Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Gentrell uśmiechnął się szeroko, tym razem nie próbując przybrać maski ospałego głupca. Ten uśmiech był złośliwy, inteligentny i jak na niego, szczery.

– Jeśli jakiś bóg zdecydował się ponownie zejść pomiędzy śmiertelników, dlaczego jeszcze świat nie drży w posadach?

– Bo, być może, bogowie ciągle pamiętają, że jednak mogą tu umrzeć. Chodzenie po świecie w ciele, które może zostać zniszczone, to wejście na drogę prowadzącą wprost do Domu Snu. Poza tym, jeśli wierzyć legendom, bogowie, poza tymi mało znaczącymi, których Moc mogła być pomieszczona w pojedynczym ciele, zawsze pojawiali się w wielu miejscach jednocześnie jako awenderi.

– O ile tam cokolwiek się pojawiło.

– Oczywiście. Bitewni magowie zdezerterowali, a żołnierze sami się wymordowali z nudów. Wiadomo, że nic tak nie nuży, jak służba na pograniczu.

Ekkenhard obserwował, jak obaj szpiedzy wymienili uśmiechy. Teraz nie chodziło już o utrzymanie tajemnicy, tylko o to, żeby wymienić ją na coś równie cennego. Mimo wszystko Ogar był tu gościem i jeśli nie zamierzał szturmować zamku, nie powinien stawiać zbyt ostrych warunków. Na jedno słowo Gentrella mógł w każdej chwili wylądować za bramą.

Tylko że to równałoby się otwartej wojnie między wywiadami.

Chrząknął. Obaj spojrzeli na niego jednocześnie, a on poczuł, jakby tymi spojrzeniami przygwoździli go do oparcia krzesła. Napięcie w komnacie było większe, niż mógł przypuszczać.

– Jakie sny mieli pańscy ludzie? – Zaraz po pytaniu podniósł puchar do ust i zwilżył gardło. Bardzo mu w nim zaschło od ich spojrzeń.

– Różne. – Velgeris nie odrywał od niego wzroku, a był to nieładny wzrok, okrutny i śliski. – Sny o torturach i zabijaniu, o bestiach mordujących i pożerających ludzi i o ludziach, zamieniających się w bestie. O czarnym księżycu, którego promienie zabijały wszystko, co żyje, o czerwonym, czterorękim olbrzymie, wynurzającym się zza horyzontu, tak wielkim, że linia widnokręgu zasłaniała go aż po pas. W trzech rękach gigant trzymał broń, w czwartej coś małego i białego, co krzyczało tak, aż ludziom pękały serca. O sześcionogich, łuskowatych stworach bez oczu, biegających po kamiennej równinie i polujących na wszystko, co się rusza. O klatce ze szklanych kolców, umieszczonej na słupie wysokim jak najwyższa góra – zmienił sposób mówienia, przycichł, jego spojrzenie straciło ostrość. – Klatka jest tak ciasna, że trzeba siedzieć w niej zwiniętym w kłębek, bez ruchu, bo nawet głębszy oddech powoduje wbijanie się kolców w ciało. To narzędzie tortur obraca się powoli, pokazując całą równinę, z potworami, sześcionogimi strażnikami i gigantem, raczej posągiem niż żywą istotą, wyłaniającym się zza horyzontu. – Ogar oderwał od niego wzrok i szybko sięgnął po kielich. Pociągnął kilka łyków. – Głowę trzeba trzymać przyciśniętą do kolan, nie można się poruszyć, odetchnąć, krzyknąć. Można tylko siedzieć...

– Śniłeś to – Gentrell bardziej stwierdził, niż zapytał. – Odważyłeś się zdjąć osłony i śnić razem z resztą.

Velgeris posłał mu blady uśmieszek.

– Musiałem się przekonać, czy moi ludzie mówią prawdę. Śniłem tylko raz i do dziś echa tego koszmaru budzą mnie w nocy.

Starszy szpieg skinął głową i zaczął ściągać naczynia ze stołu, bezceremonialnie kładąc je na podłodze.

– Pokaż mu rysunki – mruknął, wskazując na szafę za swoimi plecami.

Ekkenhard wstał i podszedł do mebla. Szafa nie była zamknięta, co znaczyło, że Gentrell od początku spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Co mogło oznaczać, że albo miał jasnowidzenie, albo wizyta Velgerisa nie była dla niego taką niespodzianką, jak udawał.

Po otwarciu drzwi zobaczył kilka półek zapełnionych płachtami papieru. Papier był dość drogim materiałem, ale i tak tańszym niż pergamin, którego używali wcześniej. Poza tym miał jedną zaletę: w razie czego łatwo było go zniszczyć.

Bez słowa przyniósł kilkadziesiąt kart i położył je na stole. Część już widział i kilka razy nawet śnił o ich zawartości.

Velgeris poczekał, aż młodszy Szczur zajmie miejsce, zanim sięgnął po pierwszą. Jego szczupłe palce drżały. Olbrzym wyłaniający się zza horyzontu miał dziwne rysy twarzy, jakby bardziej zwierzęce niż ludzkie, a jego cztery ramiona zdawały się młócić powietrze w walce z niewidzialnym przeciwnikiem. Miał trzy sztuki broni, niezwykły miecz z rozszerzającą się ku górze klingą, topór i krótki ni to szponton, ni włócznię. W czwartej ręce, lewej dolnej, także coś trzymał. Furia bijąca z jego oblicza przerażała nawet na wykonanym węglem szkicu.

Kolejny rysunek. Dwa sześcionogie potwory walczą lub kopulują ze sobą. Widać tylko fragment jednego pyska, ślepego, pełnego absurdalnie wielkich kłów. Pazury, łuski, kolczasty ogon.

Istota o ciele człowieka, z dwoma parami nóg zakończonych potężnymi szponami i wielkimi, czarnymi skrzydłami w miejscu ramion, przyciska do ziemi ludzki kadłub z wyrwanymi kończynami. Błyszczące końcówki kości młócą powietrze, otwarta w krzyku twarz nieszczęśnika jest bezbronna jak twarz dziecka. Oblicze potwora to kopia twarzy ofiary, lecz wypełnia je całkowita obojętność.

Następny rysunek, latający stwór przykucnął na głazie na dalszym planie. Stanowi ledwo cień, zarys konturów. Na pierwszym planie, na ziemi, leży ofiara. Jej twarz nadal ma te same rysy, lecz jest spokojna, obojętna jak maska. Końce oderwanych przedramion opierzają się czernią. Z każdego kikuta nogi wyrastają po dwie małe, szponiaste stopy.

Kolejne szkice. Ludzie wbijani na pale, krzyżowani, ćwiartowani i rozrywani na strzępy. Ludzie zamieniający się w potwory i polujący na innych ludzi. Dzieci...

Ogar sięgnął po kielich, wypił duszkiem, napełnił.

– Taki miałeś sen? – Gentrell nie spuszczał go z oczu.

– We śnie... we śnie widziałem to z daleka. Z klatki.

– Żołnierze, którzy przeżyli, opisywali niektóre z tych potworów. Oraz kilka takich, których na rysunkach nie uświadczysz.

Velgeris odłożył karty, mimowolnym ruchem wytarł dłoń o spodnie.

– Skąd je macie? Te rysunki – uściślił.

– Skąd wiedziałeś, że tutaj są ludzie, którzy ocaleli z rzezi?

Pytanie za pytanie, nadeszła pora targów.

– Mamy kogoś w Szczurzej Norze.

– Podobnie jak my w Psiarni. Wiemy o tym, wy wiecie, że my wiemy, my wiemy, że wy wiecie, że my wiemy – głos starszego szpiega ociekał sarkazmem. – Nazwisko.

Ogar pokręcił głową.

– Coś za coś. Kto namalował te rysunki? One... krzyczą wprost do umysłu, prawda?

– Bogowie! Gdybyś zdjął osłony, trzymając je w ręku, wrzeszczałbyś, jakby to tobie wyrywano ręce i nogi. Gdybym pozwolił jej malować na czymś trwalszym, nikt w zamku nie mógłby zasnąć, mimo że szafa powinna tłumić tę Moc.

Więc Velgeris był czarodziejem. Ekkenhard słyszał jakieś plotki na ten temat, ale oba wywiady starannie chroniły informacje o magach w swoich szeregach. W przypadku wojny tacy ludzie stawali się pierwszym celem ataków.

– Niemożliwe, nie da się narysować węglem czegoś o takiej Mocy.

– Jej to powiedz. Ekkenhard, zajrzyj na najniższą półkę, tak, ten pakunek owinięty w skóry. Nie wyjmuj go, tylko złam pieczęć i powoli rozwijaj.

Szczur podszedł do szafy, zajrzał, złamał pieczęć i zaczął rozwijać. W środku znalazł deskę. Zwykły kawałek drewna, szeroki na półtorej stopy, długi na dwie, gruby na pół cala. Deskę przepalono na wylot, a resztki malunku wyłaniały się spod krawędzi podłużnego otworu jakimiś dziwacznymi, pokręconymi kształtami. Drewno wydawało się lodowate w dotyku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x