Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Meekhańczyk milczał, patrzył tylko na nią zmrużonymi, złymi oczami.

– Nie obchodzą mnie wasze zwyczaje, kobieto – powiedział po chwili. – Wasze prawa i zabobony to dla mnie pył na wietrze. Yatech był gościem w moim domu i złamał najstarsze prawo, jakie zna świat.

– Jeśli przyjąłeś go na służbę, nie był już gościem. Ten nieznany Issaram był strażnikiem, mieczem wetkniętym między twój ród a młyny śmierci. Akceptowałeś to, że naraża swoje życie w twojej obronie, ale gdy przyszło ci zapłacić cenę za jego obecność, czujesz się pokrzywdzony i zraniony. Powiedz mi, czy naprawdę nigdy nie powiedział ci, co się stanie, jeśli ktoś zobaczy go bez ekchaaru?

Wyczytała odpowiedź w jego oczach. Uśmiechnęła się gorzko, choć nie mógł tego zobaczyć. Postarała się jednak, żeby wyczuł ten uśmiech w jej głosie.

– Czego więc właściwie chcesz, Meekhańczyku? Oczywiście poza oszukaniem własnego poczucia winy?

Zgrzytnął zębami i postąpił krok w jej stronę. Pomyślała, że jednak będą walczyć. Tu i teraz.

– Nie ma mojej winy w tym, co się stało! Nie ma mojej winy – powtórzył z naciskiem.

– Ciekawe. – Rozluźniła się, wysunęła lekko prawą stopę do przodu, opuściła ramiona. – Czy to samo powtarzali mieszkańcy wschodniego Ayrepr, gdy kilkuset wojowników zeszło na równiny, by pomścić śmierć bliskich lub znaleźć własną? Nie ma w tym naszej winy. Jesteśmy tylko ofiarami, niewinnymi i szlachetnymi w swej dobroci. – Skrzyżowała ręce na brzuchu, ujmując rękojeści szabel. – Zawsze tak jest u twojego ludu? Zamieniacie winę na poczucie krzywdy? To musi być łatwe i proste, pozwala budzić się co rano z przekonaniem o własnej wyższości nad resztą świata i pewnością, że każdy występek da się usprawiedliwić.

– Nie zmieniaj tematu, kobieto!

Zdawał się ignorować jej postawę, lekko ugięte nogi i dłonie na rękojeściach szabel. Pomyślała z żalem, że chyba jednak będzie musiała go zabić. Oczywiście jeśli nie okaże się lepszym szermierzem, niż sądziła.

– Nie zmieniam – powiedziała spokojnie. – Ty, jako kupiec i szlachcic, powinieneś wiedzieć, dlaczego tak naprawdę wasze pułki uderzyły na plemiona d’ryss i k’leark. Co wtedy stało za decyzją wysłania prawie pięciu tysięcy żołnierzy w góry. Byłeś w tym czasie młody, zapewne nie przejąłeś jeszcze schedy po ojcu, ale nie byłeś głupi. Więc jak, Meekhańczyku? Powiesz mi prawdę? Tu i teraz, tylko ty, ja i kilka słów prawdy o chciwości, zdradzie i łamaniu obietnic?

Powoli, jakby zmuszała go do tego jakaś niewidzialna siła, opuścił wzrok.

– To był błąd, wtedy, ćwierć wieku temu. Nie powinni byli tego robić.

– Błąd? Błąd? Teraz nazywacie to błędem, bo pułki zostały zdziesiątkowane, a prowincja zapłaciła za tę wyprawę krwią. Lecz gdyby wam się udało, byłaby to ze wszech miar słuszna i usprawiedliwiona decyzja, nieprawdaż? Byłoby to kolejne zwycięstwo meekhańskiego oręża na drodze do powszechnego pokoju i dobrobytu. Nikt nawet nie wspomniałby o kontroli nad szlakami handlowymi między Meekhanem a królestwami Daeltr’ed. Gdy straciliście ujście Elharan i port w Ponkee-Laa, najkrótsza droga na południe wiodła przez nasze ziemie. A my nie chcieliśmy podpisać niekorzystnych traktatów handlowych. Więc jak zwykle miały przemówić miecze. Po wszystkim nikomu nie przyszłoby do głowy wspominać coś o jedwabiu, złocie, kości słoniowej, kamieniach szlachetnych i droższych od złota przyprawach. Gdyby udało się wam podbić te plemiona, tylko głupiec mógłby gadać o chciwych kupcach, którzy stwierdzili, że nie będą już płacić Issaram za prawo przejazdu przez ich ziemie, prawo korzystania z wody i eskortę. Także oficerowie nie byliby skorumpowanymi głupcami, łasymi na pieniądze, tylko bohaterami chodzącymi w chwale. Czy tak właśnie jest z wami, Meekhańczykami? Czy prawda służy wam jak zastraszony kundel, obszczekujący tego, kogo wskaże wasze poczucie winy?

Nie ruszał się, zastygł, jakby zamienił się w kamienną figurę. Tylko oczy mu błyszczały.

– Dlaczego próbujesz to zrobić? – zapytał cicho.

– Co próbuję zrobić, Meekhańczyku?

– Sprowokować mnie do walki. Już przynajmniej dwukrotnie to zrobiłaś, teraz stoisz przede mną w postawie bojowej, a sądząc po kolorze, jaki mają pochwy twoich szabel, nie ma znaczenia, czy już je wyciągnęłaś, czy zrobisz to za chwilę. Czyż nie mówicie, że kolor pochwy miecza Issara nigdy nie kłamie?

—— • ——

Zastała go w siedzibie rodu. Wzniesiony z kamienia okrągły budynek, o ścianach grubych na dwie stopy, podzielony był na kilkanaście jedno- i dwuosobowych izb oraz jedną wspólną jadalnię. Yatech siedział w pokoju, który przed wyjazdem zajmował z Verneanem, i wpatrywał się w miejsce, gdzie zazwyczaj wisiały miecze brata. Stalowy trzpień, tkwiący od niepamiętnych czasów w ścianie, był obwiązany czerwoną wstążką.

– Kiedy? – zapytał cicho.

– W zeszłym roku. Koczownicy na północnych pastwiskach.

– Nie wiedziałem. Nie pożegnałem go, jak należy.

– Ja go pożegnałam za nas oboje. I ciotka, i wuj, cały ród.

Wsparł głowę na obu rękach.

– Zostaliśmy tylko my, Deana. Z tej gałązki rodu tylko ty i ja – stwierdził dziwnym tonem.

Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Nie wiedziała, co właściwie miał na myśli, choć jego głos był tak przerażająco spokojny i... nijaki. Znów poczuła dreszcz niepokoju na plecach.

– Co się stało na równinach?

Podniósł głowę. Przez kilka uderzeń serca wpatrywał się w nią intensywnie.

– Spełniłem swój obowiązek wobec plemienia i rodu – powiedział martwo. – Dusza nie poniosła uszczerbku.

Wielka Matko!

– Zabiłeś kogoś, kto zobaczył twoją twarz. – To nie było pytanie. – Yatech? Zrobiłeś to, prawda? Kogo?

Powoli, jakby musiał pokonywać jakiś zewnętrzny opór, sięgnął do zawoju i ściągnął. Zamarła, widząc, co zagościło w jego oczach.

– Och, bracie...

Uśmiechnął się strasznym, pozbawionym cienia radości grymasem.

– Nic się nie stało, Deana. Jesteśmy tym, czym jesteśmy, i nic nie możemy na to poradzić. Jutro będzie lepiej.

Nie, bracie, pomyślała, jutro nie będzie lepiej. Patrzę w twoje oczy i wiem, że już nigdy nie będzie lepiej.

– Nie rozmawiajmy o tym – poprosił cicho. – Nic już nie da się zmienić.

Zmierzył ją wzrokiem z góry na dół.

– Dlaczego nie nosisz ślubnego pasa?

Zaskoczył ją, nie była przygotowana na to, że zada to pytanie tak szybko. Nie zdążyła wymyślić żadnej przekonującej wymówki.

– Nikt nie położył ślubnego pasa przed moimi drzwiami. Nigdy – stwierdziła, ostrzej niż zamierzała. – Może gdybym przełknęła dumę, mogłabym dać rodowi kilkoro dzieci, ale nie chcę. Wybrałam inną drogę, by służyć plemieniu.

Wstał.

– Jaką drogę, Deana?

Zawsze uważała go za najinteligentniejszego ze wszystkich młodych mężczyzn, jakich znała. Nic dziwnego, że już się domyślił. Nie zrobił więc zdziwionej miny, nie wybuchnął gniewem, gdy zaprowadziła go do swojego pokoju i pokazała broń. Utwardzona skóra, z której wykonano pochwy jej szabel, była biała jak piasek w legendarnym Skorpionim Młynie.

– Od dawna?

– Od miesiąca.

– Zasługujesz na tyle ślubnych pasów, by zrobić z nich sznur, trzy razy opasujący rodową siedzibę. Zamiast tego ofiarowano ci to. – Wskazał białe pochwy.

– Nikt mi ich nie ofiarował, Yatech. Sama je zdobyłam.

– Nie słyszałem o kobiecie, która miałaby prawo nosić je tak młodo.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x