Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyciągnął łódkę na brzeg i ukrył między skałami. Znalazł miejsce osłonięte od wiatru, usiadł, owinął się w futra. Położył przed sobą płaski kamień, pochylił się i objął go dłońmi. Po kilku uderzeniach serca wilgoć znikła z otoczaka, po kilku następnych rozległ się lekki stuk. Kamień pękł wpół, sycząc z gorąca. To był lepszy sposób niż rozpalanie ognia. Wyjął szczyptę ziół i posypał nią obie połówki. Znikły niemal w oczach, w górę wzbiła się smużka dymu. Wciągnął go w płuca, przytrzymał. Duchy zaczęły się wiercić i skarżyć, lecz zaraz umilkły. Otworzył szerzej zmysły, słyszał teraz pomruk lodowca, wciąż sunącego przed siebie, mroczne trzaski i stęknięcia w jego brzuchu zapowiadały, że wkrótce oderwie się kolejny fragment.

Otaczające jezioro skaliste wzgórza nie były tak martwe, jak mogłoby się wydawać. Słyszał rodzinę jakichś gryzoni, powiększającą swoją norę, kilka kroków od nich przyczaił się niewielki drapieżca, bicie jego serca było wolne, spokojne. Nie spieszył się. Znajdował się pół mili od tych zwierząt, według ludzkich miar. Nasłuchiwał dalej. Wioska była o dwie mile, mimo to słyszał ludzi, cichy szmer rozmów, brzęk naczyń, trzask ognia, na którym gotowano obiad. Delikatnie oczyszczał umysł, koncentrował się tylko na wiosce. Co było nie tak? Ktoś krzyczał, nie, właściwie syczał, głosem przepełnionym wściekłością i strachem, wyrzucał z siebie krótkie zdania. Kobieta, uznał po chwili. Strach przebijał z jej głosu, rozciągał samogłoski, skracał oddech. Prawie mógł go posmakować. Najwyraźniej bała się tego, z kim rozmawiała. Wyłapywał pojedyncze słowa: odejdźmy... zabiją... głupiec... dzieci... głupiec.

Powoli wyrzucił te dźwięki poza percepcję, skupił się na innych. Ktoś cicho płakał, gdzie indziej, mimo pospiesznej krzątaniny, nie padało ani jedno słowo. Coś się działo, mieszkańcy, nawet jeśli nie chodzili ścieżkami duchów ani nie potrafili czerpać Mocy z aspektowanych źródeł, czuli zagrożenie. Potem dotknął jednej z chat i zasyczał. Śmierć, dużo gwałtownych śmierci, dusze wyrwane z ciał, przerażenie i szok. I zimny jak lód osad po zabójcy. Żadnych emocji, spokój i poczucie siły. Nic dziwnego, że miejscowi się bali, ten ktoś zabijał już w wiosce. Tylko dlaczego jeszcze jej nie opuścili?

—— • ——

Wioska, jak tłumaczył Bergh, nie miała niczego takiego jak karczma czy zajazd, nie leżała na żadnym szlaku handlowym, a kupcy, którzy tu zajeżdżali, zazwyczaj rozbijali obozowisko na uboczu. Miejscowi nie życzyli sobie obcych pod własnym dachem.

Jednak widok oddziału maszerującego wzdłuż płotów nie wywołał jakiegoś szczególnego poruszenia. Co prawda płoty były wyższe niż rosły mężczyzna, ale niemożliwością było, żeby nikt nie dostrzegł czterdziestu obwieszonych bronią żołnierzy. To była kolejna niespodzianka.

Każde gospodarstwo w wiosce nie tylko oddzielało się ścianą z desek od sąsiadów, lecz także zamykano w ten sam sposób całe podwórze. W rezultacie kompania szła wzdłuż długiego na pół mili płotu, znad którego wystawały tylko dachy chałup. Co kilkadziesiąt kroków w płocie trafiali na małą furtkę. Gdyby nie Bergh, który pamiętał, gdzie mieszka starszy wioski, musieliby pytać o drogę.

Starszy okazał się niskim, żylastym mężczyzną po pięćdziesiątce, obdarzonym imponującą, siwą czupryną. Zastali go w największej izbie chałupy, gdzie jadł kolację. Izba była typowa, bielone ściany, stół, stojące pod ścianami ławy, jakaś skrzynia. Małe okna nie wpuszczały już światła, więc na stole płonęły dwie lampki, rozsiewające intensywny zapach rybiego oleju. Pachniało nawet smakowicie. Na widok wchodzących do środka żołnierzy gospodarz nie zmieszał się, nie przestraszył, tylko zmierzył ich wzrokiem, wstał zza stołu i ruszył naprzód z ręką wyciągniętą do powitania. Kurze łapki w kącikach oczu pogłębiły się, gdy uśmiechnął się szeroko.

– Górska Straż zawitała w nasze skromne progi. I to sama – rzucił okiem na płaszcz – Szósta Kompania. Sławne Czerwone Szóstki. Witam, witam!

Nie czekając na odpowiedź, zaczął potrząsać ich wyciągniętymi dłońmi.

Kenneth chrząknął.

– Porucznik Kenneth-lyw-Darawyt, dziesiętnik Varhenn Velergorf, dziesiętnik Bergh Maws – przedstawił. – Mój ostatni podoficer pilnuje ludzi na zewnątrz.

– Rzecz jasna, rzecz jasna. – Siwy nie przestawał się uśmiechać. – Porządek musi być. Jestem Gawan Alewec, starszy wioski, ale to już pewnie, panowie oficerowie, wiecie. Kolację podano u mnie właśnie, a wy musicie być zdrożeni. Zjecie zupę rybną?

Wymienili spojrzenia. Kenneth westchnął w myślach, bo zupa pachniała przepysznie.

– Niestety, starszy, oficer Straży nie je, kiedy jego ludzie stoją głodni.

Mężczyzna zafrasował się.

– No tak, no tak... – Podrapał się za uchem i zaraz rozpromienił. – Wiem, jutro nagotujemy dla wszystkich. Bo dziś już wieczór, a wy zostaniecie do jutra, prawda?

– Tak. Śledztwo musimy zrobić.

Starszy zamrugał.

– Śledztwo?

– Ktoś tu zginął, słyszeliśmy.

Gospodarz wyglądał na zagubionego.

– Tak, ale to już wyjaśnione, panie oficerze – powiedział wreszcie powoli.

– Tak szybko?

– Pół roku minęło.

– Jak to pół roku?

– No stary Zyran, co to wiosną wyszedł na lód, choć wszyscy mówili, że już za cienki jest, żeby z niego łowić... Lód się załamał i chłop przepadł. Zyran mieszkał sam i jego synowie pokłócili się o spadek, więc musieliśmy wezwać sędziego, żeby podzielił majątek. He, też mi majątek, dziurawa łódź, stara chałupa, jeden garnek, jedna łyżka i trochę zmurszałych sieci. Ale jakoś się w końcu dogadali, choć sędzia, kutwa stary, kazał za poradę zapłacić sobie pięć orgów. Pięć, panie poruczniku, za to można pół krowy kupić, i...

Przez chwilę Kenneth miał uczucie, że rozmowa zdryfowała w dziwną stronę, przerwał gestem rozkręcającemu się starszemu.

– Otrzymaliśmy wieść, że w wiosce zabito sześciu mężczyzn. Jakieś dwanaście dni temu. Kupiec, który u was przebywał, doniósł o tym w Lencherr.

Przez kilka uderzeń serca twarz gospodarza wyrażała czyste zdumienie. Potem poczerwieniał aż po cebulki włosów, oczy mu rozbłysły i parsknął. Zatoczył się w tył, oparł o stół i przez chwilę się krztusił, najwyraźniej usiłując powstrzymać atak śmiechu. Wreszcie wybuchnął.

– Cha, cha, cha... uff, sze... sześciu ludzi... cha, cha, cha, ale... ale się Cywer zdziwi, uff, ale... cha, cha, cha, im się kpina udała, ale... cha, cha, cha, będzie, co... co opowiadać, a ten kutwa zer-Galencec zrobił z siebie durnia... Cha, cha, cha...

Trwało to dobrą chwilę, w czasie której Kenneth z dziesiętnikami wymieniali tylko zdziwione spojrzenia. Nie takiej reakcji się spodziewał. Zdarzało się, i to nieraz, że miejscowi górale wszelkie sprawy, łącznie z kradzieżami, gwałtami i mordami, woleli załatwiać w swoim gronie, uważając, że pojawienie się przedstawicieli prawa zburzy naturalny porządek rzeczy, więc zazwyczaj wszyscy, łącznie z rodzinami ofiar, gorąco zaprzeczali, że jakakolwiek zbrodnia miała miejsce. Tu jednak najwyraźniej starszy wioski uważał, że zdarzyło się coś niezmiernie zabawnego.

Stary przerwał wreszcie, z wyraźnym trudem opanowując wybuch wesołości. Wyprostował się, otarł załzawione oczy i uśmiechnął przepraszająco.

– Wybaczcie, panowie strażnicy, ale gdybym wiedział, porządnie natarłbym chłopakom uszu. Iwa! Iiwaa!

Z sąsiedniego pomieszczenia wyłoniła się kobieta, nieco młodsza od gospodarza, ubrana schludnie i przepasana czystym fartuchem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x