Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A jednak pewne sprawy należało dokończyć, zanim przyjdzie kolej na resztę.
—— • ——
Choć znał ją z opisu Bergha, to jednak Kenneth nie sądził, że okolica ta będzie aż tak jałowa. Przez ostatnie dwie godziny przy drodze nad jezioro nie napotkali nawet mizernego krzaczka, widzieli tylko skały i skryte w ich cieniu połacie śniegu z poprzedniej zimy. Zupełnie jakby lato postanowiło nie zawracać sobie głowy ożywianiem tej okolicy. Albo jakby najpotężniejszy z górskich lodowców naznaczył te strony swym władztwem na zawsze. Fakt, że wyrosła tu ludzka osada, zakrawał na cud.
Gdy dotarli wreszcie na brzeg, Kennetha uderzył majestat okolicy. Jezioro miało barwę głębokiego granatu, a w jego wodach odbijały się wyrastające na północy szczyty, przedmurze Wielkiego Grzbietu. Pokryte wiecznym śniegiem góry przeglądały się w głębinach od niezliczonych tysiącleci. Teraz nawet najmniejszy podmuch wiatru nie mącił tafli wody. Całość wyglądała tak, jak musiała objawić się oczom pierwszych ludzi, którzy tu przybyli. Można było ulec urokowi tego miejsca, surowej potędze, którą ludzka obecność obchodziła tak, jak schodzącą lawinę obchodzi los mrowiska leżącego na jej drodze. Jeśli ktokolwiek chciałby poczuć, czym właściwie są góry Ansar Kirreh, powinien koniecznie odwiedzić to miejsce, pomyślał porucznik, stojąc nad brzegiem jeziora.
Kenneth wiedział, że Doranth ciągnie się szesnaście mil na zachód, dając początek rzece Kewynell, rwącej, spienionej i dzikiej. Gwyhren wpadał do jeziora z północno-wschodniej strony i to on głównie zasilał je w wodę. Południowy brzeg stanowiła kamienista plaża, wypełniona niezliczoną ilością otoczaków. Szło się po niej łatwo, prawie jak po imperialnej drodze. Ruszyli szybkim marszem w kierunku wioski, żeby zdążyć przed zmrokiem.
Zanim ujrzeli ją z bliska, poczuli zapach. Woń ryb, wodorostów, gnijących resztek i odchodów wyparła całkowicie górskie powietrze. Nim zbliżyli się do pierwszej chaty, woda zaczęła pienić się nieczystościami, resztki rozkładających się ryb mieszały się z mnóstwem łusek, kawałkami starych sieci, czymś, co mogło być jakimiś szmatami i z brunatną mazią, o której pochodzenie lepiej było nie pytać. Kenneth zrozumiał, co Bergh miał na myśli, mówiąc, że Byrt przypomina szlam wyrzucony na brzeg jeziora.
Zatrzymał oddział uniesioną dłonią i przyjrzał się uważnie wiosce. Tak jak opowiadał dziesiętnik, Byrt stanowiło długi na pół mili pas zabudowań, dość podobnych do siebie. Na ogół były to długie i wąskie budynki, wzniesione na palach dobre pięć stóp nad gruntem, skierowane wąską ścianą do wody i oddzielone od sąsiednich domostw drewnianymi płotami, wyższymi niż rosły mężczyzna i sięgającymi kilka jardów w głąb jeziora. Brzeg wyginał się tu łagodnie w łuk, więc widać był wyraźnie, że cała wioska zbudowana jest podobnie. Płot, domostwo, płot, domostwo, płot... Raczej nie wyglądało, żeby miejscowi lubili wchodzić w komitywę z sąsiadami.
Niemal w każdej ze sztucznych zatoczek, utworzonych przez wchodzące w wodę płoty, kołysała się łódź, znak, że połowy tego dnia już się skończyły. Nad większością chałup wykwitały wstęgi dymu. Cisza i spokój.
– Raczej nie wygląda mi to na wioskę, w której parę dni temu coś rozszarpało sześciu mężczyzn. Bergh!
– Tak jest, panie poruczniku.
– Czy ostatnio też to tak wyglądało? Cisza i spokój? Łodzie trzymane tuż przy brzegu? Wspominałeś coś o falach.
– Cumują je na dość długich linach. Sam brzeg wyłożyli zatopionymi belami słomy, więc nawet jak fala rzuci na niego łódkę, to nie ma żadnej szkody. Przynajmniej tak to nam tłumaczyli. Tylko zimą zamykają łodzie w szopach.
– I zapewne powinni teraz gotować kolację, prawda?
– Tak sądzę, panie poruczniku.
– Dobrze, ustawić się dziesiątkami, płaszcze mają się ładnie prezentować, psy do nóg. Idziemy jako oddział imperialnej armii. – Kenneth poprawił płaszcz, eksponując mocniej odznakę. – I ci, co potrafią, mogą się uśmiechać. Ty nie, Varhenn. Naprzód.
—— • ——
Anderell-kle-Warreh zaklął pod nosem, widząc zbliżających się do wioski ludzi. W pierwszej chwili wziął ich za jakąś bandę, grupę banitów, szukających noclegu i być może, okazji do łatwego rabunku. Lecz widok białych płaszczy rozwiał jego nadzieję. I do tego psy. Tylko jeden oddział w tych przeklętych przez bogów górach używał zwierząt w taki sposób. Cholerna Górska Straż.
Wiedział, że go nie zobaczą, nie usłyszą, a zwierzęta nie wyczują żadnego zapachu. Pokrywka umiał splatać maskujące czary jak żaden inny znany mu czarodziej. Robił to tak dobrze, że miejscowi od trzech dni nie zorientowali się, że mają towarzystwo. Mimo wszystko poczuł niepokój. O Górskiej Straży mówiono różne rzeczy. Na przykład, że służący w niej żołnierze potrafią wytropić pstrąga w strumieniu i orła w powietrzu. Czy dobrze zatarli wszystkie ślady? Czy ich pobyt w pobliżu wioski ujdzie uwagi strażników? Czy ten oddział ma ze sobą wojskowego maga? A jeśli tak, to jak dobrego? Wszystko się nagle skomplikowało. A wioska miała być na odludziu.
Genderc zaczął się powoli do niego podczołgiwać. To było jedno z ograniczeń zaklęcia Pokrywki – jeśli miało działać skutecznie, człowiek musiał się poruszać, jakby pływał w gęstym syropie. W grę nie wchodziły też żadne głośniejsze dźwięki. Anderell wyczuł ruch po prawej, Uela też się niecierpliwiła. Miał tylko nadzieję, że drużyna Onerra, pilnująca wioski z drugiej strony, zachowa spokój.
Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl. Gdyby nagle rozdarł się Mrok i wyszły z niego hordy demonów, Onerr dokończyłby spokojnie żucie paska suszonego mięsa, przełknął, wytarł usta i dopiero wtedy rzucił się do walki. Widok, tak na oko, połowy kompanii Straży nie powinien skłonić go do żadnych gwałtowniejszych reakcji.
Genderc dotarł do niego po trwającym trzy minuty czołganiu. W międzyczasie Bygron i Uela zmienili nieco pozycje, żeby mieć lepsze pole ostrzału. Oboje tulili się do swoich obwiązanych kawałkami szmat kusz, wodząc nimi za grupą żołnierzy. Od jakiegoś czasu miał wrażenie, że zarówno skrytobójcy, jak i wojownik rywalizują między sobą w ilości trupów. Powinni raczej wynająć pokój w jakiejś karczmie i rozładować narastające między nimi napięcie w inny sposób.
– Spłoszą nam go – drugi mag w drużynie nieco przesadził z dramatycznym szeptem, przez co Anderell usłyszał coś jakby „oszą am o”.
– Spokojnie. Zaraz porozmawiają ze starszym wioski i wrócą do swoich koszar, żeby zameldować, że tu wszystko w porządku. To co najmniej trzy, może cztery dni drogi w jedną stronę.
– Skąd...
– Widzisz numer na płaszczach?
– Nie, trochę daleko.
– Ja też nie, ale widzę kolor. Czerwony. To Szósta Kompania z Szóstego Pułku. Słyszałem o nich. Mają koszary w Belenden. Nie wiem tylko, na jaja Byka, jak się dowiedzieli tak szybko.
Odwrócił się do pozostałej towarzyszącej im dwójki i powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów, wykonał kilka gestów Czekać. Odłożyć broń. Zachować czujność.
Bygron i Uela usłuchali z wyraźną niechęcią, zerkając na siebie złymi oczami. Powietrze między nimi aż iskrzyło. Anderell westchnął cicho. Jak tylko skończą tu robotę, będzie musiał sam opłacić im dzień w karczmie. Albo kilka dni.
—— • ——
Śladów było mnóstwo. Subtelnych i tych wyraźnych. Coś od wielu miesięcy, może nawet lat, dziurawiło przestrzeń wokół ludzkich domostw. Wypaczało Moc, gięło ją, szarpało, mieszało aspekty. Zmiany niby nie były wielkie, sam powodował nieraz większe, lecz w wiosce rybackiej, która nie miała własnego czarownika, były dziwne. Rzucały się w oczy. Jego duchy, przywiązane do ciała, poruszały się niespokojnie. Nie wypuścił wszystkich, nie musiał, lecz nawet te uśpione dawały znać, że im się tu nie podoba. Niektóre blizny zaczęły go swędzieć, jakby rany dopiero co się zagoiły.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.