Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To było tak, jakby na świecę powiał wicher. Mrugnął i już nie było nic, stracił kontakt z guon, zabrakło mu tchu, ciało ogarnęło obezwładniające znużenie. Upadł na lód. Z najwyższym wysiłkiem obejrzał się na człowieka. Niby wyglądał tak samo, ale jednocześnie zupełnie inaczej. Teraz był prawdziwym awenderi – objętym przez Nieśmiertelnego. Jego towarzysze niemal znikli, wobec nagle objawionej Mocy. Ga’naaeh , nawet tak zdolny jak on, nie miał najmniejszych szans.

Mężczyzna ruszył ku niemu, unosząc topór. Bóg nie mógł sobie odmówić satysfakcji osobistego zakończenia tej walki.

I wtedy lodowiec, wciąż tętniący Mocą, wciąż syczący i bulgoczący w swych trzewiach, pokazał, że na świecie istnieją siły, które krzyżują plany nawet bogom. Rozległ się trzask i cały teren poruszył się lekko. Leżący na lodzie przybysz poczuł, jak podłoże pod nim pęka na drobne kawałki. Na mgnienie oka poczuł cudowną lekkość, po czym runął w dół.

Lodowata woda zamknęła go w wyciskającym powietrze z płuc uścisku. Stwór, ciągle sprawujący kontrolę nad ciałem, wpadł w szał. Ponownie sięgnął po guon, gotów roznieść wszystko na strzępy – i nagle zapadła ciemność.

Na górze zapanowało zamieszanie. Szamani Ag’heeri zorientowali się pierwsi, że lód zaczął pękać, w końcu żyli w górach dłużej niż ludzie. Ich duchy służebne rzuciły się z powrotem do swoich właścicieli, otoczyły ich, uniosły w górę. Towarzysze awenderi mieli mniej szczęścia, rozpadający się na kawałki lodowiec pochłonął kilku z nich, zanim interweniował Setren. Objął wszystkich własną mocą, tych ginących wyrwał z paszczy śmierci i przyciągnął ku sobie. Ustabilizował grunt, powstrzymał tańczące lodowe bryły. Zanim woda, wypełniająca wypłukaną w lodowcu pieczarę, zamknęła się nad obcym, stał już na krawędzi otworu i patrzył w dół. W chwili, gdy ga’naaeh sięgnął po guon , bóg wyciągnął rękę i wszystko zamarło. Całą przestrzeń pieczary wypełnił lód.

Na kilka chwil zapadła cisza.

– Czy to wystarczy?

Pytanie padło z ust najwyższego z szamanów, ubranego w skóry srebrnych lisów. Malunki na twarzy upodabniały jego oblicze do trupiej czaszki.

– A co mówią duchy? – odpowiedział pytaniem awenderi. Teraz znów był człowiekiem, choć nadal najbardziej ze wszystkich mężczyzn w grupie przyciągał uwagę. Sugestia, cień obecności boga wciąż tańczył w głębi jego oczu.

Ag’heeri uśmiechnął się ponuro.

– Ten lodowiec sam jest na wpół duchem. Obudziłeś go, rozpętując tu taką Moc, więc odpędza moje sługi, nie wpuszcza ich w głąb. Czy on umarł?

– A nie słyszysz? Skieruj uszy na północ, szamanie. Usłysz, co niesie wiatr.

Przez dłuższą chwilę wszyscy Ag’heeri zdawali się nasłuchiwać.

– Lament – stwierdził wreszcie wytatuowany.

– Lament – zgodził się awenderi. – Kaha’leeh się rozpada. Jedność ginie. Teraz nie zdołają się utrzymać się po tej stronie. Właśnie skończyliśmy wojnę na północy.

Czwórka szamanów uśmiechnęła się, błyskając czerwonymi kłami. Odziany w skóry lisów spoważniał pierwszy.

– A teraz co, Setrenie? Pójdziesz na południe? Chcesz wspomóc Szarowłosą?

– Laal sama była wśród tych, co rozpętali wojnę, więc niech sama ją kończy. Ja będę miał dość roboty tutaj. A wy?

– My? Jak powiedziałeś, jest dużo roboty. Osady czekają na odbudowanie, przeklęte miejsca na oczyszczenie, wiele lat upłynie, nim doprowadzimy góry do porządku.

Awenderi skinął poważnie głową, po czym skłonił się głęboko. Jego towarzysze również.

– Nie zapomnimy – zapewnił. – Nigdy nie zapomnimy wspólnej walki i razem przelanej krwi. Gdyby Lud Gór opowiedział się po innej stronie, nie pokonalibyśmy najeźdźców.

Najwyższy z szamanów uśmiechnął się kpiąco.

– Moja matka mawia, że jedyną rzeczą krótszą niż kuśka jej męża, jest ludzka pamięć. A on ma naprawdę małe przyrodzenie. Tak powiadają wszystkie moje ciotki ze strony matki, he, he. Więc niech po prostu będzie pokój między nami. I niech nasze duchy zawsze pamiętają, że jeden dzień pokoju jest wart stu lat wojny.

– Tak będzie, szamanie, póki wspólna pamięć będzie nas łączyć.

—— • ——

– Poruczniku lyw-Darawyt, może pan wejść.

Kenneth wstał, poprawił pas z mieczem, obciągnął pikowaną kurtkę i wszedł do środka.

– Witam, panie poruczniku – Pułkownik stał przy oknie i patrzył gdzieś w przestrzeń. – Może pan już przestać salutować.

Kenneth zrobił „Spocznij”.

Starszy oficer odwrócił się i ruszył do biurka. Niewysoki, szczupły i ciemnowłosy, nie wyglądał na wojskowego, dowódcę pułku Górskiej Straży. Wyglądał jak... porucznik za każdym razem szukał właściwego słowa. Drwal, rzemieślnik, dzierżawca, usiłujący utrzymać żonę i szóstkę dzieci z kawałka kamienistego gruntu. Trudno było określić, co właściwie narzuca takie skojarzenia, choć od pewnego czasu miał wrażenie, że już wie. Nawet nie chodziło o to, że pułkownik Gewanr nie poruszał się i nie zachowywał jak wojskowy. Bardziej rzucał się w oczy brak odpowiedniej, hm... aury. W każdym człowieku, przywykłym do przelewania cudzej lub własnej krwi, pojawia się po pewnym czasie jakaś twardość, wewnętrzny, stalowy rdzeń, ostrzegający innych, że z tym kimś nie warto zadzierać.

Pułkownik tego nie miał – albo chował go głęboko, jak najcenniejszy skarb.

– Szósta Kompania miała dobry rok, poruczniku.

– Jeśli dowództwo tak to ocenia...

– Ja to tak oceniam. Najpierw obława na Shadoree, przejście lodowca i zniszczenie tej bandy, potem schwytanie szpiega. Nie wspominając już o sprawie poselstwa do Wynde’kann i zniszczeniu bandy Nawera Ta’Klaw sprzed dwóch miesięcy. Ludzie mówią, że zostaliście pobłogosławieni przez Panią Losu. Potraficie znaleźć się we właściwym miejscu o właściwym czasie.

– Taka służba, panie pułkowniku.

Dowódca po raz pierwszy od początku rozmowy spojrzał mu w oczy. Nie uśmiechnął się.

– Służba, tak? Umiem odróżnić zdolnego oficera od zwykłego karierowicza, który szuka tylko ciepłej posadki i stałego żołdu.

– Nie sądziłem, że tacy trafiają do Straży, panie pułkowniku – wymknęło mu się, zanim zdołał się ugryźć w język. To był jeden z głównych problemów z dowódcą Szóstego. Jego niewojskowy sposób bycia i postawa sprawiały, że ludzie, zwłaszcza młodsi oficerowie, zapominali się i mówili coś, czego nigdy nie ośmieliliby się powiedzieć przy innym pułkowniku. A nawet przy kapitanie czy starszym poruczniku.

– Nie, nie trafiają – Akeres Gewanr nawet się nie skrzywił, choć powinien zrugać go za impertynencję. – A jeśli nawet, to bardzo szybko proszą o przeniesienie. Reszta pana kompanii miała dwa dni temu wyjść na patrol. Zatrzymałem ich. Z pewnością zastanawiał się pan dlaczego.

Owszem, zastanawiał się, podobnie jak inni. I martwił. Zmiana w codziennej rutynie zawsze zwiastowała kłopoty.

– Tak, panie pułkowniku.

– Słyszał pan o Byrt?

– Nie, panie pułkowniku. A powinienem?

Znów się zapomniał i padło o jedno pytanie za dużo. Nawet w Górskiej Straży porucznicy nie zadają pytań pułkownikom. Tym razem dowódca odczekał chwilę, patrząc Kennethowi w oczy. Nie musiał nic mówić.

– To wioska nad jeziorem Doranth. Tym samym, do którego wpada Stary Gwyhren. Tak z trzysta głów, sami rybacy. Niewiele się dzieje w Byrt, więc prawie nie zaglądamy w tamte strony. Jezioro jest zbyt duże i głębokie, żeby dało się przez nie przeprawić, stanowi naturalne przedłużenie lodowca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x