Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Yatech odwrócił się.
– Wiesz już? – zapytał.
Dziewczyna uśmiechnęła się, okrutnie i dziko.
– Jednak jesteś skorpionem.
Powiał wiatr i cztery trupy leżące na ziemi zniknęły. Nagle w ich miejscu pojawiły się niewielkie górki piasku. Ciało, krew, broń i ubrania zamieniły się w drobiny pyłu.
– Duchy ostatnich z k’k’na. Spotkałam je błąkające się po pustyni, opętane nienawiścią do tego stopnia, że nie widziały przed sobą drogi do Domu Snu. Zawarłam z nimi umowę. Kazałam odegrać im przedstawienie w zamian za szansę na zabicie jednego z Issaram. Gdybyś nie był skorpionem, już byłbyś martwy.
Machnęła ręką i nagle nogi odmówiły mu posłuszeństwa, poczuł każdą ranę i każde złamanie. Miecze wysunęły mu się z dłoni, w dole pleców zawyły tępym bólem nerki. Dziewczyna pochyliła się i zamruczała.
– Na pustyniach całego świata opowiadają sobie bajkę o tym, że skorpion okrążony przez ogień wbija kolec jadowy we własny kark, żeby skrócić męki. To największe kłamstwo o tym stworzeniu. Żaden tak nie zrobi, bo to oznaczałoby, że przegrał. A skorpiony nie umieją przegrywać. Nie są zdolne do tego, żeby się poddać. I ty też nie. To dlatego zabiłeś Isanell. Dlatego nawet nie przyszło ci do głowy, żeby pozwolić się rozsiekać jej ojcu. Przyznałbyś się tym samym do przegranej, a tego nie potrafisz. Będziesz tańczył Pajęczy Taniec, dopóki twojemu mistrzowi palce nie zaczną krwawić od wybijania rytmu na bębenku, lub póki nie umrzesz z wyczerpania. Poderżniesz gardło wojownikowi dwa razy starszemu niż ty, okaleczysz i upokorzysz każdego przeciwnika i zawsze – uśmiechnęła się szeroko – zawsze spotka cię za to ludzki podziw. Bo oni też potrafią rozpoznać skorpiona, choć sami nie wiedzą, jaki jest groźny, i niczym pustynny skoczek zapraszają go do domu i chcą się zaprzyjaźnić. Ale ty będziesz tylko mój. Będziesz dla mnie walczył. Oczywiście wcale nie musisz się zgadzać. Możesz tu zostać i umrzeć.
Włożyła kosmyk włosów do ust i zaczęła go ssać w zamyśleniu.
– Tylko słowo, jedno skinięcie głową, a zaczerpnę Mocy i uleczę cię. A potem będziesz mi służył, będziesz dla mnie walczył i zabijał. Tylko mrugnij...
Patrzył na nią bez drżenia, uporczywie. Znów zaczynały mu latać przed oczami czarne plamy. Umierał.
– Och, rozumiem – szepnęła. – To przecież też jest poddanie się. Nieprawdaż? Taka umowa to przyznanie się do porażki. Więc inaczej. Jesteś Issarem, Issaram, jak sami się nazywacie. Wynajmujesz swoje miecze. Więc wynajmij je dla mnie. Zostań moim strażnikiem. Na początek na rok. Zapłatą będzie twoje życie, uzdrowienie z ran i zabranie stąd. Co ty na to? Nie jestem złą panią. Czy to spełni warunki honorowego rozwiązania?
Czuł, jak zaczyna się pocić. Stracił za dużo wody, jego ciało właśnie się poddawało. Konał.
Nie chciał umierać. Ale nie miał mieczy, które mógłby ofiarować na służbę.
– Nie... mam... mieczy...
– A to, czym walczyłeś, to co? Kijaszki?
Uniosła jeden z yphirów. Rękojeść wyglądała identycznie jak w broni, którą zostawił w rodzinnej afraagrze. Tylko klinga była inna. Od zastawy aż po sztych wyglądała, jakby zrobiono ją z czarnego wulkanicznego szkła.
– Dziwne rzeczy można zrobić z piaskiem, gdy zaistnieje potrzeba. To jaka będzie twoja odpowiedź?
Nie miał już duszy. Cóż ryzykuje, podejmując służbę u tej... istoty?
Mrugnął.
– Wiedziałam, że potrafisz sam siebie przekonać. – Pochyliła się tak, że prawie zetknęli się czołami. – Widziałam, jak walczysz. Bardzo, bardzo mało umiesz. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, bo hel’zaav to tylko pies gończy, a nawet on może cię zabić. Ale mimo to poczekamy na niego, bo mam dług do spłacenia, a ja zawsze je spłacam. Pójdziemy daleko i szybko, a potem zobaczymy, ile naprawdę potrafisz, skorpionie. Jutro, pojutrze i później. Szykuj się na naprawdę ciekawe czasy, chłopcze.
Niespodziewanie wpiła mu się w usta, gorącym, gwałtownym pocałunkiem, i w tym pocałunku była Moc, bo zanim stracił przytomność, poczuł, jak w eksplozjach bólu nastawiają się i zrastają mu żebra, woda opuszcza płuca, krew wraca do żył.
Odpłynął w ciemność, zanim zdążył wykrzyczeć z siebie ból.
Zabij moje wspomnienia
Zamek dominował nad rozległą doliną, przycupnąwszy na wzgórzu niczym pokraczna ropucha na kamieniu. Pokraczny to dobre słowo, pomyślał jeździec. Pokraczny, brzydki i paskudny. Wydawało się, że ma zachwiane proporcje, za niskie mury, zbyt szerokie wieże, absurdalnie daleko wysunięty barbakan. Zupełnie jakby poskładano go z części wykradzionych z innych warowni. Całość miała kolor zrudziałej cegły, pokrytej liszajami zacieków i niezdrowych plam. Paskudztwo. Idea, żeby wybudować coś takiego pośrodku bagnistej, niemal zawsze wypełnionej mgłą doliny, wydawała się pozbawiona sensu i głupia. Trzeba było zagłębić się w księgach, by wiedzieć, że gdy po jednej z wojen zewnętrzne mury zawaliły się, odbudowano je dobre dziesięć jardów dalej, tam, gdzie wzgórze wspierało się na kamiennym rdzeniu, więc barbakan, który jakimś cudem ocalał, sterczał teraz spoza linii murów jak palec, wskazujący drogę na południe. Potrzeba było również znajomości historii, żeby zdawać sobie sprawę z faktu, iż kilkaset lat wcześniej dolina była żyznym, kwitnącym miejscem, przynoszącym młodemu Imperium dochód rzędu dziesięciu tysięcy cesarskich orgów rocznie, a zamek stał na straży szlaków handlowych, dających pięciokroć większe zyski. Mężczyzna miał taką wiedzę i wcale nie podnosiła go ona na duchu. Oznaczała, że świat zmienia się na gorsze.
I robi to coraz szybciej.
Szarpnął wodze, odrywając konia od skubania wątłych badyli rosnących wzdłuż grobli. Wierzchowiec odwrócił łeb i spojrzał z wyraźną pretensją.
– Jak znów nażresz się byle czego, całą noc będzie cię bolał brzuch. Za kwadrans będziemy w zamku.
Koń parsknął, a mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, otulając szczelniej płaszczem. W trakcie długich, samotnych wędrówek po najdalszych krańcach Imperium i poza nim nabrał zwyczaju gadania do wierzchowca, ale ostatnio z pewnym rozbawieniem zauważył, że najwyraźniej zaczyna oczekiwać od konia czegoś w rodzaju dialogu, tłumacząc jego rżenie, parsknięcia i pierdnięcia jako wkład do rozmowy. A to oznaczało, że potrzebował dłuższego odpoczynku – albo zmiany wierzchowca. Na mniej gadatliwego, wyszczerzył się w myślach.
Groblę prowadzącą do zamku zbudowano w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, usypując kolejne warstwy ziemi, gliny i tłuczonego kamienia, w miarę jak podnosił się poziom wód gruntowych. Niemal na całej powierzchni, z wyjątkiem kolein zostawionych przez wozy, porastała ją rachityczna trawa o nieprzyjemnej, burozielonej barwie. Końskie kopyta mlaskały wilgotno i kleisto w brei wypełniającej koleiny, następny znak, że w ciągu najbliższych kilku lat trzeba będzie drogę podwyższyć. Chyba że Szczury zdecydują się wreszcie porzucić zamek i przenieść swoich gości w inne miejsce.
Albo rozwiązać ich problem definitywnie.
Dziś mgły spowijające dolinę rozpędził porywisty, zimny wiatr z zachodu. Zbliżała się zima. Jeździec zdecydowanie wolałby jechać, wdychając wilgotne opary, niż patrzeć na skarłowaciałe drzewa, płytkie bajorka i rozległe oczka wypełnione mętną wodą, przedzielone fragmentami terenu porośniętego pożółkłymi, bagiennymi trawami. Wszelkie próby osuszenia mokradeł porzucono ponad sto lat temu, wraz z ostatnimi osadnikami opuszczającymi okolicę. Żeby wygrać tę wojnę, trzeba by skierować rzekę w stare koryto, co kosztowałoby sto razy więcej, niż wynosił roczny dochód z tutejszego handlu i upraw. Prościej było zbudować nowy szlak kupiecki niż próbować wygrać z naturą. Samotny, pokraczny zamek, stojący na wzgórzu pośrodku zamglonej doliny, był ostatnim świadkiem tego, że kiedyś żyli tu ludzie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.