Istna lalka Barbie, pomyślał smutno.
Wdowa, widząc, jak przygląda się nagiej Heli, ofuknęła go ostro, więc spłoszony odwrócił wzrok.
- Twa ręka, chłopcze - odezwał się lekarz.
Staszek popatrzył na niego, nie rozumiejąc. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież drugi bełt dziabnął go po przedramieniu. Rękaw był trochę zakrwawiony, ale rana już przyschła...
- Dziękuję, sam opatrzę - bąknął.
Czuł zawroty głowy. Napięcie dziwnie odpłynęło. Jak przez mgłę odnotował pojawienie się starego, siwego jak gołąbek księdza. Hela nadal żyła, to dawało nadzieję.
Łasica, pomyślał ze złością. Ta cholerna łasica. Przecież dla niej wyleczyć taką ranę to tyle, co splunąć... I Marka może by z lochu wyciągnęła. Gdzie ona się podziewa?
Do pomieszczenia wniesiono łóżko. Pomógł ostrożnie przełożyć przyjaciółkę w pościel. Agata z Martą przebrały ją w giezło. Nakryły stół obrusem, by duchowny mógł rozłożyć wszystko, co potrzebne było do obrzędu.
Zaczęli modlić się półgłosem. Wypolerowana srebrna flaszeczka z krzyżmem odbijała płomienie świec.
Zażyłem przez kilka miesięcy więcej praktyk religijnych niż przez całe swoje życie, uświadomił sobie chłopak. A i tak wobec tych ludzi jestem niemal poganinem.
Ksiądz zakończył ostatnie namaszczenie. Staszek chciał dać mu pół talara, ale Agata go ubiegła. Błysnął dukat...
Ktoś zastukał do drzwi. Justycjariusz. Przez chwilę rozmawiał z kobietami, wreszcie stanął nad Staszkiem. Przypatrywał mu się uważnie.
- Co z nim? - zapytał wdówkę. - Wygląda jak ogłuszony.
- Ciężkie nerwów wstrząśnięcie - zawyrokowała. - Kocha Helę, a tu jak grom z jasnego nieba...
- Muszę z tobą pomówić. - Grot ukucnął, patrząc chłopakowi w twarz.
- Wódki mu dajmy, to przytomność przywróci, a boleść przytłumi na chwilę. I myśli zbierze, i rozmawiać zdoła - zaproponowała Marta i zaraz znikła.
Staszek jak przez sen wypił kubek mocnej, podłej, doprawionej ziołami gorzałki.
- Powiedz mi, co zaszło.
Zaczął opowiadać, początkowo nieskładnie. Artur też się pojawił, to i owo dopowiedział.
- Czyli żaden z was go nie widział? - zafrasował się urzędnik. - Nie znalazłeś na nabrzeżu żadnego śladu, plam krwi, porzuconej części odzienia?
Staszek pokręcił głową.
- Nic, co pomogłoby ustalić, kim jest?
- Nie... Zaraz! Znalazłem kuszę! - Poderwał się. - Porzucił ją... Gdzie ja mogłem...
- Postawiłam przy drzwiach - wyjaśniła wdówka. - Zaraz przyniosę... Albo raczej przejdźcie panowie do sieni, rannej teraz spokoju trzeba...
Wyszli. Kusza istotnie stała przy drzwiach. Grot pochwycił ją w dłonie i zaczął badać w świetle kaganka.
Odciski palców zatrze, idiotyczna myśl błysnęła Staszkowi w głowie i zgasła.
Z piętra zszedł pan Wiktor. W milczeniu przyglądał się, jak krewniak bada oręż.
- Dźwignię naciągającą złamał, dlatego w ucieczce odrzucił precz - zawyrokował justycjariusz. - Lekka broń, lepsza do polowania na króliki niż do szycia w ludzi. Ale wszak i z tego zabić można.
- Bez korby i windy. - Stary kupiec oglądał ją przez chwilę. - Łuczysko z kości i rogu uczynione. Łatwo naciągnąć, jak kto krzepę w łapie posiada, gołą ręką cięciwę założyć może i szybko strzał powtórzyć. Widywałem takie i w Szwecji, i w Norwegii, Duńczycy na swoich wyspach do wiewiórek i lisów z tego strzelają. Ale i w Gdańsku niejedną taką po domach znajdzie.
- Gmerku właściciela ni wytwórcy nigdzie nie wyrzezano - westchnął Grot. - Czyli szukaj wiatru w polu. Ale tak mi się widzi, że to inna broń niż ta, z której do panny Marty strzelano. Tamta silniejsza była. Bełt głęboko w dębinę wszedł.
- Tam strzelał z zasadzki, dobrze przyczajony i przygotowany - zauważył Staszek. - Tu zaś gdzieś w zaułku się kręcił, broń pod płaszczem ukrywając. Mała kusza jest poręczna, a na bliski dystans...
Głos zaczął mu się łamać.
- Masz słuszność - mruknął urzędnik. - Cóż, późno już, pójdę, a jeśli czegoś się dowiem, dam znać.
Wyszedł po chwili.
Nogi same zaniosły chłopaka do saloniku. Hela leżała w łożu nakryta pierzyną. Była nadal potwornie blada, oddychała płytko. Obie kobiety krzątały się po pokoju.
Nanotech to połata? - zastanowił się. O ile jest jakikolwiek nanotech. To tylko teoria Marka. Szybko do zdrowia wrócił po postrzale w głowę, ale to nie jest dowód. Mogli nam po prostu podkręcić tę część fizjologii, która przyspiesza gojenie się ran. I nie jest powiedziane, że u mnie i Heli też tak działa.
- Jak ona? - zapytał.
- Nadal do przytomności nie powróciła. - Wdówka pokręciła głową. - To i lepiej, leży spokojnie, a oddycha równo. Sen gojenie przyspiesza i do zdrowia przywraca. Niech drzemie ile wlezie.
- Posiedzę z nią...
- Marta posiedzi - ucięła. - Śpi czujnie jak kotka. Ciepła jest. Gdyby Helę chłód ogarnął, obok się położyć może i własnym ciałem ogrzać.
- Czego waszmości uczynić nie wypada. - Dziewczyna pokazała w uśmiechu drobne, białe ząbki.
- No tak - bąknął. - Cóż tedy...
- Na spoczynek się udajcie - rozkazała Agata. - Jeśli potrzeba zajdzie, natychmiast zawołamy waszmości.
- Wedle rozkazu. - Ukłonił się. - Za medyka...
- Zapłacone.
- Oddam... I za księdza...
- Nie ma potrzeby. Gdy do zdrowia wróci, pracować będzie, a koszta wszelakie poniesione z obiecanej zapłaty jej potrącę.
Nie wiedział, czy to żart, czy Agata mówi poważnie. Ale spodobał mu się optymizm obu kobiet.
- Nic już nie wiem - mamrotał pod nosem. - To nie moje czasy, nie mój świat. Chciałbym być teraz w domu... Albo z Helą u niej.
Otworzył drzwi swojej komórki. Powiesił latarkę na haku i rozebrał się. Ochlapał twarz wodą z miski, a potem w samych slipkach wsunął się w łóżko. Zdmuchnął świecę.
Leżał, szczękając zębami z zimna, czekając, aż pościel choć trochę się nagrzeje. Ktoś zastukał do drzwi.
- Proszę - bąknął.
W progu stanęła Agata. W ręce trzymała kaganek. Lampa olejowa w korytarzu oświetlała ją od tylu. Serce uderzyło chłopakowi mocniej. Wdówka miała na sobie tylko długie giezło z cieniutkiej, jedwabnej chyba tkaniny. W blasku płomyka dostrzegł zarys nóg. Jednocześnie był niemal pewien, że to nieświadomie, że kobieta nie zdaje sobie sprawy z gry światła. A pozwoliła sobie przyjść w negliżu, bo uznała Staszka już za domownika. Chciał spuścić wzrok, ale nie był w stanie, więc przymknął oczy.
- Artur wspomniał, że kolacji nie zjedliście - rzekła. - Ja nie pomyślałam, żeście głodni. Gdyby...
- Dziękuję za troskę, pani, ale nie mam ochoty nic jeść. Żołądek zawiązał się jakby na supeł.
- Rozumiem. Gdyby jednak w nocy głód dręczył, zejdźcie, proszę, do kuchni, chleb i kiełbasę na stole zostawiłam.
- Dziękuję...
Poszła. Słyszał, jak wstępuje stopień po stopniu po schodach. Wpatrywał się w ciemność, usiłując wymazać sprzed oczu widok Agaty. Była pięknie zbudowana i czuł teraz przykre, niezdrowe podniecenie.
Dziwny wieczór, pomyślał. Najpierw wszystko szło dobrze, a później nagle jak zły urok. Wywalili nas z imprezy, potem Hela omal nie została zabita. Jakby ktoś parszywy czar rzucił czy co... Artur i ta córka złotnika... Co on w niej widzi? Zachowuje się jak idiotka, wygląda jak owca. A co ja widzę w Heli? Ruda, brzydka, chuda, zdeformowana od gorsetu, płaska jak deska, rozmyślał. Ale łączą nas przyjaźń, jakieś dziwne pokrewieństwo myśli, braterstwo dusz, które wyczuwamy, mimo iż odebrała zupełnie inne wychowanie... Artur i Anna po prostu do siebie nie pasują.
Читать дальше