Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wraz ze słowami porucznika wyraz twarzy starszego zmieniał się. Zmieszanie, niepokój, strach. Na końcu pozostał upór.

– Nie wasza sprawa, panowie żołnierze – wycedził. – Sami sobie poradzimy, a wy najlepiej idźcie sobie i powiedzcie dowódcy, że mieszkańcy Byrt nie potrzebują pomocy.

– Prawdę mówiąc, myślałem o tym, ale widzisz, starszy, może się zdarzyć i tak, że przyjdę tu ze swoją kompanią za rok czy dwa i zastanę tylko puste chałupy, zatopione łodzie i sterty kości. I do końca życia będę się zastanawiał, czy to moja wina, czy nie. – Kennethowi wydało się, że na te słowa czarnobrody drgnął i lekko otworzył usta. – Więc może zrobimy inaczej. Najpierw posłuchamy jednego z moich tropicieli, a potem się zastanowię. Nie! Nie odzywaj się, starszy, na widok trupa mnie i moich ludzi ręce swędzą do miecza, więc lepiej, żeby nic nas nie rozpraszało, jak będziemy słuchać. Mów, Wilk.

Żołnierz ruszył powoli przed siebie.

– No więc tak, panie poruczniku – zaczął. – Ten tam, nasz trup, wybiegł z chaty dzisiaj w nocy, jakieś trzy godziny temu, pędząc po dwa stopnie w dół. Po czym stanął i obrócił się w stronę domu. – Wilk szybkim krokiem podszedł do ciała i stanął obok. – Spojrzał w górę i wtedy coś skoczyło na niego z dachu. Wiem, jest prawie dwadzieścia stóp, ale to nie jest niemożliwe, bo to coś skakało z wysokości trzech chłopa i być może mogło wziąć rozbieg.

Kenneth skinął głową.

– Powiedziałem, żebyś się nie odzywał, straszy! – warknął, widząc, że siwowłosy znów otwiera usta. – Mówisz, Wilk, że to nie jest niemożliwe dla człowieka, ale...

Tropiciel skinął głową.

– Bo i nie. Znam kilku takich, którzy mogliby tę sztuczkę zrobić. Ale potem – ukląkł przy ciele – to coś zabiło go jednym uderzeniem i nie chodzi o rozharatane gardło, bo on umarł, zanim jeszcze upadł. Zabójca uderzył go w szyję z taką siłą, że zmiażdżył krtań i przerwał kręgi, a później, ech... No, tu mam mały problem, bo najpewniej odbił się od stojącego jeszcze trupa i skoczył w kierunku płotu, a to już prawie trzydzieści stóp. W każdym razie nie widzę, żeby gdziekolwiek dotknął ziemi, więc jeśli nie latał, to musiał tak właśnie zrobić.

Wilk ruszył do ściany z desek i po chwili dotknął jej szczytu.

– Tu wylądował. Wczepił się w płot rękami i podciągnął w górę. Niech pan patrzy.

Kenneth podszedł do płotu. Na jego szczycie, niemal niewidoczne na tle pociemniałego drewna, widniało kilka czarnych plam.

– Cztery palce u góry, kciuk tutaj. – Cawe wskazywał po kolei. – Prawa ręka. Sądząc po wielkości, dorosły mężczyzna. Lewa dłoń nie była ubrudzona krwią. Lądując, stopami uderzył niżej. Stąd to wgniecenie w drewnie.

Ślady na deskach były niemal niewidoczne.

– Mówisz, prawa ręka ubrudzona krwią. To znaczy, że co? Zabił go uderzeniem gołej dłoni?

– Gołej albo w jakiejś rękawicy, gardło jest rozerwane, nie przecięte.

– A co potem?

– Nie widać, żeby w tym miejscu zszedł na ziemię. Moim zdaniem wspiął się na płot i górą poszedł w stronę lądu. Tam na końcu jest ślad, jakby coś ciężkiego odbiło się z ostatnich desek i skoczyło daleko w przód. Ale w tym świetle nie mogę odszukać reszty tropów. Musimy poczekać, aż słońce wzejdzie wyżej.

Kenneth przez chwilę trawił te informacje.

– Ale dlaczego skakał, Cawe, co? Jak sądzisz, dlaczego, gdy go zabił, bawił się w akrobatę?

Wilk uśmiechnął się półgębkiem.

– Może wyjdę na głupka, panie poruczniku, ale on – wskazał na trupa – ma wilgotne całe buty, łącznie z czubkami, lecz resztę ciała zamoczył tylko na plecach, tak jak upadł. Sądzę, że na podwórzu było wtedy ze trzy cale wody, pewnie zalała je fala, którą słyszeliśmy, i on zaraz potem wyszedł na zewnątrz. Myślę, że zabójca, kimkolwiek był, bardzo nie chciał się zamoczyć. Nie wiem tylko, jaki demon zabija gołymi rękami, skacząc po kilkadziesiąt stóp i unikając wody. Lepiej się stąd zbierajmy i wróćmy w towarzystwie jakiegoś maga.

– Magowie. Ech, Cawe, dlaczego mam wrażenie, że to oni są przyczyną większości naszych problemów? Wzywanie ich to trochę tak, jakby sikać do rzeki, żeby zatrzymać powódź. – Kenneth uśmiechnął się kwaśno i spojrzał na rybaków. – No, ale nie jest to taki zły pomysł, jeśli dobrze się zastanowić. Szósty Pułk ma co prawda tylko dwóch czarowników, ale myślę, że jak sobie nie poradzą, to ta czy inna gildia zainteresuje się tym stworem. Bo jego skoki śmierdzą magią na milę. Ilu ludzi już zabił? Co, starszy? Ilu już wrzuciliście do jeziora z kamieniami u nóg? I dlaczego go chronicie?

Starszy pochylił tylko głowę, zacisnął pięści. Dyszał wściekle, ale było jasne, że nic nie powie, przynajmniej dopóki nie poczuje smrodu przypalanych własnych pięt.

– Dobrze. Wy – oficer wskazał na rybaków – wracacie do siebie i nikt, powtarzam, nikt nie ma prawa wyjść z chałup. Spuścimy psy i nie odpowiadam za to, jeżeli kogoś pogryzą. Rozejrzymy się po okolicy, a potem zadam ci, starszy, jako najważniejszej osobie w wiosce, kilka pytań. Rozumiesz?

Odpowiedzią było ponure skinienie głową i coś, co mogło być ledwo skrywanym uśmiechem. Kenneth dostrzegł to i powiedział:

– A żeby nikomu nie przyszło do głowy uciec jeziorem, kilku moich ludzi weźmie łodzie i będzie sobie pływać wzdłuż wsi. – Wskazał na pierwszą z brzegu broń. – Taka kusza niesie na trzysta jardów, więc nie radzę próbować. Zresztą, jak zobaczymy jedną łódkę, to każę przedziurawić dna wszystkich pozostałych. Bez wyjątku. Rozumiesz?

Uśmiech zgasł.

– A teraz zabieraj się stąd i lepiej, żeby następna bajeczka, którą mi opowiesz, była naprawdę dobra.

—— • ——

Już widząc zbliżający się do wioski oddział, Anderell wiedział, że sprawy się skomplikowały. Gdyby jeszcze nie te psy, które bezbłędnie, jak po sznurku, zaprowadziły żołnierzy do chaty, w której zginął rybak. Ale nie, jak już nadchodzą problemy, to na całego.

Obserwowali strażników, którzy po odesłaniu starszego do domostwa rozpoczęli dokładne, szczegółowe sprawdzanie okolicy. Kilku z nich przechadzało się wzdłuż długiego zewnętrznego płotu, kilku następnych wsiadło do łodzi i wypłynęło na jezioro, lecz większość oddziału zaczęła węszyć. Niemal dosłownie, zważywszy na psy, które pod okiem przewodników szukały w okolicy jakichś tropów. Zgrzytał zębami, gdy kilka razy taka grupka zbliżyła się do ich kryjówki. Żałował teraz, że podzielił drużynę, w razie wykrycia i starcia w ośmioro mieliby większe szanse. Na szczęście za każdym razem psy obchodziły kryjówkę niewielkim łukiem. Czar działał bez zarzutu.

W niecałe dwie godziny oddział przeszukał teren wokół wioski. Anderell musiał przyznać, że oficer dowodzący Szóstą Kompanią znał się na robocie. Wszyscy jego ludzie mieli zajęcie, nikt nie tracił czasu, jedni pilnowali wioski, inni przeczesywali okolicę, a jednocześnie zawsze co najmniej dziesięciu żołnierzy z bronią w ręku stało w pobliżu dowódcy, gotowych do walki. Każda z mniejszych grup, składających się najczęściej z psa i dwóch, trzech żołnierzy, była nieustannie w zasięgu wzroku przynajmniej dwóch innych. Nawet on ze swoimi ludźmi nie zaryzykowałby próby skrytego ataku na tę kompanię. Górska Straż nie zdobyła swojej sławy dzięki opłacaniu lokalnych muzyków w karczmach.

Po dwóch godzinach żołnierze wracali, składali krótkie meldunki i zajmowali pozycje wokół dowódcy. Znów, bez żadnych zbędnych ruchów. Byli dobrzy, naprawdę dobrzy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x