Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Mogę się już przestać uśmiechać, panie poruczniku?
– Możesz.
Od lat odwiedzali takie wioski, położone na uboczu, w miejscach, gdzie kończyły się szlaki handlowe. Ludzie, którzy tam żyli, najczęściej uważali Imperium za na wpół przekleństwo, na wpół mit, jedyne kontakty ze światem utrzymując za pośrednictwem zajeżdżających tam sporadycznie kupców i poborców podatkowych, zjawiających się od czasu do czasu w towarzystwie zbrojnej eskorty. Zazwyczaj witali żołnierzy Górskiej Straży ponurymi minami i złowrogimi spojrzeniami, znacząco potrząsając widłami i siekierami, i najwyraźniej nie bardzo pojmując, czym Straż różni się od bandy zbójów. Ale takie zachowanie znaczyło, że wszystko w okolicy jest w porządku. Taki wizerunek wioski pasował do opowieści i wspomnień Bergha. Wioski zamieszkanej przez milczących, ponurych, wrogich i sobiepańskich górali.
Jeśli jednak miejscowi uśmiechali się serdecznie, zapraszając na poczęstunek i nocleg, zapewniając jednocześnie „pana ofiecera”, że „uni żadnych zbójów na uczy nie widzieli” i „szystko jes w porzundku”, Kenneth uśmiechał się równie szeroko, wymawiał obowiązkami i wycofywał, z dłonią na rękojeści miecza, czując nieprzyjemne swędzenie między łopatkami. Tak jak teraz. To przez wizyty w takich miejscach nabrał zwyczaju noszenia tarczy przewieszonej przez plecy.
Tu od początku było coś nie tak. Straszy wioski nie zdziwił się za bardzo na ich widok i zamiast przyjąć powarkiwaniem i ponurą miną, zachowywał, jakby właśnie odzyskał utraconych synów. Chłopcy zjawili się z ojcem, zaledwie po chwili, z opowieścią tak piękną i składną, że do niczego nie dało się przyczepić. No, może poza tym, że ciężki kupiecki wóz, wyładowany zapewne po brzegi beczkami suszonych i wędzonych ryb, w żaden sposób nie mógł „wyrwać galopem”. Zwłaszcza jeśli jechał po tym, co uchodziło w tej okolicy za drogę. Prędzej osie by połamał. I teraz na dodatek wskazano im na nocleg miejsce prawie o milę od wioski. Zapewne w jakimś skalnym kotle, w którym nie będzie nic widać i słychać.
– Andan!
Dziesiętnik przytruchtał, pobrzękując pancerzem.
– Przyjrzałeś się wiosce, jak kazałem?
– Oczywiście, panie poruczniku. W siedemnastu chałupach nie widać dymu nad kominami. W oknach ciemno, żadnego ruchu. Jeszcze nie ma nocy, ale dzieciaków nie uświadczysz na zewnątrz. Cisza i spokój. Zajrzeliśmy na kilka podwórek, niby szukając wody. Nie znaleźliśmy żadnego.
– Wszystkie gospodarstwa wyglądają tak jak u starszego?
– Tak. Pusty podwórzec, na środku chałupa na kilkunastu palach, najczęściej jakieś pięć stóp nad ziemią, całość wysypana otoczakami. Z trzech stron płot, otwierający się na jezioro, nic poza tym.
– Dobrze. Jak szybko ten czarny góral z synami powędrował do domu?
– Prawie biegiem, tylko głową skinął i już go nie było. Mieszka w chałupie zaraz obok.
Przez chwilę maszerowali w milczeniu. Kenneth rzucił okiem na dziesiętnika, dłonie podoficera spoczywały na rękojeściach broni.
– Boją się, prawda?
– Tak bym powiedział, panie poruczniku. Kupią się razem, dzieci nie wypuszczają z domów, niektóre okna mają już założone i zamknięte okiennice, jakby zima była. Boją się, i to bardzo. Co powiedział starszy?
Kenneth w kilku zdaniach streścił mu, co usłyszeli.
– Niby głupi żart? Powinni wymyślić coś lepszego. Zresztą, nawet jakby, to i tak psów się nie okłamie.
Porucznik sam zwrócił na to uwagę. Odkąd weszli do wioski, psy chodziły na sztywnych łapach, bez przerwy węszyły, sierść jeżyła im się na grzbiecie. Czuły krew i śmierć, i to bynajmniej nie rybią.
– Dojdziemy tam, gdzie nam wskazano, i rozejrzymy się. Dziś podwójne warty, Andan. Nie chcę, żeby nam ktoś nocą gardła popodrzynał.
– Tak jest, panie poruczniku.
—— • ——
Gdy oddział opuszczał wioskę, Anderell odetchnął z ulgą. Starszy był mądry, wysłał ich tam, gdzie nikomu nie będą przeszkadzać. Przez chwilę rozważał, gdzie wysłałby jego drużynę, gdyby wiedział o ich obecności. Pewnie na dno jeziora, z kamieniem uwiązanym do stóp w charakterze prezentu pożegnalnego.
Czekali już czwarty dzień, aż zabójca ujawni się ponownie. Od czasu morderstwa, którego świadkiem był kupiec, zginęło jeszcze dziesięciu mieszkańców. Tyle Genderc-aes-Furon zdołał wyczytać z powietrza, skał i wody. Szesnaście dusz zostało brutalnie wyrwanych z ciał i wyprawionych do Domu Snu. To, że kupiec do nich nie dołączył, zawdzięczał tylko chaosowi, jaki zapanował po pierwszych morderstwach, i tempie, w jakim opuścił wioskę.
Ten pierwszy mord był jak kamień wrzucony do spokojnego stawu. Poruszył aspektowane źródła, zmienił ich ton, wypaczył. Lecz tu, na Północy, w pobliżu ziem zamieszkanych przez aherów i ich szamanów, miały miejsce już nie takie rzeczy. Jednak tak się złożyło, że jego drużyna akurat była w pobliżu i obaj magowie od razu wyczuli, że pojawiło się coś bardzo dziwnego. Takich rzeczy nie zostawia się niewyjaśnionych, więc teraz czekali na zabójcę. Mieli go schwytać lub zabić, bo jego rosnąca Moc odbijała się coraz szerzej wśród aspektowanych źródeł. Pokrywka twierdził, że to jakby kątem oka widzieć cień w nocy albo chmurę sunącą po rozgwieżdżonym niebie. Da się coś wyczuć, bo nagle część otoczenia znika, rozmywa się, jakby usunięto z niego jakieś dźwięki, barwy czy zapachy. Typowy magiczny bełkot.
Nie zmieniało to jednak faktu, że czarownicy wydawali się coraz bardziej podekscytowani. Ten zabójca był niezwykły, obaj magowie stwierdzili, że posługuje się jakimś rodzajem Mocy, która z pewnością nie ma żadnego znanego aspektu. Nie były to też szamańskie czary aherów, nie wykryli żadnego śladu służebnych duchów. Ta Moc była całkiem obca i jednocześnie potężna. Anderell uważał, że mieli szczęście, że wioska leżała na uboczu, bo inaczej z pewnością ściągnęłaby już na siebie uwagę kilku gildii magicznych i większości świątyń. Zrobiłby się tłok, pomyślał kwaśno. Teraz musieli jeszcze poczekać, aż Górska Straż opuści okolicę, i liczyć na łut szczęścia.
—— • ——
Poruszanie się po tym terenie nie było żadnym problemem. Kamienie, skały, skupiska głazów naniesionych przez lodowiec, w czasach, gdy miewał jeszcze dość sił, by przesadzić jezioro. Lubił takie miejsca, przypominały mu rodzinne strony. W swoim szaroburym ubraniu, z kapturem narzuconym na głowę, mógł przykucnąć, znieruchomieć, a człowiek przeszedłby krok od niego, nieświadomy zagrożenia. Duchy cicho śpiewały o krwi i walce.
Zbliżał się do wioski od południa, gdy wyczuł czary. Ludzkie, śmierdzące aspektem Nocnego Cienia. Uśmiechnął się pod nosem, to było oczywiste, że nie tylko on wyczuł, że coś się pojawiło. Trzysta kroków przed nim, na skraju wioski, pomiędzy kilkoma wielkimi kamieniami powietrze lekko drżało, jak w czasie upału. Niezbyt dobrzy, skoro wyczuł ich z takiej odległości. Wewnątrz mogło ukrywać się najwyżej kilku ludzi. Odnalazł czarownika głównie dlatego, że prowadził do niego łańcuch utkany z cienia, na końcu którego wił się czarny stwór. To nie była aspektowana magia, ktoś się tu bawił w wywoływanie demonów. Moc zawsze kusi głupców, nawet jeśli może to naruszyć ludzkie kodeksy.
I wtedy go wyczuł. W krainę duchów, w świat nałożony na świat, w aspektowane źródła, nawet w sam Mrok, wbito lodową kolumnę. Natychmiast skupił się tylko na niej. Ten czarownik musiał być mierny, jeśli jej nie odkrył. Zlokalizował jej źródło milę od wioski.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.