Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie. – Potrząsnęła głową, kontynuując monolog. – Taki skorpion byłby okaleczony. Już to widziałam, po pewnym czasie straciłby zdolność do samodzielnego działania. A ja potrzebuję w pełni sprawnego zabójcy, takiego, za którego nie będę musiała myśleć. Tak jak teraz: wyczuwasz Moc i reagujesz, nawet jeśli ma to oznaczać złamanie przysięgi wierności.
Lodowate palce znikły.
– Mam cię strzec – powiedział powoli, z trudem panując nad głosem – lecz jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie odmienić, rzucić jakiś czar, przysięgam na...
– Na co? Co takiego ci jeszcze pozostało, skorpionie? Nie masz nic, ludu, rodziny, imienia, własnych mieczy. Na co możesz złożyć przysięgę?
Była obca, bardziej obca niż każdy, kogo spotkał w życiu. Nie chodziło o twarz, o dziwacznie zdeformowane rysy, które wyglądały, jakby jej skórę nałożono na oblicze innej osoby. Innej istoty. Chodziło o spojrzenie, jej oczy wyglądały jak... nie miał pojęcia, do kogo lub czego mógłby przyrównać to spojrzenie.
– Przysięgam ci na imię dziewczyny, którą kiedyś zabiłem, że jeśli spróbujesz mnie odmienić, sama zginiesz.
Uśmiechnęła się.
– Jakie to cudownie patetyczne. Jakie szczeniackie i głupie. Zabiłeś ją, bo bałeś się odpowiedzialności, bo chciałeś jeszcze trochę pożyć, a jej deklaracja wiązała ci ręce. Zabiłeś ją, bo byłeś tchórzem, bo zabranie jej do rodzinnej afraagry napawało cię lękiem. Łatwiej było zabić, wbić sztylet w serce, zacisnąwszy dłonią usta, żeby nie krzyknęła, niż stawić czoło temu, co zwojowałeś. Gdy tylko cię ujrzałam, wiedziałam, że jesteś skorpionem, bo tylko skorpiony tak łatwo zabijają, to dla nich jedyny sposób na rozwiązywanie problemów. No jak, mały skorpionie, przysięgniesz mi na imię problemu, który został już rozwiązany?
Opuścił broń.
– Widzisz? Nie masz już nic – oprócz mnie i zadania, którego się podjąłeś. Podnieś miecze, wyżej. Dobrze. One są jedynym, co masz, tylko one oddzielają cię od nicości. Więc ci je daję... na własność. Są twoje. Powinieneś zawsze o tym pamiętać, pamiętać, kto ci je dał. Wiem, że nie macie w zwyczaju nadawać broni imion, więc one także ich nie dostaną, ale ciebie nazwę Keru’weln. W starożytnym języku jednego z ludów, które kiedyś wyrżnęliście, znaczy to „noszący miecze”. Pamiętaj. Tylko te miecze określają teraz sens twojego istnienia. Jeśli ci je zabiorę, znikniesz.
Odwróciła się i ruszyła przez pustynię.
Patrzył na broń. Oglądał ją po raz pierwszy od potyczki z cieniami k’k’na. Klingi były czarne, błyszczące jak szkło wulkaniczne, lecz z pewnością nie wykonano ich z tego materiału. Wyglądały jak wykute, a nie wyrzeźbione ze skały. Brzeszczoty tuż przy krawędzi były niemal przezroczyste, musiały być ostrzejsze niż cokolwiek, co Yatech miał do tej pory w ręku. Na próbę lekko uderzył klingami o siebie. Oczywiście nie wyszczerbiły się. I ich waga. Były przynajmniej o jedną trzecią lżejsze od stalowej broni. Jego nowe miecze... Jedyny powód istnienia.
Zacisnął zęby. Dobrze, niech tak będzie. Broń powędrowała na plecy. Zostanie noszącym miecze. Jeszcze niespełna rok.
—— • ——
– Mamo, mogę jeszcze wziąć kawałek placka?
– Znowu? Dziecko, ile ty jesz? Nawet twoi bracia tyle w siebie nie wciskają.
– Dziewczyna rośnie, daj jej spokój, niech je. Tylko nie zapomnij kóz przyprowadzić do domu przed wieczorem, żebyśmy nie musieli cię znów szukać.
– Dobrze, tatku.
Wybiegła z chaty, tuląc do piersi dwa podpłomyki. W kryjówce za oborą miała schowane resztki z wczorajszej kolacji, które miały trafić do świńskiego koryta, i kilka zeszłorocznych jabłek podebranych z piwnicy. Powinno wystarczyć.
Niewiarygodne, ile ta obca potrafiła zjeść. Pożerała wszystko, suchy chleb, surową kapustę, resztki przypalonej kaszy ze skwarkami, gotowaną fasolę. Gdy przyniosła jej kilka baranich żeberek z kawałkami chrząstek i tłuszczu, pochłonęła je w całości, rozbijając tylko kamieniem kości na mniejsze części, nadające się do przełknięcia. Raz przyłapała ją na rozgrzebywaniu ziemi w kącie szopy i wyciąganiu z niej tłustych, białych larw, które następnie wkładała sobie do ust i połykała w całości. Po raz pierwszy nawrzeszczała wtedy na nią, obiecując, że jeśli jeszcze raz przyłapie ją na czymś takim, to natychmiast sprowadzi tu rodziców. Dziewczyna nie wyglądała na przejętą, jednak nie jadła już więcej robactwa. A przynajmniej Nealla więcej jej na tym nie przyłapała.
Tym razem siedziała na klepisku i wpatrywała się w ścianę. Na wejście dziewczynki zareagowała przyłożeniem palca do ust.
– Ciii... bo je spłoszysz.
Zamarła w wejściu.
– Co? – zapytała szeptem.
– Światełko.
– Jakie światełko?
Wskazała na jasną plamkę wędrującą po deskach. Promyk słońca wpadający w dziurę po sęku.
– No co ty, głupia. – Nealla zaśmiała się z żartu. – Nigdy czegoś takiego nie widziałaś?
– Widziałam. – Dziewczyna oderwała wzrok od ściany i spojrzała wprost na nią. – Zawsze uciekało, gdy się poruszyłam.
Obcość, na wpół zwierzęca, na wpół ludzka, jakby jej oczy były sadzawką, w głębi której poruszyło się coś łuskowatego i jadowitego. Nealla upuściła zawiniątko z jedzeniem i przycisnęła dłonie do ust. Przerażenie wypełniło ją całą, zaciskając się lodowatą obręczą na piersi, tłumiąc oddech.
Dziewczyna mrugnęła i obcość znikła. Nie odeszła, po prostu to coś łuskowatego i jadowitego zanurzyło się głębiej.
– Uważaj na jedzenie. – Uśmiech był znów zwykłym uśmiechem. – Szkoda, żeby się zmarnowało.
Podeszła do niej, niespodziewanie objęła i przytuliła. Stara sukienka matki, którą Nealla podkradła ze skrzyni na strychu, wisiała na niej jak worek, ale już można było dostrzec, że w ciągu ostatnich dni zaokrągliła się tu i tam. Nie przypominała zagłodzonego na śmierć kościotrupa, który skamlał i wył w kącie szopy jeszcze miesiąc temu.
– Czy ja ci już podziękowałam?
– Nie. I nadal nie wiem, jak masz na imię.
– Moje imię... – Podniosła z ziemi zawiniątko i rozsupłała je niecierpliwymi palcami. – Ojciec nazwał mnie Kanayoness Daera, ale wszyscy mówili na mnie po prostu Kanayoness, dawno temu. Możesz mnie tak nazywać, jeśli chcesz.
Wepchnęła do ust pół podpłomyka na raz i połknęła, niemal nie gryząc. Nealla uśmiechnęła się szeroko.
– Powinnaś wolniej jeść, Kanayoness.
Otworzyła szeroko oczy, od razu wiedząc, że już dzisiaj nie zaśnie. Kanayoness. Czy tak mam na imię?
—— • ——
Dużo wiedzieli. Jak na wywiad zewnętrzny, który formalnie nie miał prawa działać na terytorium Imperium, wiedzieli zbyt dużo. Ekkenhard popatrzył kątem oka na Gentrella. Stary Szczur osobiście nadzorował całą operację, zarówno przemeblowanie Trzeciej Armii, jak i rekrutowanie ocalałych żołnierzy Drugiej i Trzeciej Kompanii. To naprawdę była świetna robota, wyciągano tych ludzi z różnych oddziałów, rozsianych wzdłuż całej południowozachodniej granicy, i nikt, absolutnie nikt nie powinien połączyć ich z Dwudziestym Drugim i Glewwen-On. Albo Ogary rzeczywiście wykonały mrówczą pracę, albo miały swoich ludzi naprawdę głęboko w Szczurzej Norze. Pierwsza ewentualność świadczyłaby o niezwykłej, nawet jak na zaprzysiężonych przeciwników, determinacji. Druga o zdradzie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.