Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Zostań tam – syknął Velgeris, wpatrując się w płytę rozszerzonymi oczyma. – Co to jest?!

– W tę szafę wpleciono potężne zaklęcia. – Gentrell zwrócił się w stronę Ekkenharda. – Gdyby nie one, po kwadransie musielibyśmy opuścić komnatę. To jeden ze szkiców, które powstały zaraz na początku całej sprawy. Prawie pięć lat temu. Byliśmy wtedy jeszcze głupi i daliśmy jej do rysowania kawałek deski. Gdyby ta płyta była większa, kto wie, może nikt by nie wyszedł żywy z zamku. Człowiek, który pierwszy ją ujrzał, zginął. A mówiąc konkretniej, został wciągnięty w głąb rysunku. Kiedy go znaleźliśmy, na zewnątrz wystawały tylko stopy. Coś wessało go i pożarło. A potem próbowało wyjść. Byłem przy tym, zorientowaliśmy się w chwili, gdy stopy odpadły od deski i drewno zaczęło się wybrzuszać. Widziałem tylko fragment tego czegoś, perspektywa była taka, jakby człowieka narysowano, patrząc na niego wprost z góry, i to w półmroku. Ale to z pewnością nie był człowiek. Całe szczęście, że miałem tu trzech czarodziejów, widzisz, jak poważnie do tego podchodziliśmy. Rzucili na tę deskę wszystko, co mieli, i być może dzięki temu żyjemy. Od tamtego czasu szkice tworzone są tylko na papierze. Bo on przy najmniejszym przepływie Mocy pali się lub rozpada w pył. Ale i tak jest to – stuknął w karty – wystarczająco potężne, żeby wpływać na umysł.

– Te rysunki to przejścia. Wrota... kto...

– Nazwisko – przerwał mu Gentrell. – Tylko prawdziwe.

– Fernell Kesawen.

– Pisarz w zarządzie zasobami. Dobrze.

– Takie rysunki... – Ogar przenosił wzrok z deski na płachty papieru i z powrotem. – Mamy garść legend o ludziach, którzy potrafili namalować wrota do innych miejsc. I to nie naszych legend, tylko odziedziczonych po tych, którzy lepiej pamiętają dawne dzieje... Kto je namalował?

– Pokażę ci. Ekkenhard, zawiń to z powrotem, później założymy pieczęć. I schowaj rysunki.

Wstali od stołu. Zawijając deskę w skórę i pakując karty do szafy, młodszy Szczur rzucił kilka ukradkowych spojrzeń na Velgerisa. Ich gość wyglądał na wstrząśniętego i co odbierało mu chęć do odczuwania jakiejkolwiek satysfakcji, przestraszonego. Jeśli Drugi Ogar w Imperium zaczyna się bać, to taki mały Szczur jak on powinien poszukać sobie bardzo głębokiej i bardzo ciemnej kryjówki.

Domyślał się już, gdzie pójdą. Do drugiej wieży, tej z zamurowanymi i zakratowanymi oknami. Robiło się coraz ciekawiej.

—— • ——

Nie ruszyli się z miejsca. Gdy nadeszła noc, dziewczyna owinęła się w płachtę materiału i siadła na piasku, opierając plecami o mur. Zadarła głowę, patrząc w niebo.

– Tyle gwiazd... I niebo takie głębokie. Nigdy nie mogłam się na to napatrzeć.

– Co teraz? Dlaczego nie idziemy?

– Zrobiłeś się gadatliwy. Kop po drugiej stronie.

– Gdzie?

– Przy murku. Musimy odsłonić co najmniej sześć stóp. Tyle powinno wystarczyć. Przy północnym krańcu znajdziesz coś, co powinno ci pomóc.

We wskazanym miejscu pod piaskiem, na głębokości pół stopy, znalazł kilka glinianych skorup. Była przygotowana na wszystko. Dwa z glinianych fragmentów były tak duże, jak jego złączone dłonie. Zaczął kopać mniej więcej pośrodku długości murku. Piasek był drobny, miękki i pylisty, osypywał się z powrotem do wykopu, lecz Yatech nie przerywał pracy. Gdy minęła godzina od zachodu słońca, zrobiło się zimno i był wdzięczny za ruch i wysiłek, który rozgrzewał i zaprzątał myśli. W historii świata, którą znały ludy Issaram, nie było wzmianki o rzece płynącej przez pustynię i nawadniającej kwitnącą dolinę. Była informacja o tym, że Laal Szarowłosa przedłużyła łańcuch górski, aby powstrzymać nacierające legiony Przeklętych. Podobno omal nie przypłaciła tego utratą jednego ze swoich siedmiu awenderi. Lecz opowieści Issaram nie wspominały o ludziach, którzy tu żyli, mieszkali, uprawiali ziemię i kochali to miejsce tak mocno, że ich duchy nie opuściły go nawet po tragicznej śmierci. Przodkowie jego byłego plemienia walczyli wtedy w innych miejscach i tragedia jakiegoś rolniczego ludu niewiele ich obchodziła. Może nawet wiedzieli o nich, coś słyszeli, lecz nie uznali za stosowne zaśmiecać swojej historii takimi nieistotnymi wzmiankami. Bogini wzruszyła posady świata i stworzyła góry, o tak, to warto umieścić w legendach. Bogini zmieniła koryto rzeki i zabiła kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a setki tysięcy innych skazała na wygnanie i tułaczkę – a kogo to obchodzi? To były czasy, gdy stutysięczne miasta płonęły w burzach ogniowych, bo trzeba było poszerzyć drogę dla maszerującej armii. Świat walczył o przetrwanie, prawda? Nic więcej się nie liczyło.

Dwie stopy pod powierzchnią piasek się zmienił. Stał się bardziej zbity, twardszy, jakby został zmieszany z gliną. Jedna ze skorup, wbita zbyt gwałtownie, pękła na pół. Zwolnił, kopanie i tak szło mu szybciej, bo piasek nie osypywał się już tak jak wcześniej. Pracował wytrwale. Jeszcze chwila, a będzie miała te swoje sześć stóp odsłoniętego muru. Wreszcie przerwał. Stojąc w dołku, tuż przy murze, nie sięgał głową do jego szczytu. Chyba o to jej chodziło.

Obszedł mur i stanął przed dziewczyną.

– Skończyłem.

Uniosła twarz i poczuł, jak kurczy mu się żołądek. Znów ta obcość, paskudna, na wpół zwierzęca, wyzierająca z oczu i ze zmienionych rysów twarzy.

– Dobrze – chrypnęła. – Mamy jeszcze czas.

– Co teraz?

Rzuciła mu zawiniątko. Mały bukłak i kilka sucharów.

– Napij się. Zjedz. Czekaj.

– Na co?

– Aż otworzy się przejście.

—— • ——

Ryk rozrywał przestrzeń na strzępy, wdzierał się do mózgu, wprawiał w drżenie kości. Leżała na trawie, wtulając twarz w ziemię i krzycząc z całych sił. Czuła, jak grunt pod nią drży i trzeszczy jak rozdzierana na szmaty koszula. Łzy mieszały się na jej twarzy ze smarkami i błotem.

Ktoś potknął się o nią i przekoziołkował. Alawen. Gdy podnosiła się, żeby do niego podpełznąć, następna osoba wpadła na nią i przewróciła się. Potoczyli się w plątaninie rąk i nóg, wrzask, który wybuchł tuż przy jej twarzy, był głośniejszy od ryku oszalałego świata. Ledwo go poznała: Gwern – starszy brat Alawena.

– Przestań! – krzyknęła mu do ucha. – Przeeeestaaań!!!

Korzystając z tego, że akurat znalazła się na górze, uniosła się nieco, przytrzymała go jedną ręką, a drugą walnęła w twarz. Raz, drugi, trzeci. Pomogło. Był od niej starszy o rok i mógł znieść wiele, ale nie to, że po gębie wali go jakaś dziewczyna.

– Dość! Dość!!!

Niemal w tej samej chwili świat także się uspokoił. Zeszła z chłopaka, rąbkiem fartucha otarła sobie twarz, przyjrzała się krytycznie leżącej przed nią postaci. Z pewnością wyglądał gorzej niż ona. Był na wpół nagi, a całe ciało pokrywały mu świeże, czerwone pręgi.

– Jeżyny. – Uśmiechnęła się, momentalnie zapominając o wcześniejszym przerażeniu. – Kąpaliście się w stawie i próbowaliście uciec przez krzaki jeżyn. Głupki.

– Nie ma już stawu. – Gwern podniósł się z ziemi i podszedł do brata. Młodszy chłopak ciągle leżał na ziemi i cicho jęczał. – Zrobiła się dziura w ziemi i spłynęła do niej cała woda. Razem z Hawerem, Joanem i Małym Lo. Nie żyją.

Uśmiech zamarł jej na twarzy. Jak to, nie żyją? Jeszcze dziś rano widziała ich wszystkich, jak szli nad staw.

– Co... co się stało?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x