Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Grobla kończyła się półkolistym rozszerzeniem, dzięki któremu wozy dostarczające zapasy do zamku mogły zawrócić. Do samej warowni było jeszcze ponad dwieście jardów. Dalej prowadził drewniany most, zbudowany z wbitych w dno pali i byle jak ułożonych desek. Wozy zatrzymywały się właśnie tutaj, a ich ładunek przenoszono ręcznie. Do każdego pala, podtrzymującego konstrukcję z desek, przywiązano gliniane naczynie. Wędrowiec wiedział, że wypełniała je oliwa. Wystarczyło kilka chwil, parę celnie wystrzelonych płonących pocisków, żeby odciąć zamek od świata. Westchnął cicho. Oto cali my, pomyślał, meekhańska zapobiegliwość. Przez tę dolinę i tak żadna armia nie mogłaby przejść, nie bez wielodniowych przygotowań, zaś szturm na zamek zbudowany pośrodku trzęsawiska byłby samobójstwem, a my i tak zachowujemy się, jakby lada moment miała wybuchnąć wojna. No cóż, pragniesz pokoju, trzymaj w domu naostrzony miecz, jak mówi starożytne przysłowie.

Wjechał na mostek. Kopyta dudniły po deskach, cała konstrukcja chwiała się i skrzypiała. To też było zamierzone, nawet najciemniejszą nocą nikt nie podkradłby się tędy pod bramę niezauważony. Poklepał konia po szyi.

– Spokojnie, już nieraz tędy przechodziliśmy, pamiętasz? Na pewno się nie zawali.

Wierzchowiec zastrzygł uszami i puścił bąka.

—— • ——

Musieli go zauważyć, gdy był jeszcze na grobli, bo opuścili most zwodzony, a przed uchyloną bramą stało dwóch strażników. Powitali go po wojskowemu, salutując pięścią do lewej piersi.

– Witamy w zamku Lotis, panie Ekkenhardzie.

Poznał starszego z nich.

– Witaj, Beris. Piękną mamy pogodę, nieprawdaż?

Strażnik skrzywił się w uśmiechu i zadrżał. Nawet ciepły wojskowy płaszcz nie chronił go przed wiatrem.

– Jak co roku o tej porze. Nie można sobie wymarzyć lepszej.

– Rzecz jasna. Komendant Gentrell czeka?

– Oczywiście. Powiedział jednak, że nie musi się pan spieszyć. Komnata jest już przygotowana, świeże szaty również. Polecił przekazać, że spotkacie się na kolacji.

– Dobrze. – Zsiadł z konia, przeklinając obolałe uda. – Zajmijcie się koniem, mamy za sobą długą drogę.

Żołnierz skinął głową i ujął wodze.

– Chodź, staruszku, ciepła stajnia czeka – mruknął.

Ekkenhard uśmiechnął się szeroko, wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, nie tylko on traktował tego konia jak partnera do rozmów.

Uśmiech poszerzył się jeszcze, gdy zobaczył swoją komnatę. W kominku huczał ogień, na stole stało kilka naczyń przykrytych lnianymi ścierkami, na szerokim łożu leżało nowe ubranie. W kącie parowała misa z wodą. Z westchnieniem ulgi ściągnął ciężki od wilgoci płaszcz i powiesił go na haku wbitym w ścianę kominka. Materiał momentalnie zaczął parować. Odpiął pas z mieczem, rozsznurował i ściągnął lekki, skórzany pancerz. Barwiona na brązowo skóra, mimo impregnacji olejem, również sprawiała wrażenie wilgotnej. To zły znak, po wyschnięciu pancerz najpewniej skurczy się i zacznie się nadawać dla kogoś znacznie mniejszego niż on. Będzie go musiał wymienić w zamkowej zbrojowni.

Westchnął. Jeszcze kilka dni w tej okolicy, a on sam nadawałby się do wymiany na kogoś młodszego i nowszego. Pikowany kaftan i wilgotna koszula powędrowały w ślad za płaszczem. Po chwili wahania rozebrał się do naga i mocząc w gorącej wodzie ręcznik, zmył z siebie wielodniowy bród. W zamku nie było łaźni z prawdziwego zdarzenia, lecz ta namiastka kąpieli i tak sprawiła mały cud. Potrzebował tego bardziej niż ciepłego posiłku. Nie wytarł się, tylko stojąc przed kominkiem, pozwolił, żeby ciepło osuszyło jego ciało. Jedzenie mogło jeszcze poczekać. Ale niedługo.

Pukanie do drzwi zastało go przy ogryzaniu do czysta jagnięcego udźca. Westchnął i przepłukał usta winem.

– Otwarte.

Mężczyzna, który wszedł, był średniego wzrostu i miał sylwetkę, którą dyplomatycznie zwykło się określać jako grubokościstą. Wyglądał na co najmniej dziesięć lat starszego niż siedzący przy stole wędrowiec, lecz w tym przypadku wygląd mógł bardzo mylić. Ubrany jak zwykły żołnierz, który akurat wyszedł z koszar rozprostować nogi, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Poza twarzą, sprawiającą wrażenie, jakby jakiś niedoświadczony rzeźbiarz wziął kawał skały i kilkoma szybkimi uderzeniami dłuta nadał jej z grubsza ludzki wygląd. Niekształtny nos, ostre płaszczyzny policzków, masywna szczęka i ukryte głęboko w oczodołach senne, lekko nieprzytomne oczy. Twarz prostaka i głupca. Tych, którzy dali się nabrać na tę twarz, liczono w setki i każdy z nich żałował, że nie docenił jej właściciela.

Gość bez słowa podszedł do stołu i usiadł naprzeciw Ekkenharda.

– Długą miałeś drogę?

– Jak zwykle. Pięć dni bezdrożami i cały dzień na bagnach, bywało gorzej. Wina?

– Nie odmówię. – Nalał sobie i pociągnął z kubka. – Co w stolicy?

– Bez zmian, cesarz włada otoczony miłością poddanych, arystokracja z Rady Pierwszych jest zawsze gotowa służyć mu pomocą i wsparciem, kapłani troszczą się o dusze ludzi, magowie zgłębiają tajemnice Wszechrzeczy, aby wykorzystać je dla ogólnego dobra. A wszystkiemu przyglądają się bogowie, radujący się z powszechnego szczęścia.

Przybysz uśmiechnął się kwaśno, odstawiając kubek.

– Innymi słowy Rada nie knuje i nie jątrzy, nie podkopuje autorytetu i nie wbija noża w plecy. Kapłani nie próbują skakać sobie do gardeł, żeby tylko ugrać coś w swoich odwiecznych wojenkach, a gildie magów nie prowadzą jakichś dziwacznych gier, które mogą wszystkich nas wysłać do piekła.

– Dokładnie. Sielanka. – Ekkenhard uniósł kubek w toaście. – Za piękne sny, komendancie Gentrell.

– Za sny.

Wypili.

– Myślałem, że spotkamy się dopiero na kolacji.

– Na kolacji mamy gościa, nie moglibyśmy porozmawiać otwarcie.

– A któż nas zaszczyci?

– Velgeris.

Ekkenhard wpatrywał się chwilę w przybysza, szukając w jego minie śladu kpiny. Nie znalazł.

– Żartujesz?

Dowodzący na zamku Lotis skrzywił się i posłał mu uspokajający uśmiech. Zadziałało to tak, że Ekkenhard zaczął się pocić. O Gentrellu mówiono, że jak wrzeszczy i przeklina, to wszystko jest w najlepszym porządku, ale gdy się uśmiecha, to lepiej brać nogi za pas, bo zaraz polecą łby.

– Chciałbym. Gdy zjawił się tu wczoraj, myślałem, że jak zwykle przyjechał pojątrzyć, podrażnić się i powęszyć przy okazji. Ale nie, on od razu zapytał o Glewwen-On.

Ekkenhard drgnął. Niby tego właśnie należało się spodziewać, bo dlaczego właściwie Drugi Ogar Imperium zaszczycałby szczurzą norę, ale przez chwilę łudził się nadzieją, że to tylko przypadkowa wizyta. Westchnął.

– I tak udało nam się utrzymać tajemnicę ponad pięć lat – powiedział. – Nieźle, jeśli wziąć pod uwagę, że straciliśmy tam dwie kompanie piechoty i pięciu bitewnych magów. Nie mówiąc oczywiście o trzystu mieszkańcach wioski. Myślę, że pięć lat to i tak łaska bogów.

– Których, co? Jeśli ktoś z panteonu zaczął nam mieszać w garnku, chcę wiedzieć, kto i jaki ma w tym cel.

– To była przenośnia. Zresztą, czego mogliśmy się spodziewać? Od samego początku zapędziliśmy ich do roboty, nie mówiąc zbyt wiele. Mieli poza Imperium szukać piętnastoletniej dziewczyny z czarnymi włosami, wokół której dochodziłoby do dziwnych zjawisk. Jeśli Ogary wreszcie zwąchały całą prawdę, mogą ją wykorzystać przeciwko nam.

– Jak każdą inną.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x