Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Samotność daje dużo czasu na ćwiczenia, bracie. Ty też mógłbyś takie nosić, gdybyś został w afraagrze.
Popatrzył jej w oczy.
– Co tu się dzieje, Deana?
Prawo noszenia broni w białych pochwach przysługiwało każdemu, kto osiągnął odpowiedni poziom we władaniu orężem. Czy to był yphir, talher, dwuręczny hertess, zwany też „długim zębem”, krótka lub długa włócznia – mistrzostwo w każdym rodzaju broni uprawniało do noszenia białej pochwy lub białego pasa. Takich wojowników na ogół omijano na polu bitwy, chyba że ktoś szukał chwały lub, co bardziej prawdopodobne, szybkiej śmierci. Ta biel mówiła o perfekcji w sztuce zabijania. Nie mówiła jednak nic o godzinach morderczych ćwiczeń, o pocie i krwi wylewanych w pozorowanych, coraz trudniejszych potyczkach, o treningach z bronią i bez broni, medytacji, wyrabianiu odporności na ból i zmęczenie, zwiększaniu kontroli nad własnym ciałem. O szukaniu osobistej drogi do bitewnego transu, który zmieniał percepcję, wytrzymałość i odporność wojownika. Mądrzy starcy mówili, że ta biel była bardziej kolorem duszy, że świadczyła o niezłomnej woli, żelaznej determinacji i powolnym przekuwaniu ciała i umysłu w oręż.
Wiedziała, że on to wszystko pojmuje. Wiedziała, że rozumie.
Nie bardzo jednak wiedziała, jak mu opowiedzieć swoją historię.
—— • ——
Patrzył na tę kobietę spokojnie, bez emocji. Stała przed nim, nieznacznie przygarbiona, z dłońmi wspartymi na rękojeści broni. Czuł, że jeśli drgnie, jej szable ze świstem przetną powietrze i rozpocznie się walka. Przez chwilę bawił się tą myślą. Ale nie, na to było jeszcze za wcześnie.
– Gdy tak na ciebie patrzę, coraz wyraźniej widzę wasze pokrewieństwo, nieznajoma. Tak samo pochylacie głowę, tak samo wysuwacie w przód prawą stopę, przygotowując się do walki, nawet ramiona macie opuszczone w ten sam sposób. Widziałem to nieraz, przygody z kobietami, w które wdawał się twój brat, skutkowały niejednym pojedynkiem. – Usta wykrzywił mu mimowolny, gorzki uśmiech. – Zazwyczaj krótkim i dość upokarzającym dla wyzywających. Podziwiałem go za to, wiesz? Za żelazne opanowanie, które pozwalało mu znosić ze spokojem paskudne, haniebne obelgi i nie dać się sprowokować do czegoś więcej niż zranienie i rozbrojenie przeciwnika. Gdybym ja był na jego miejscu i miał takie umiejętności, zostawiłbym za sobą z tuzin trupów. Mówiłem ci już, że pierwszej nocy po przybyciu do mojego domu ocalił nam wszystkim życie? Nie musiał tego robić, właśnie zwolniłem go ze służby, a mimo to stanął naprzeciw kilkudziesięciu banitów i zatrzymał ich do czasu, aż otrząsnęliśmy się z zaskoczenia. Zabił też czarownika, który im towarzyszył, i ocalił mi syna. Tamtej nocy wkroczył w życie mojej rodziny, trzymając w rękach okrwawione żelazo, a ja, zamiast wziąć to za omen, dziękowałem Pani za łaskę, jaką nam wyświadczyła, pozwalając mi przyjąć go na służbę.
Nie przerywała mu i nie zmieniała pozycji. Za to chłonęła każde jego słowo. Gdy mówił o jej bracie, zaciskała dłonie na rękojeściach szabel, aż bielały jej kłykcie.
– Dlaczego chciałeś go odesłać? – zapytała cicho. – Zachował się niegodnie w czasie podróży?
– Czemu obchodzi cię los człowieka, którego nigdy nie znałaś? – skontrował.
Drgnęła i szable na cal wysunęły się z pochew.
– Chcę wiedzieć, zrozumieć, co się wtedy stało. Nawet jeśli nie należał do mojego rodu, był z ludu Issaram. Niedobrze jest, gdy dzieją się takie rzeczy.
– Jakie rzeczy, kobieto? – warknął. – Mordowanie bezbronnych? Myślałem, że jesteście z tego dumni. W czasie rzezi we wschodnim Ayrepr zginęło dziesięć tysięcy ludzi, w większości zbyt zaskoczonych, żeby się bronić. Zginęli też ojciec i brat mojej żony, zamordowani na jej oczach. Dowiedziałem się o tym za późno i dlatego chciałem, żeby opuścił mój dom. Masz rację, że wielu Meekhańczyków traktuje was jak zwierzęta. Ale trudno mieć za sąsiadów dzikie bestie.
Cofnęła się. Przez chwilę stała w bezruchu, po czym parsknęła krótkim, urywanym śmiechem. Zaskoczyła go gorycz tego śmiechu.
– Wybacz – powiedziała po chwili. – Gdybyś wiedział, jak bardzo przypomina to słowa wypowiadane pod waszym adresem przez wielu moich współplemieńców. Zwłaszcza tych, których rodziny wymordowano podczas ataku na afraagry plemion d’ryss i k’leark. Osiem osad padło ofiarą waszych żołnierzy, zanim zdołali zebrać dość wojowników, by stawić wam czoło w bitwie. Och, więzy pokrewieństwa popchnęły nawet naszych mężczyzn do szukania zemsty za górami. Macie szczęście, że rada plemion zabroniła udziału w tej wyprawie wszystkim chętnym. Gdyby tego nie zrobiła, krwią spłynęłaby każda prowincja stąd aż po Gryllanę – dodała twardo.
—— • ——
Dral’k – tak zakończyła się ich rozmowa. Dral’k.
Idąc obok brata, zastanawiała się, co właściwie próbują zrobić. Nikt z rodu ich nie poprze, a w walce na słowa nie mieli szans.
Była pewna, że nic nie wskórają. O tej porze w domostwie Lengany nie powinno być żadnych mężczyzn, tylko kilka kobiet i dzieci. A oni, jeśli chcieli coś osiągnąć, powinni porozmawiać ze starszym rodu. Na pewno nie z tą kobietą. Ale Yatech uparł się, w sposób dla niego niezwykły – najwyraźniej pobyt wśród Meekhańczyków zmienił go bardziej, niż przypuszczała. Mimo wszystko postanowiła mu towarzyszyć, przynajmniej powstrzyma go przed narobieniem sobie kłopotów.
Słowo dral’k było stare i obce, tak obce, że nie wsiąkło w język, nie stopiło się z nim. Podobno pochodziło z języka ludu, który został wybity niemal do nogi w czasie Wojen Bogów. Podobno ostatni przedstawiciele tego ludu, garstka kobiet i mężczyzn o złamanych, wypalonych na popiół duszach, mieszkała w tych górach, zanim osiedlili się tu Issarowie. Przyjęli ich gościnnie, ucząc, jak żyć na pustyni, zostawiając po sobie dziwne malunki na skałach i garść słów o nieznanym rodowodzie.
W tym i to: dral’k. Mieszaniec.
A teraz z powodu tego słowa szła razem z bratem do siedziby rodu h’Lenns, mieszczącej się na drugim krańcu osady.
Yatech nie dał się przekonać. Zgodził się jedynie, podobnie jak ona, nie zabierać broni. To dawało szanse, że nie dojdzie do rozlewu krwi.
Było wczesne popołudnie, słońce właśnie przestało oświetlać kotlinę, zostawiając nagrzaną każdą powierzchnię i obietnicę, że jutro znów tu zajrzy. Oparcie się gołym ciałem o cokolwiek groziło ciężkim poparzeniem. Większość domostw stanowiły niskie, parterowe budynki wybudowane na planie koła. Uliczka z kamiennych płyt wiła się łagodnymi zakolami pomiędzy ścianami z szarego, beżowego i jasnobrązowego piaskowca. Wąskie okna budowli wyglądały jak strzelnice. W kilku dostrzegła poruszenie. Afraagra wiedziała, że szykuje się konflikt między rodami, ale nikt nie miał zamiaru się wtrącać. Prawo i zwyczaj nakazywały rozwiązywać takie sprawy bez ingerencji z zewnątrz, chyba że groziło to wybuchem bratobójczych walk. Uśmiechnęła się cierpko. Tutaj na nic takiego się nie zanosiło. Z jednej strony była ona z bratem, z drugiej pierwsza matrona rodu. Mrówka będzie próbowała pokonać lwa.
Dotarli na miejsce w kilka minut. Yatech bez słowa wszedł do środka, zamykając jej drzwi przed nosem. Odczekała zwyczajowe dziesięć uderzeń serca, zanim podążyła jego śladem.
Rolę drzwi do rodowej siedziby pełniła rozpięta na drewnianym stelażu skórzana mata. Wszystkie budynki w afraagrze budowano według tego samego schematu. Za drzwiami był zdumiewająco znajomy korytarz, prowadzący dziesięć kroków w przód, po czym skręcający w prawo i obiegający ślimakiem centralną salę. W prawej ścianie korytarza wyrastał szereg ciemnych otworów, prowadzących do różnych pomieszczeń. Na jego końcu znajdowało się wejście do centralnej izby, stanowiącej serce domostwa i rodu. W jednym budynku mogło mieszkać i sto pięćdziesiąt osób.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.