Manuela Gretkowska - Silikon
Здесь есть возможность читать онлайн «Manuela Gretkowska - Silikon» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Silikon
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Silikon: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Silikon»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Silikon — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Silikon», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Telewizja za czasów komuny udawała „rzeczywistość”. Teraz rzeczywistość naśladuje telewizję. Serial Klan o przeciętnej polskiej rodzinie będzie niebawem prawdziwym obrazkiem z życia. Jego bohaterkom dolegają tylko mężczyźni, obdarzeni wszelkimi przypadłościami i chorobami: AIDS, Alzheimer, zespół Downa, seksoholizm, bezrobocie, alkoholizm, paraliż… Klanowe kobiety polskie są natomiast prawie wszystkie zdrowe (po to, by się swymi mężczyznami opiekować?) i gdyby nie faceci, byłyby całkiem szczęśliwe lub nawet nieśmiertelne. Mają wiele do powiedzenia, a jeszcze więcej do zrobienia. Zajmując się tak odpowiedzialnie życiem, również cudzym (patrz Klan), mogłyby także o nim decydować. Nie tylko w domu, ale i w polityce.
„Wprost” 1999, nr 17
Cipuś w farmazonach
Sałatkę można zjeść w barze „Prohibicja” w Warszawie na ul. Podwale 1 od 18 do 24 lutego.
Przepis:
dwie piersi kurczaka
osiem plastrów ananasa z puszki
szklanka ryżu
szklanka lub półtorej majonezu
dwie łyżki musztardy
curry, sól, pieprz
Kurczaka gotujemy z dużą ilością curry (2-3 łyżki). Ryż gotujemy także z curry. Szarpiemy ananasa na strzępki, na drobne siekamy ugotowanego kurczaka. Mieszamy z ryżem. Dodajemy majonez i musztardę, solimy i pieprzymy. „Cipuś w farmazonach” podany od razu na ciepło jest daniem obiadowym. Na zimno sałatką. O tym, czy się udał, przekonujemy się na podstawie smaku, który powinien przypominać orzechy włoskie. Jeżeli efekt nie sięga ideału, dyskretnie dosypujemy zmiażdżonych orzechów.
„Cipusia w farmazonach” zaznałam w podeszłej młodości. Polecam go, gdyż w Polsce karierę robią sałatki. Dlaczego nie odmiany pizzy czy hamburgery? Sądzę, że różnice kulinarne zaczynają się nie w garnku, lecz od tego, jak się smakuje rzeczywistość.
Sałatka zaspokaja głód i mentalność. Już sama jej nazwa ma w sobie coś z typowej polskiej manii zdrabniania słów, by łatwiej je przełknąć. Żeberka, nóżki w galarecie, klopsik. Te niemal pieszczotliwe określenia zasłaniają krwawy realizm siekanego mięsa, amputowanych racic, szlachtowanych ciał.
Sałatka odsyła nas jak magdalenka w krainę błogiego dzieciństwa, gdy namawiano nas do zupki i kompociku. Strojną w kolory i smaki, podaje się rozdrobnioną na kawałki dziecinną potrawkę. Nie musimy jej gryźć i żuć. Choćby przyrządzono ją z czuszki, dzięki swej konsystencji zostawia posmak papki. Sałatka nie zmusza do wyboru, stanowczej decyzji. Pomieszane składniki nie straszą jednoznacznością schabowego czy czegoś, co na talerzu z obrzydzeniem oddzielamy widelcem od reszty dania. Porcja sałatki kojarzy się z ekranem telewizora, na którym migają przełączane programy: kolorowo, szybko i ciekawie. Kilka sałatek na talerzu przypomina najlepsze dzieła abstrakcjonistów. Jest to więc potrawa nowoczesna, bez ciężkich sosów monachijskich czy martwych natur, wylegujących się na obrazach holenderskich mistrzów. Można ją jeść o każdej porze dnia. Zazwyczaj leży sobie w lodówce i czeka na gości. Mogą się spóźnić godzinę, dwie, nie rujnując kulinarnych przygotowań gospodarzy. Jada się ją w każdej pozycji: stojąc podczas eleganckiego lunchu, siedząc u cioci na imieninach, leżąc w domu i dziabiąc ją z półmiska na podłodze. Jest pstrokatą flagą demokracji, gdyż potrafi ją zjeść każdy, nie popełniając gafy. Nabiera się ją widelcem, bez wahania, czy tym dłuższym, czy krótszym, lewą czy prawą ręką, i bez akrobacji z nożem. Sałatka jest więc symbolem naszych zmiksowanych upodobań, wymieszaniem składników, gastronomicznym postmodernizmem. I smakuje lepiej od konwencjonalnych dań, przygotowanych według sztywnych kanonów skojarzonych ze sobą raz na zawsze proporcji. Po prostu – uwodzicielska sałatka smakuje jak seks przed ślubem.
„Rzeczpospolita Magazyn” 1999, nr 7
Chcąc (pisząc książki), nie chcąc (odpowiadać na pewne pytania) – stałam się medialną mass-kotką.
Kotki kocą się w sposób instynktowny, wręcz nieświadomy. Rok lub przynajmniej dziewięć miesięcy temu przeczytałam w prasie, że jestem w ciąży. Czyżbym, będąc uświadomioną, poczęła coś aż tak nieświadomie? W „Polityce” wyczytałam nawet, że będę miała trojaczki. To już nie dziennikarska kaczka, ale cały bocian. Plotka jest współczesną jednorazową legendą, marzeniem na sezon. Dlatego nie zastanawiałam się, kto jest ojcem tej publicznie urojonej ciąży, tylko po co ona w ogóle zaszła.
Koncepcja jest taka:
Celebruje się ciążę, macierzyństwo piosenkarek, aktorek (teraz także pisarek?), jakby demaskowano ich prawdziwą naturę. Biega taka półnaga, wymalowana po scenie. Udaje anioła, kosmitkę albo punkową zdzirę. Wymyśla sobie pseudonimy, osobowość. W wywiadach szokuje poglądami na rodzinę, antykoncepcję, dziwaczne pieczenie schabowego. Po prostu artystka. Macierzyństwo jest zaś czymś naturalnym. Pieluchy – drobnomieszczańskim. Zwiastują, niczym białe chorągiewki, kapitulację, koniec artystycznej wolności. Po dzikich nocach upomina się o swoje codzienne prawa natura. Ciąża jako kara za bycie inną. Nie wydumana, artystowska poza, lecz zwykłość czy wręcz pospolitość, utytłana w przecierach, soczkach, biegunkach. „No i co, niby taka niezależna, wyzwolona, a dzieciak ją na ziemię sprowadził”. Madonna po urodzeniu córki nawróciła się na katolicyzm (zakrapiany kabałą), otuliła zmądrzałą głowę lokami botticellowskich aniołów. Wystarczy poczytać wywiady z polskimi madonnami rocka – świat po porodzie jest stanowczo inny niż prenatalny. Od (wykastrowanego) Marilyn Mansona z różowymi oczyma i powycinanymi żebrami, wyglądającego jak dziecko Frankensteina z Cher, nikt nie spodziewa się ludzkich odruchów poza tym, żeby wydawał nowe płyty. Ten facet wyleczył się z człowieczeństwa i ma do tego prawo. Jest awangardowym artystą totalnym. Większość kobiet, zaplątanych w rejony tak odjazdowej kreacji, sprowadza na ziemię problem prokreacji. Ku uciesze publiki, sugestiom i pytaniom w wywiadach: „Czy planuje pani dziecko? A może zerknęłaby pani wreszcie na swój zegarek (biologiczny), tykający jak bomba zegarowa, podłożona przez fizjologicznego szantażystę?” Oczywiście, macierzyństwo można wykorzystać do stworzenia wizerunku „ludzkiej artystki”. Matki, czule tulącej bobaska, wypinającej dumnie brzuch: „Jestem nie tylko gwiazdą, ale i kobietą”. Okładki pism obwieszczają narodziny dziecka sławy. Za ciężkie pieniądze kupują na wyłączność zdjęcie słynnej mamy z maleństwem. W ten sposób pokazuje się w mediach czy raczej w medialnym cyrku nowo narodzoną niewinność i jakże ludzkie, normalne szczęście matki. Coś jest w tej obopólnej grze nieuczciwego. Z jednej strony czyhanie na sensację, z drugiej – genetyczny ekshibicjonizm: „Uwaga, rozmnażam się!” Wyjątkami w traktowaniu brzemiennego problemu są dwie amerykańskie gwiazdy – tak zwane samice wyrodki (zdaniem publiki godne ubolewania); ćpająca Courtney Love, traktująca swą ciążę jak wzdęcie, i Jodie Foster, pretendująca do dzieworództwa. Obydwie urodziły zdrowe córki. Mam nadzieję, że gdy dziewczynki dorosną i przyjdzie ich czas na rozwiązanie (pewnych problemów), medialny dwór nie zacznie się snobować na tradycję prawdziwych, arystokratycznych dworów, gdzie porody królewiątek celebrowano publicznie.
„Cosmopolitan” 1999, nr 6
Półlesbijki z haremu
Jedno zdanie leadu bardzo jest potrzebne. A może dwa średnio krótkie.
1. Wszystkie jesteśmy półlesbijkami. Pragniemy kobiet tak, jak nas tego nauczyli mężczyźni. Absurd? Porównaj: która scena jest seksowniejsza – ta niewinna z Gildy, gdy Rita Hayworth ściąga rękawiczkę, czy kiedy Banderas gołym tyłkiem obija się o kraty w Nie rozmawiaj z nieznajomym? Hayworth, obnażając zaledwie rękę, robi najbezwstydniejszy striptiz. Natomiast podskakująca erotycznie pupa Banderasa wywołuje dreszcz niepokoju: „Oj, żeby się nie przeziębił!”. Wina reżysera? Aktora? Panie nie potrafią podniecać się już samym widokiem męskiej nagości. Wykastrowano je z beztroskiej zmysłowości, jaką cieszyły się jeszcze pogańskie Rzymianki. 2. Kobiety Zachodu są wychowane w massmedialnym haremie. Jego przedsionkiem jest już szkoła, gdzie czytają męską prozę i poematy, opisujące uczucia do kobiet. Jeśli bohaterka utworu miota się z miłości do bohatera – i tak wiadomo, że to pisarz przebiera się psychologicznie za kobietę, by „oddać głębię jej uczuć”. Siłą rzeczy, heroiny szkolnych lektur są bledsze od herosów. No, może poza takimi wyjątkami, jak madame Bovary. Ale z niej też żaden prawdziwy wyjątek, bo Flaubert w przypływie szczerości wyznał:„Madame Bovary to ja”.Oczywiście przesadzam,genialny pisarz znakomicie udaje kobietę, na przykład Joyce monologujący jako Molly. Takie udawanki przypominają jednak starodawny teatr – tam też role kobiece odgrywali przebrani mężczyźni. Gdzie w takim razie kobieta ma się uczyć kobiecości będącej nie tylko narcystycznym (półświadomym, półlesbijskim) oczarowaniem ciałem i duszą kobiety? Gdzie podejrzeć mężczyzn, niewinnie potrenować pożądanie? Wszędzie widać zgrabne sylwetki dziewczyn. Nawet w gazetach programy telewizyjne i krzyżówki ozdabiają „kociaki”. Dziewczynka uczy się, czym jest uwodzicielska zmysłowość, patrząc na reklamy, gdzie śliczna pani ociera się biustem, nogą, spojrzeniem o widza – nie tylko rodzaju męskiego. Nagi, zamroczony pożądaniem goguś nie będzie sprzedawał wozu, kobiecych perfum czy sprzętu domowego. Szkoda: chciałabym zobaczyć oszronioną lodówkę, do której sięga po piwo kobieca rączka. A z lodówki wypada przystojny hibernatus i nagi wyznaje: „Kochana, dzięki tobie nie cierpię już na oziębłość”. 3. Jestem kulturową półlesbijką, marzę więc o spotkaniu mężczyzny pachnącego Chanel nr 5. Dlaczego od faceta nie miałoby zalatywać tym samym, co od Marilyn Monroe? Przecież Marilyn uwodzi jednakowo mężczyzn i kobiety. Najlepsze filmy miłosne, na których wychowały się pokolenia „heteroseksualnych” kobiet, zrobili mężczyźni. To męskie spojrzenie pokazuje aktorkę, męska zmysłowość każe jej zdejmować powoli rękawiczkę czy rozchylać namiętnie usta w stronę męskiego obiektywu. Nie mam za złe znakomitym reżyserom, że są świetnymi facetami, fotografikom, że tak smakowicie uczą nas patrzeć na kobiece ciało, a pisarzom, że opisują miłość. Dzięki nim kobiety uświadomione, co jest sexy, bezbłędnie powtarzają wyreżyserowany grymas Kim Basinger, opanowują do perfekcji sztukę uwodzenia.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Silikon»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Silikon» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Silikon» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.