Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Żyje – mruknął któryś. – Silny jest.
– To dobrze. Nie traćmy czasu.
Rozmowa ucichła, k’k’na nie lubili tracić sił na próżne gadanie. Po kwadransie, wypełnionym rwącym bólem, rzucili go na piasek. Nie miał sił nawet unieść głowy.
– Odwróćcie go.
Kopniakiem przewrócili go na wznak. Ten ze skorpionem na czaszce pochylił się i zmrużył powieki. Pajęczak zatrzasnął kleszcze.
– Nie chcę, żebyś umarł, d’yahirze. Chcę, żebyś żył, długo żył.
Przyłożył mu do ust jakiś pojemnik. Wilgoć, woda... Yatech zaczął pić, szybko, łapczywie. Napój miał gorzko-słonawy posmak. Pił, wbrew sobie, wbrew świadomości, że każdy łyk może kosztować go wiele godzin tortur. Legendy Issaram wymieniały ludzi pustyni wśród ich najzaciętszych i najbardziej bezlitosnych wrogów. Każda z klanowych czy plemiennych wojen była toczona ściśle według Praw Harudiego. Wojny z k’k’na przebiegały bez żadnych zasad i reguł. Liczyło się tylko to, żeby wybić niewiernych kuzynów do nogi. I tylko ogrom pustyni rozciągnął tę wojnę na stulecia, na dziesiątki pokoleń, bo jeśli trzeba byłoby szukać kogoś, kto lepiej poruszał się po morzu piasków niż Issarowie, to byli to właśnie k’k’na. Jak każda bratobójcza walka, i ta pozbawiona była choćby cienia miłosierdzia; od wieków okrucieństwo było jedynym językiem, którym przemawiały do siebie obie strony. Pamiętał historie o tym, co issarscy wojownicy robili, gdy natrafiali na pustyni na obozy ludzi piasku. Zabijali każdego mężczyznę i chłopca powyżej dziesiątego roku życia. Potem niszczyli naczynia z wodą, a jeśli obóz położony był w pobliżu źródła, przepędzali jego mieszkańców na głęboką pustynię i zostawiali, aby słońce i piach zrobiły swoje. Ostatnia taka opowieść pochodziła z czasów młodości jego ojca.
Mimo to wiedział z całą pewnością, że mężczyzna mówi prawdę. On chciał, żeby Yatech żył. Nic na świecie nie jest tak trwałe, jak nienawiść między krewnymi.
Ale pił. Pił głupio i nierozsądnie, świadom, że powinien nabrać płynu w usta i splunąć nim prześladowcy w twarz w nadziei, że rozwścieczony marnotrawstwem wody poderżnie mu gardło. Spojrzał w oczy mężczyzny i stwierdził, że tak na pewno by się nie stało. Nienawiść w źrenicach obcego była zimna jak lód. Ten człowiek był zdeterminowany za wszelką cenę utrzymać go przy życiu, tylko po to, by spełnić swoje obietnice.
– Będziesz żył – powtórzył z jakimś mrocznym zadowoleniem w głosie. – Rozkrzyżujcie go.
Sprawnie i szybko wbito w piasek cztery kołki, do których przywiązano nadgarstki i stopy chłopaka. Jeden z nich przyniósł pled i narzucił go na tułów Yatecha.
– Przeżyjesz tę noc i następną też – mruknął. – A pojutrze dotrzemy do obozu i tam zdecydujemy, co z tobą zrobić.
Odwrócili się i zniknęli z pola widzenia.
Dziewczyna pojawiła się znikąd, tym razem widział tylko owal twarzy na tle ciemniejącego nieba. Czuł jej spojrzenie. Paliło.
– Skorpion – powiedziała, pochylając się nad nim. – Mój mały, osobisty, własny skorpion.
Miała dziwny akcent – dziwny, bo zwyczajny. To był akcent wschodnich plemion d’yahirów, dokładnie taki, jakiego używali wszyscy w jego afraagrze. Mogłaby w każdej chwili wejść do dowolnej osady i zmieszać się z jej mieszkańcami, podając za jakąś daleką krewną. Pochyliła się nad Yatechem i polizała go po policzku. Potem po drugim. Poklepała po czole, zaczepiła palcem o wargę i odsłoniła zęby. Dmuchnęła w nos.
– Wyglądasz na zdrowy okaz, synu zdrajców. Dobrze odżywiony i silny. Powiedz mi, dlaczego piłeś jego wodę? Wiesz, co cię czeka...
Milczał. I myślał, intensywnie i jasno po raz pierwszy od dwóch dni. Dziewczyna była rzeczywista, prawdziwa, czuł jej dotyk, czuł oddech, nie była majakiem. Ale ludzie piasku jej nie widzieli, nie zwrócili uwagi na postać kucającą na szczycie wydmy ani nie zauważali jej teraz, choć ich obozowisko znajdowało się zaledwie o kilka kroków, a ona mówiła całkiem głośno.
– Nie usłyszą mnie – mruknęła, bezbłędnie odgadując jego myśli – ani nie zobaczą. Oni są już duchami, ostatni z plemienia, od wielu lat wędrujący po pustyni w poszukiwaniu śladów krewnych, pobratymców czy innych ludzi piasku. Towarzyszę im od jakiegoś czasu, kryjąc się w cieniu ich obłędu. Czuję, jak on narasta, pęcznieje niczym zaropiały wrzód. Wszystkie mówiące kamienie są puste, a jeśli przy jakimś źródle natrafiają na znaki, pochodzą one sprzed dziesięcioleci. Wreszcie wam, potomkom zdrajców, udało się zakończyć najdłuższą wojnę w historii świata. Dwa i pół tysiąca lat wyrzynania się i oto zostało ich tylko pięciu, tych czterech i jeszcze Słuchający Piasku, dzięki którego darom uniknęli dotąd śmierci. Ale on jest już stary, umiera. Gdy odejdzie, oni także zginą, bo tylko jego umiejętności kształtowania Mocy stały między nimi a pustynią.
Pochyliła się nisko, prawie zetknęli się twarzami.
– Dlaczego piłeś jego wodę? Obserwowałam cię, szukałam do ciebie klucza, ale muszę mieć pewność. Czy nie przyszedłeś tu po własną śmierć? Po co przedłużasz agonię? Dlaczego trzymasz się życia? Pokaż mi...
...Isanell. Leży na łóżku i śpi. Spokojny oddech łagodnie unosi jej pierś. Dawno minęła północ. Jeszcze trzy, cztery godziny i świt ozłoci horyzont.
Nie mógł zasnąć, stał przy oknie, patrząc na śpiącą dziewczynę, i ściskając w rękach miecze, modlił się bezgłośnie. Prawa były jasne. Nie było w nich żadnych dwuznaczności, żadnego sposobu na obejście, musiał ją zabrać w góry, do rodziny. Jeśli ich ślub miał być ważny, powinni już teraz, dzisiejszej nocy, zanim wzejdzie słońce, złożyć sobie przysięgę, zmieszać krew tak, aby skapujące krople złączyły się na ostrzu jego miecza. Później musiała jechać z oczami zasłoniętymi opaską, aby dopiero w afraagrze, gdy starsi wyrażą zgodę, jeszcze raz ujrzeć jego twarz. Ostatni raz. Miałaby trzy dni, całe trzy dni, aby nacieszyć się widokiem świata. A potem?
Horyzont na wschodzie wyraźnie pojaśniał, zaróżowił się, zostało niewiele czasu. Isanell...
Nie! Szarpnął się, wygiął, aż zatrzeszczały wbite w piach kołki. Nie! Wynoś się z mojej głowy!
– Nie – mruknęła spokojnie, cicho. – Muszę wiedzieć. Ty nawet nie pomyślałeś wtedy, żeby dać się zabić jej ojcu, bratu, komukolwiek. Nie zaświtało ci to w głowie. Rozważałeś tylko dwie rzeczy, czy ją zabrać ze sobą, czy zabić. Czy tak było ci wygodniej?
Zaśmiała się nagle.
– Słodkie szaleństwo, małe szaleństwo, moje szaleństwo – zaśpiewała. – Bitwa i noc, wybuch, który rozerwał guon-we na strzępy, mówili, że to się nigdy nie zdarzy, mówili, że nam nie uciekniesz, mówili, będziesz nasza na zawsze. Ale nie, Mała Kana uciekła, Mała Kana mądra, Mała Kana cierpliwa. Ona nie może już chodzić z ludźmi piasku. Oni nie powstrzymają hel’zaav, gdy przyjdzie po Małą Kanę. Mała Kana potrzebuje własnego strażnika. Małego skorpiona, który ukąsi, kiedy trzeba. Ale musi wiedzieć, czy ty naprawdę jesteś skorpionem. Prawdziwym, małym skorpionem. Tylko dla niej...
Przez chwilę przypatrywała mu się, to jednym okiem, to drugim, przymykając je na zmianę i kręcąc głową. Jak ptak, oceniający, czy to, co znalazł, nadaje się do zjedzenia.
– Powiedz mi więc – kontynuowała – czy jesteś tym, czego szukam? Słyszysz? Dlaczego potraktowałeś tego mężczyznę w taki sposób? Słyszysz...
...brzęk i ciszę. I w tej ciszy rodzi się powolne wycie, dziwaczne, charczące, bulgotliwe. Stoi na placu, patrząc na sekundantów przeciwnika, tylko na nich, bo Saworeh klęczy z boku, z ręką złamaną w przynajmniej dwóch miejscach, ze strzaskanym prawym kolanem i gardłem opuchniętym od uderzenia głowicą miecza. Yatech porusza mieczem, którego klinga lekko opiera się o krocze mężczyzny, i wycie milknie. Cisza ponownie wypełnia przestrzeń i nagle słyszy coś, co musi być pomrukiem uznania. Meekhańczycy, kupcy, kilku żołnierzy, szlachta, patrzą na niego, czuje te spojrzenia, ale bez wrogości. W tym są podobni do jego plemienia, cenią dobrych szermierzy, a przedstawiciel barona nie ma tu zbyt wielu przyjaciół. No i sposób, w jaki rozpoczął pojedynek, obrzucając go i Aerina stekiem wyzwisk, nie przysłużył mu się za bardzo. Jego główny sekundant podnosi rękę i upuszcza na ziemię drewnianą pałeczkę. Pojedynek jest skończony. Aerin patrzy z uśmiechem i mówi:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.