- Możemy chyba zaryzykować. W biały dzień ten łajdak nie będzie przecież strzelał na ulicy - zauważył Artur.
- A jeśli będzie? Małą myśliwską kuszę lub samopał można wszak ukryć pod płaszczem! Jeśli ma drugą, podobną do tamtej, którą znalazłem. - Staszek czuł ciarki na plecach, widząc, jak niefrasobliwie Ferberowie szafują życiem swej młodziutkiej wychowanki.
- Poczekajcie. - Milczący dotąd pan Wiktor dźwignął się z fotela i wyszedł.
Wrócił po chwili, niosąc spore i najwyraźniej bardzo ciężkie zawiniątko.
- Pójdzie Marta - rozkazał. - Okazja się nadarza, gdyż Wielki Czwartek mamy, zatem dziś wieczór kościół nam odwiedzić wypada. By dziewczynę rozpoznać było trudniej, my we trzech i Agata towarzyszyć jej będziemy. Otoczymy ją, zasłonimy, niech wygląda, że się o nią boimy i pilnie strzeżemy, tak jak to po krwawym zamachu na czyjeś życie czynić wypada.
- Mrok nadal zapada wcześnie! - zgłosiła obiekcje wdówka. - Ciemność istotnie wroga naszego sojusznikiem.
- Ale i naszym sprzymierzeńcem, bo rysy twarzy zaciera! Gdyby kto z arbalety szyć próbował, ufam, że to bezpieczeństwo dzieweczce zapewni niezawodne. - Kupiec rozwinął przyniesiony pakunek.
Staszek w pierwszej chwili pomyślał, że to gruby sweter, ale niemal natychmiast zrozumiał, że gospodarz odpakował kolczugę wykonaną z bardzo drobnych stalowych kółeczek. Był parę razy na piknikach rycerskich, ale nigdy nie widział tak gęstego splotu. Cóż, widać co innego replika, co innego oryginał...
- Robota mistrzów z Damaszku - pochwalił się starzec. - Młody byłem, gdym ją na weneckim targu kupił. Trzy razy w przygodach różnorakich życie mi uratowała. To naprawdę pierwszorzędny wyrób. Dwie strzały z łuku we mnie wymierzone i kula z arkebuza szkody jej żadnej nie wyrządziły. A cięć, które się po niej ześliznęły, nawet nie zliczę.
- Dziękuję - ukłonił się Staszek. - I wam, pani. - Skinął głową Marcie. - Pomoc okazana mi i Heli...
- Co do kukły ze słomy uczynionej i w stroje twej narzeczonej obleczonej - odezwała się Agata, ucinając gestem jego wypowiedź. - Po głębszym zastanowieniu wydaje mi się, że też nie jest to zła idea. Zróbmy tak!
- W oknie ustawimy? - zagadnął Artur.
- Nie. Jeśli z domu wyjdziemy, a wróg widokiem kukły przebranej się oszuka, zechce uderzyć. Czekać zbyt długo zapewne nie będzie, tedy do wieczerzy siądziemy w saloniku, kukłę plecami do okna sadzając. Szybki z miki tam wprawione, pozna strój, włosów barwę i w plecy niechybnie jej strzeli. Wówczas go pochwycicie. - Oczy Agaty zabłysły. - Albo ubijecie.
- Ciężko będzie - westchnął Staszek. - Pobiec naokoło trzeba, po schodach na dół, potem przez ulicę i po drabinie na piętro. Jeśli w oknie przyczajony się zasadzi, wystrzela nas jak kaczki, gdy tylko przed drzwi waszej kamienicy wyskoczymy. Jeśli zaś na widok nasz uciekać zacznie, znaczną przewagę uzyska...
- Sposób jest, by wyjścia na ulicę uniknąć... - zaczął Artur, lecz szybko umilkł pod karcącym spojrzeniem siostry.
Gęsta cisza zawisła nad stołem.
- Sposób jest - podjął pan Wiktor. - Można do domu naprzeciw przeniknąć szybko i nie pokazując się na ulicy.
- Ojcze - bąknęła Agata - sekret to nasz największy, co na wypadek rozruchów w mieście...
- Z sojusznikiem, domownikiem i przyjacielem mówimy! - uspokoił jej obawy. - Lat temu dziesięć podkop z synami uczyniłem i korytarz obmurowany tam prowadzi - wyjaśnił. - Gdy w kukłę bełt uderzy, tumult wzniecimy, a światła niby to przypadkiem pogasimy lub okno spiesznie kotarą zaciągniemy, by nie widział, co robimy. Wówczas wy dwaj tunelem pobiegniecie. Złoczyńca pewnikiem na stanowisku swoim pozostanie, chcąc tym razem pewność skutków uzyskać, a kto wie, może i drugim bełtem poprawić. Bramę domu naszego obserwując, niczego niepokojącego nie dojrzy. Ataku z piwnic nie spodziewa się. Dojdziecie go!
- Może ja zaczaję się w magazynach? - zaproponował Staszek.
- Nie jest to zły pomysł, obawiam się jednak, iż obserwować nas będzie, nim strzeli, i gdy nieobecność twą, chłopcze, spostrzeże, nie wiedząc, gdzie jesteś, zamiary mordercze na stosowniejszą chwilę odłoży - rozważał gospodarz.
- A jego przewaga w tym się zasadza, że uderzyć może, kiedy zechce - dodała Agata. - My zaś nie damy rady czuwać nieustannie, gdyż dni wiele może upłynąć, zanim się pojawi. Nadzieja nasza w tym, że do wściekłości doprowadzony, zechce uderzyć wtedy, gdy się tego spodziewamy, i w pułapkę wpadnie. Swoją drogą, może warto po kuzyna naszego posłać? - zaproponowała. - Tak w walce, jak i w pościgu każda para rąk i nóg cenna.
- Spotkamy go z pewnością w kościele - zauważył Artur. - Przygotować się czas. Włosów Marty ufarbować nie zdołamy, tedy utnij Heli koniec warkocza i w loczki udrapowawszy, brzeg chusty obszyj! Suknię, w której chodziła, ciut skróć i dopasuj, by wychowance naszej po ziemi się nie ciągnęła. Patynki trzeba wybrać jak najwyższe, to wzrostu brakującego doda. I spiesz się. Czasu nie za wiele.
- W mig się z tym uwinę. Ty zaś ze strychu kukłę znieś, tę po matce, na której szaty rozpinała - zwróciła się do brata.
Szybko podzielili obowiązki. Staszek poczuł się zbędny. Zaszedł więc do pokoiku, gdzie leżała jego przyjaciółka. Przystanął przy łóżku. Była blada jak ściana, tylko na wargach dostrzegł cień koloru. Ujął jej chłodną i wiotką dłoń.
- Jeden oddech na dwie lub trzy minuty - mruknął. - Serce bije raz na trzydzieści do czterdziestu pięciu sekund. I zimna, jakby już stygła. - Wzdrygnął się. - Letarg? Spowolnienie wszystkich funkcji życiowych, by nanotech połatał dziury? A może to bzdura, może nie ma żadnego nanotechu, tylko podkręcono naturalnie zdolności regeneracyjne? Ale dlaczego Agata i Marta wcale się temu nie dziwią?
Obejrzał rękę przyjaciółki. Skóra była blada, niemal półprzejrzysta, widział wyraźnie żyły i żyłki. Pod spodem wyczuć można było twarde sploty mięśni. Uwypuklały się dziwnie pod palcami.
Coś zjada tłuszcz, pomyślał. Może został potraktowany jako źródło energii w procesie regeneracji, a może to efekt braku odżywiania? Może powinniśmy ją poić rosołem, ale przy tak spowolnionych procesach życiowych i poszarpanych jelitach nie wiem, jaki byłby skutek. Nic nie wiem... Może tłuszcz spala się niezależnie od fizjologii organizmu, a może mi się tylko wydaje, zawsze była chuda...
Zagryzł wargi. Poczuł się zmęczony, potwornie, nieludzko zmęczony.
- Tyle zadań... - szepnął.
Odnaleźć konfidenta Chińczyków. Odszukać morderców Grety. Wykombinować coś, aby wydobyć Marka z więzienia. I jeszcze to, zagadkowy snajper z kuszą...
Westchnął ciężko. Popatrzył na Helę. Wydawało mu się, że jest martwa. Przyłożył dłoń do jej czoła. Zimne... Ale oddychała.
- Jestem szaleńcem - mruknął.
Za kilka, kilkanaście minut wyjdzie stąd. Zostawi nieprzytomną przyjaciółkę pod opieką kucharki i pójdzie do kościoła, towarzysząc przebranej Marcie. A jeśli zamachowiec uderzy na ulicy? No to się bydlak przeliczy. Uśmiechnął się krzywo. Sprawdził rewolwer i umieścił kaburę pod pachą. Szablę też weźmie. Różnie przecież bywa.
Zapadał zmierzch, gdy zebrali się w sieni. Agata naprawdę dołożyła starań. Marta miała ogniście rude włosy, pozwijane w loki. Suknię wdówka nieco założyła w pasie i przyfastrygowała. Patynki dodały dziewczynie dobre trzy centymetry wzrostu. Przypominała Helę tak łudząco, że Staszek aż poczuł ból...
- W kościele trzeba będzie przyklęknąć - zauważył. - Dasz radę w tej kolczudze?
Читать дальше