci i siostrę, ośmioro kuzynów i kuzynek. W naszej afraagrze było niewielu dorosłych mężczyzn, większość wyruszyła na pustynię, prowadzić karawany. Powinniśmy zacząć coś podejrzewać, gdy nagle zgłosiło się do nas dwa razy więcej kupców niż zwykle. Chcieli wyciągnąć wojowników z osady i udało im się to. Nie czułam gniewu, gdy sforsowali barykady w przedsionku i gdy zaczęli rzeź. Och, nie poszło im łatwo, nie, na jedną naszą duszę wysyłaliśmy w objęcia Matki dwie ich. To ich rozwścieczyło... Nie dlatego, że walczyły z nimi kobiety i dzieci... Ale to, że były tak skuteczne. Nie mogli tego zrozumieć. Obiecano im łatwe zwycięstwo... a tu musieli zdobywać dom po domu, wdzierać się w korytarze, rozbijać ściany. Walczyliśmy mieczami, szablami i włóczniami... a gdy ich zabrakło, nożami i zębami. Robiliśmy wszystko, żeby nie splugawić duszy, ale nie czułam gniewu ani nienawiści. Zbrojne napaści i walka są częścią naszego życia, tak samo jak wschody i zachody słońca. Czyż nie po to istniejemy? Aby trwać w gotowości na powrót?

Zrobiła krok w przód, zstępując z podwyższenia.

– Moja najstarsza kuzynka i ja trzymałyśmy straż w sercu domostwa, komnacie bardzo podobnej do tej. – Zatoczyła ręką wokół. – Razem z nami było ośmioro dzieci, moi pozostali kuzyni i dzieci dalszych krewnych. Zrobiłyśmy, co do nas należało i prawu stało się zadość. I wtedy... też nie czułam gniewu. To był mój obowiązek. Ale gdy żołnierze sforsowali wreszcie drzwi, gdy weszli do środka, przestępując ciało mojego ojca przeszyte kilkoma bełtami... Był tam taki młody oficer... mniej więcej w twoim wieku... popatrzył na nas, na zakrwawione szable w naszych dłoniach i na to, co zrobiłyśmy. Zobaczyłam w jego oczach najpierw przerażenie, a potem... litość. Uwłaczającą mi i mojej dumie litość! Wtedy gniew wybuchł we mnie jak wulkan. Ten żołnierz wtargnął zbrojnie do mojego domu i wymordował mój ród. A potem, choć nic o nas nie wiedział, miał czelność litować się nade mną. Miał czelność być przerażony tym, do czego zrobienia mnie zmusił. Powoli zdjęłam ekchaar i pokazałam mu swoją twarz, był zdziwiony, że jestem taka młoda... On i jego trzech ludzi. Był zdziwiony nawet wtedy, gdy przecinałam mu tchawicę. Jego ludzie walczyli dobrze, ale to nie wystarczyło, by oprzeć się mojemu gniewowi. A potem... usłyszałam, jak grają trąbki wzywające Meekhańczyków do odwrotu. Ich straże zauważyły przybywających nam z pomocą wojowników z sąsiedniego plemienia. Odetchnęła.

– Wtedy przestałam czuć gniew... Raz na zawsze. Nigdy już go nie poczułam, ale dziś wiem jedno: my i oni nigdy się nie zrozumiemy. I ich krew nie powinna mieszać się z naszą... – w jej głosie dało się wyczuć cierpką złośliwość. – Spójrz na siebie, chłopcze. Nachodzisz moją rodową siedzibę w chwili, gdy nie ma tu żadnych mężczyzn, którzy mogliby cię powstrzymać, przychodzisz tu, kipiąc gniewem, ale bez broni, aby chroniło cię prawo gościnności. Żaden prawdziwy Issaram by tak nie postąpił, zdumiewająco łatwo nasiąkłeś obcymi zwyczajami, twoje serce wypełniły inne prawa. Możesz nosić się jak jeden z nas, ale w głębi duszy nim nie jesteś. – Odwróciła się do nich plecami. – A teraz wyjdźcie z mego domu. I jeśli zamierzacie tu wrócić, nie zapomnijcie broni – dodała cicho.

Yatech stał bez ruchu, patrząc na matronę. Deana widziała teraz jego twarz z profilu, więc nie wszystko mogła z niej wyczytać. Ale zaskoczyło ją zrozumienie i ponura, mroczna akceptacja, które pojawiły się na obliczu brata. Jesteśmy tym, kim jesteśmy, powiedział wcześniej. Teraz dopiero zaczęła rozumieć, co miał na myśli.

– Przyprowadziłaś do rodu trzech synów, czcigodna – powiedział spokojnie. – Wzmocniłaś plemię. To dobrze. Źle, że osłabiasz je plotkami i nienawiścią. Gdy następnym razem tu przyjdę, nie zapomnę broni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x