Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Wstań Alaw, już wszystko dobrze. – Stęknął i postawił brata na nogi. – Wracajmy do domu, trzeba wszystkich powiadomić, może uda się kogoś wyciągnąć z tej dziury.

Teraz mu uwierzyła. Nie mówiłby czegoś takiego, gdyby nad stawem naprawdę nie stało się coś poważnego. Spojrzał na niebo.

– Musimy się pospieszyć, za chwilę będzie burza.

Nieboskłon groził czarnymi, skłębionymi chmurami. Wydawały się rozciągać wszędzie, od horyzontu po horyzont. Choć kilka minut wcześniej, zanim ziemię ogarnęły drgawki, po niebie płynęło tylko kilka obłoczków. Zrobiło się ciemno i zimno.

Nie zdążyli zrobić trzech kroków w stronę wioski, gdy wpadli na Johanę.

– Po... potwory!

Otworzyła oczy, przytomna tak, jakby w ogóle nie zasypiała. Potwory, zbliżają się potwory. Rozejrzała się po celi. Poza wąskim łóżkiem i stolikiem, na którym czasami pozwalano jej rysować, nie było tu niczego. Zabraniali jej posiadania farb, węgla, skrupulatnie zabierali resztki jedzenia, mocz, odchody. Wszystko, czym mogłaby tworzyć, podlegało najściślejszej kontroli. Każdej nocy i każdego dnia, co godzinę lub nawet częściej, strażnik podchodził do drzwi i zaglądając w okienko, sprawdzał, czy nie maluje. Jej rysunki były groźne. Lecz gdyby trzymała je w głowie, gdyby od czasu do czasu nie mogła ich wypuścić, umarłaby.

Teraz też to czuła, musi rysować, musi to uwolnić. Potykając się, niemalże po omacku dotarła do ściany. Widziała ich, mężczyznę z zasłoniętą twarzą i stojącą przy nim kobietę. Byli zamknięci w kamiennej ścianie i chcieli się wydostać.

Musiała im pomóc.

—— • ——

Druga wieża. Szli wąskim korytarzem, oświetlonym oliwnymi lampami. Znajdowali się na trzecim piętrze, w środkowej części budowli. Całe pierwsze piętro i parter wyburzono, zostawiając tylko kilka drewnianych słupów, podtrzymujących sklepienie. Żeby się dostać na drugą kondygnację, musieli wspiąć się po drabinie, podstawionej przez dwóch ponurych żołnierzy w pełnym uzbrojeniu. Gdy tylko weszli na górę, drabinę natychmiast zabrano.

Znajdowały się tu kwatery tuzina strażników, pełniących służbę w czteroosobowych zmianach, przez całą dobę. Dwóch patrolowało trzecie piętro, dwóch innych pilnowało drzwi prowadzących na górę, czterech, uzbrojonych po zęby, siedziało w pomieszczeniu nieopodal tych drzwi, a reszta odpoczywała.

– Zmieniają się każdego dnia o świcie. Mało kto wytrzymuje tu dłużej – rzucił Gentrell.

Velgeris spojrzał na niego uważnie, ale nie odezwał się ani słowem.

Na trzecie piętro prowadziły proste, drewniane schody. Strażnicy na dole zasalutowali i ustąpili im z drogi. Obaj nie spuszczali oczu z drzwi u szczytu schodów.

– Musieliśmy zostawić tu schody, bo wnoszenie posiłków na górę po drabinie było koszmarnie nieporęczne. Poza tym, jeśli strażnicy za tymi drzwiami znajdą się w kłopotach, pomoc powinna nadejść naprawdę szybko.

Stary Szczur wyjął zza pasa ciężki klucz i włożył go do zamka. Zanim przekręcił, otworzył wizjer i zerknął do środka.

– W porządku, Nawenn?

– Tak jest, komendancie – zabrzmiało zza drzwi.

– Odsuń się, wchodzę z dwoma gośćmi.

Weszli. Nawenn nie zadał sobie trudu, żeby zasalutować, co zresztą byłoby kłopotliwe ze względu na ciężką kuszę, którą trzymał w ręku. Kusza była wycelowana w głąb korytarza, który biegł prosto, po czym zakręcał w prawo. Po jego lewej stronie znajdowała się pozbawiona okien ściana, po prawej czworo drzwi, między którymi umieszczono kilka kaganków. Nieotynkowane kamienie na ścianach, granitowe płyty na podłodze. Zaduch niewietrzonego od wielu dni pomieszczenia. Stęchlizna i wilgoć. Bardziej surowego miejsca nie można sobie wyobrazić.

– Jak było dzisiaj?

– Na razie cisza i spokój, panie komendancie.

– Cała czwórka?

– Tak.

– Dobrze.

– Aveger! – strażnik z kuszą ryknął na całe gardło. – Mamy gości. Komendant plus dwóch!

– Słyszę – zza zakrętu korytarza dobiegł odgłos kroków. – Znaczy się, mam nie strzelać?

Gentrell uśmiechnął się przepraszająco.

– Humor żołnierzy działających w stanie ciągłego napięcia pozostawia wiele do życzenia. Zapraszam. – Wskazał oświetlony pochodniami korytarz.

Velgeris założył ręce na piersi i szerzej rozstawił nogi. Grdyka podskoczyła mu gwałtownie w górę, oczy zmrużyły się gniewnie. Było jasne, że nie ma zamiaru ruszyć się choćby o cal.

– Po co to wszystko? Wyburzyliście parter i pierwsze piętro, żeby w razie czego dało się łatwo i szybko zawalić wieżę, prawda? Postawię każde pieniądze, że te drewniane podpory są podpiłowane tak, że złamią się po dwóch ciosach toporem, a bele słomy, które tam poukładano, mają się palić łatwo i szybko. Ci strażnicy, tutaj, uzbrojeni po zęby, śpiący w kolczugach, gotowe do strzału kusze... – Zawiesił wzrok na broni trzymanej przez Nawenna. – Czy to jakieś przedstawienie? Żart, żeby mnie ośmieszyć? Żeby ośmieszyć Wywiad Zewnętrzny? Przecież trzymacie tu tylko kilkoro dzieci, które przeżyły masakrę wioski. O co w tym chodzi, Gentrell?

Stary Szczur już się nie uśmiechał. Na jego podobnej do niedbale obrobionego kamienia twarzy zagościł rzadki wyraz całkowitej, pełnej skupienia powagi.

– Gdy żołnierze dotarli do Glewwen-On, było już za późno, żeby komukolwiek pomóc – zaczął cicho. – Miałeś rację. Cokolwiek się tam wydarzyło, odbiło się szerokim echem w Mocy wypełniającej przestrzeń, we wszystkich aspektach. Dlatego Drawen-lod-Merw, dowodzący drużyną bitewnych magów Dwudziestego Drugiego, wziął swoich czarodziei i dwie kompanie, które akurat były pod bronią, i pomaszerował do wioski. Koszary pułku od Glewwen-On dzieli trzydzieści mil, cały dzień forsownego marszu, więc podejrzewamy, że czarodziej musiał wyczuć, że coś się dzieje, przynajmniej dziesięć godzin wcześniej. Nie wiemy, dlaczego nie zaczekał na resztę pułku, ale myślę, że zabiła go zwykła arogancja. Był najlepszym bitewnym czarodziejem, jakiego armia miała na Południu, i od lat niewielu było takich, którzy chcieliby zmierzyć się z nim w walce. No i przeliczył się.

Komendant ruszył w głąb korytarza, nie oglądając się, a Velgeris, jakby pociągany niewidoczną siłą, poszedł za nim. Ekkenhard również. Musieliby go zabić, żeby tego nie zrobił.

– Gdy przybyli na miejsce, niebo zasłoniły chmury, lunął deszcz. A potem pojawiły się potwory. Dawało się je zabić, albo przynajmniej powstrzymać, ale było ich zbyt wiele jak na dwie kompanie. Gdyby nie czarodzieje, walka trwałaby kilka minut. Obie kompanie nawet nie weszły do wioski, odbiły się od niej, wyparte przez stworzenia, przy których wypaczenia Pomiotników wyglądają jak zwykła choroba skóry. Czary zawodziły, Moc w tamtym rejonie okazała się chaotyczna, żołnierze, którzy przeżyli, twierdzą, że czarodziejom wybuchały gałki oczne, a ciała pokrywały się czarnymi sińcami, kiedy pękały im żyły. Ale to byli bitewni magowie Imperium, więc walczyli mimo wszystko. Sam Drawen zabił kilkanaście potworów, osłaniając odwrót, hm... chyba raczej powinienem powiedzieć „ucieczkę”.

Za zakrętem natknęli się na kolejnego żołnierza. Niski i krępy, trzymał w rękach napiętą kuszę. Również jej nie odłożył, żeby przepisowo zasalutować.

– Wszystko w porządku, Av?

– Tak jest, panie komendancie. Śpią.

– Co było potem? – Velgeris przestąpił z nogi na nogę, a Ekkenhard uśmiechnął się pod nosem. Szpieg dorwał się do informacji i krew w nim płynęła szybciej. Prawdziwy Ogar.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x