Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Powiedz mi...

...dlaczego? Dlaczego używałeś tylko grzbietu klingi, tępej strony? Dlaczego upokorzyłeś go tak, że musiał wyjechać z miasta? Kulejący, z niesprawną ręką? Słyszałeś, że w drodze do Makallen ktoś na niego napadł i poderżnął mu gardło?

Dziewczyna pochyliła się nad Yatechem i delikatnie pogłaskała go po policzku.

– Chciałeś go upokorzyć i zniszczyć? Chciałeś od razu, przy pierwszym pojedynku, zyskać sławę kogoś, z kim nie warto krzyżować ostrzy? Przecież wiesz, że to ich nie powstrzymywało. A może chodziło o to, żeby pokazać swoją sprawność w walce? Mały skorpion, szczycący się swoimi szczypcami i jadowym kolcem, co? Jak to z tobą było?

Milczał.

No właśnie, jak to z nim było?

– Muszę wiedzieć – nie ustępowała. – Muszę mieć pewność. Nie mogę źle wybrać. Opowiedz mi jak...

...rozgrzana skała parzy, jest tak gorąca, że można by na niej smażyć jajka. Drobi po niej szybkimi krokami, ucząc się Pajęczego Tańca, techniki polegającej na byciu w ciągłym ruchu, zmianach kierunku i szybkości poruszania, ciągłych zmianach tempa. Mistrz związał mu stopy w kostkach łokciowym sznurkiem, kroki z konieczności są małe, krótkie. Nie może się zatrzymać, nie może stanąć dla zaczerpnięcia oddechu, bo usłyszy skwierczenie własnej skóry. Tańczy szybko, w rytm melodii wygrywanej na małym bębenku, drewnianym pudełku obciągniętym kozią skórą. Szatę ma przesiąkniętą potem, pot leje mu się po twarzy i zalewa oczy, sznurek otarł już kostki do krwi i każdy krok znaczy czerwienią. Ale tańczy. Miecze ciągle ma na plecach, ich ciężar z każdą chwilą jest większy, skórzane uprzęże wbijają się w ramiona. To nic, tańczy. Rytm jest coraz szybszy, coraz bardziej zmienny, nadążanie za nim staje się niemal niemożliwe. Ale nadąża.

Mistrz ma zaciętą, gniewną twarz. Dziś po raz pierwszy Yatech pokonał w walce trzech chłopaków, którzy pobierali nauki o wiele dłużej niż on. To zła wiadomość dla ich nauczyciela walki, rodziny tych chłopców nie będą zadowolone. Ten młokos wymaga nauczki, mówi mina mistrza, trzeba mu pokazać, gdzie leży granica jego możliwości, musi wiedzieć, że nie należy upokarzać współplemieńców, nie należy rozbrajać ich w taki sposób, jakby byli małymi dziećmi. Pajęczy Taniec złamał już niejednego.

Yatech tańczy.

Plac ćwiczeń jest duży, gładki i równy. Przez tysiąclecia miliony uderzeń wygładziły jego powierzchnię, wyślizgały ją niemal do połysku. Nie można się tu potknąć, nie można nadepnąć na kamyk. Można tylko zostawić kawałki własnej skóry, jeśli się stanie.

Przymyka oczy, pozwalając, by melodia wlała się w jego żyły. Czuje ją już całym sobą, ma wrażenie, że nawet serce wali tak szybko, jak szybko palce mistrza uderzają o kozią skórę. Wywołuje w myślach pierwszego ducha, widmowego przeciwnika uzbrojonego w ciężki pałasz i małą okrągłą tarczę. Jeśli mistrz chce prawdziwego tańca, dostanie go.

Nic w tej chwili się nie liczy. Oddech przestał z trudem przeciskać się przez wysuszone gardło, pot przestał zalewać oczy. Wyciąga miecze, płynnym, bezbłędnym ruchem, który opanowywał od lat. Klingi lśnią srebrzyście i zaczynają swój własny taniec. Zgrywa ich ruchy z rytmem kroków, z wściekłym rytmem bębenka. Mistrz nie rezygnuje, jego palce przyspieszają, muzyka zrywa się do szalonego galopu, po chwili przechodzi w cwał. Yatech tańczy, nie pozwala, aby melodia mu umknęła, nie pozwala się jej wyprzedzić, po chwili sam zaczyna narzucać tempo, przechodzi z jednej wściekłej prędkości w następną, tym razem to bębenek usiłuje go dogonić, gubi się, zwalnia, znów rusza naprzód. Miecze kreślą skomplikowane figury, finty, półfinty, pchnięcia i ciosy, kontry i parady, i nagle Yatech słyszy, jak mistrz głęboko wciąga powietrze i niemal przestaje grać. W tańcu ostrzy, w tańcu, jakim chłopak oczarowuje przestrzeń, daje się wyczuć coś więcej niż tylko zwykłe ćwiczenie. Postronny obserwator może przymknąć oczy i zobaczyć prawdziwy Pajęczy Taniec, nie serię ćwiczeń, lecz taniec z widmowymi przeciwnikami, dwoma, trzema, czterema. Walka z cieniami utkanymi z melodii, tańca i światła igrającego na zakrzywionych głowniach.

Yatech otwiera nieco szerzej oczy i patrzy na mistrza. Ten widzi, jak chłopak broni się i kontruje, jak składa parady i robi uniki, i nagle wie, że przegrał, ten uczeń nie podda się, nie poprosi o koniec ćwiczeń. Będzie tańczył, dopóki nie pokona wszystkich przeciwników lub dopóki nie padnie nieprzytomny na ziemię. Nie ma dla niego innej drogi. Rytm bębenka zwalnia. Co...

– ...takiego zobaczył wtedy twój mistrz? Hm? Mój mały skorpionie? A może nie, może nie skorpionie, tylko po prostu wilczku? Ale jeśli jesteś tylko wilczkiem, to tracę tu czas. Ten świat jest pełen wilczków, małych, puchatych, błyskających ząbkami wilczków, które będą dla hel’zaav tylko przystawką, przekąską. Oni są wilkami. – Ruchem głowy wskazała obóz k’k’na. – A przecież nie jestem tu bezpieczna. Potrzebuję skorpiona, który nie boi się użądlić kogokolwiek, który będzie dla mnie walczył. Wiesz, jaka jest najbardziej bzdurna legenda o skorpionach?

Pochyliła się i usłyszał, jak węszy. Czuł jej ciepły oddech na twarzy, gdy obwąchiwała mu włosy, policzki i szyję. Pachniał jak mokry piach, jak pustynia zaraz po deszczu.

– Może później ci opowiem – zaszeptała głosem osypujących się ziaren piasku. – Zobaczymy. Jutro. Może. Śpij.

Zasnął.

—— • ——

Gdy dotarli do obozowiska ludzi piasku, zrozumiał, że umrze jeszcze dziś, i to szybko. Pierwszy spostrzegł, że coś jest nie tak, ten ze skorpionem. Ruszył naprzód biegiem, porzucając tobołki, znikł za najbliższą wydmą. Po chwili wydał przeciągły, mrożący krew w żyłach okrzyk. Jego towarzysze rzucili Yatecha na piasek i pomknęli w przód. Nie musieli się bać, że ucieknie, nie mógł zrobić nawet kroku. Dziewczyna pojawiła się jak zwykle znikąd.

– Ich czarownik nie żyje. Wczoraj zabili go twoi kuzyni. Nie powinni go znaleźć, ale pechowo był z nimi jeden z waszych Wiedzących. Wyczuł i przełamał czary chroniące obóz, a wojownicy załatwili resztę.

K’k’na wracali. Nieśli broń, której wcześniej u nich nie zauważył. Ten pokryty bliznami złapał go za ramiona, podniósł z ziemi i uderzył głową w twarz. Yatech w ostatniej chwili odwrócił się nieco, przyjmując cios na lewy łuk brwiowy. Eksplozja.

Upadł na piasek, zaszorował brzuchem po gorącej powierzchni, a wtedy drugi k’k’na kopnął go w bok. Trzasnęło i zaraz lepka, żelazista wilgoć wypełniła mu usta. Ból przyszedł po chwili, wbił się tępym klinem między żebra, wyrwał z ust krótki jęk. Przez łomot krwi usłyszał śmiech. Nie wiedział, czy gorszy był sam dźwięk, czy wypełniająca głos śmiejącego się obojętna ciemność. Tak mogłaby się śmiać istota, którą nauczono tylko wydawania dźwięków, imitujących śmiech właśnie, lecz dla której były one równie obce, co kozie meczenie czy wycie wilka. Taki dźwięk mógłby również wydawać ktoś pamiętający śmiech, lecz niepotrafiący go skojarzyć z odpowiednią sytuacją. Ktoś, kto zapomniał już, co to radość, nawet ta najpodlejsza, czerpana z cudzego bólu i poniżenia.

Ktoś bardziej martwy niż on sam.

Dziewczyna pojawiła się tuż obok. Na jego oczach jeden z ludzi piasku ominął ją w płynnym uniku, jakby uchylał się przed ciosem. Zrobił to zupełnie nieświadomie, inni również nie zauważyli jego dziwnego ruchu.

– Co teraz? – zapytała spokojnie, bez szczególnej intonacji. – Po to przecież tu przyszedłeś, po śmierć. Czy to ważne, po jaką? Jaka jest różnica między agonią z odwodnienia, w gorączce i majakach, a zakatowaniem na śmierć przez kilku k’k’na? Żadna. Leż, nie wstawaj, oni szybko się zmęczą, znudzą kopaniem, użyją noży. Będzie trochę bolało, ale nie bardziej niż wypocenie resztek wody w piach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x