„Kochajcie ludzi, tak szybko odchodzą” – telewizyjny refren ze słów księdza Twardowskiego. Może w końcu komuś przyjdzie do głowy, że po którejś nachalnej powtórce zamiast poezji powstanie z tego hasło na rzecz przedwczesnego wytrysku?
Na obiad mielone. Biorę przepis: jajko, tarta bułka. Paprzę się w śluzowatym białku, dodaję przypraw. Zastanawiam się, czy przepisy kulinarne nie służą przywróceniu życia martwemu mięsu: kolorów, jędrności, zapachu. Troszeczkę tego, tamtego i z krwawego ochłapu świński Frankenstein. Trzeba go natrzeć (pieprzem), ogrzać w garnku i voila! – kotlet smakuje jak żywy!
Spacerujemy z Pietuszką. Bezlistne, czerwone gałązki brzozowe na białych pniach przypominają płonący chrust. Jest ciepło, jakby właśnie od nich, listopad bez przymrozków.
Knocę jedwabny obrazek. Klejowy kontur wypełniony kolorem nieudolny. Nie pomógł połyskliwy wdzięk jedwabiu, tuszujący najgorsze błędy. Przed każdym obrazkiem jestem zupełną amatorką.
Ściana z Damami: trzydzieści dziewięć scen, sześćdziesiąt stron. Amalia powinna się teraz wdać w konfederację barską i wplątać w morderstwo żony Potockiego. Pokazać konfederację w kilku scenach, wyjaśnić, o co chodzi, bez komentarza zza ekranu. Gapię się w komputer i nic, ściana. Na dodatek Amalia ma wzbudzać sympatię.
Piszę, kasuję. Jeżeli się nudzę scenami i dialogami, znaczy – źle. Dobre teksty wychodzą mi tylko na haju.
Spacer w lesie, nałapanie sobie poezji i z powrotem w dyby. Chyba mam rozum w nogach, na siedząco nic mi nie przychodzi do głowy. Może są wzrokowcy i słuchowcy, siadacze i biegacze. Mądrale twierdzą, że ruch (zwłaszcza kiwanie się w przód i w tył) pobudza hipokamp, odpowiedzialny za pamięć. Ale ja sobie chyba nie przypominam roku tysiąc siedemset siedemdziesiątego.
Seks w ciąży, ha! Coraz wygodniej na stojąco, od tyłu. Kupić kurewsko wysokie szpilki? Pietuszka nie musiałby się zniżać do mojego poziomu. Wchodzenie na stołeczek jest zbyt rozczulająco dziecinne. Stanowczo szpilki, sursum corda i wypięta dupka.
Dzwoni Zosia z pytaniem, czy przytyłam. Ostatni raz wpadłam do nich w lipcu na podwieczorek. Musieli być zdziwieni, kiedy dorwałam się do garów i wyjadłam stare łazanki, chińszczyznę, rozglądając się za jeszcze. Na drogę dostałam w szklance smalec, uznany pomyłkowo przez Piotra za stary ser i wyrzucony. Nie miałam wtedy pojęcia o ciąży, wydawało mi się, że wychodzę z zagłodzenia.
Mówię prawdę:
– Zosiu, przytyłyśmy cztery kilo od tamtego czasu, Pola i ja, jestem w piątym miesiącu.
Zosia cieszy się bardziej od nas:
– Nareszcie! – gratuluje nam, jakbyśmy byli w wieku patriarchalnym i stał się cud. Za to dostanę transport jej genialnych łazanek, dobrze być w ciąży.
Telefon od wydawczyni. Wróciła z Targów we Frankfurcie, przywiozła artykuły, w których Niemcy pytają, czemu nie przyjechałam. Odpowiedź jest prosta: na Targi w tym roku nie zapraszano z Niemiec, ale z Polski. Nie załapałam się. Wcześniej tak, za rok pewnie też pojadę, jednak na huczne obchody Dni Polskich nikt z kraju mnie nie zaprosił. We Frankfurcie Hiszpanie kupili Kabaret metafizyczny, wydadzą pod koniec przyszłego roku.
Zimno. Pietuszka wziął się do porządkowania tarasu. W każdym pokoju, także w kuchni, mamy sofy, leżanki. Na tarasie aż dwie. Te z tarasu trzeba zawinąć chochołem na zimę. Pod jedną z kanap stare ptasie gniazdo. Znalazłam je puste w lesie, przyniosłam do domu i powkładałam kurze jajka. Zawiesiłam koło anteny satelitarnej, opowiadając Pietuszce o dziwnych wielkich ptakach, krążących nad naszym domem. Nie dał się nabrać, jaja miały sklepowe stempelki.
Wybieramy się do kina. Mieli już grać chiński film o smokach, taoistyczno – feministyczny western. Nie grają, nie ma też filmu z Douglasem, podobno najlepsza jego rola. Dają za to nową wersję Shafta. Pietuszka odmawia:
– To nie jest film dla kobiet w ciąży, za brutalny.
– To co jest dla kobiet w ciąży, kreskówki? Bierzemy z wypożyczalni film o bokserze Hurricane - dla nieciężarnych mężczyzn, wspólny film z Alem Pacino o dziennikarzu w aferze tytoniowej i dla mnie francuski, Dziewczyna na moście. Mimo Daniela Auteille kiła, czyli francuska choroba: metafora za metaforą, co daje metaforę filmu, a nie film.
Kupując w naszym wiejskim sklepie, należącym do sieci spożywczaków ICA, rozumiem pomysł Karen Blixen na Ucztę Babette. W kolejce do kasy chce mi się krzyczeć: „Ludzie! Na świecie jest prawdziwy chleb! Niesolone masło! Ciastka inne od sucharów z kardamonem, pachnące owoce i warzywa!!!”
Babette sprowadziła z Europy wyrafinowane jedzenie dla swojej skandynawsko – protestanckiej wioski. Mam te same odruchy, przywożąc z Polski dla Kerstin dżemy i wedlowskie ciastka.
– Posmakuj innego świata, zapachów, niezamrożonych zmysłów.
Kerstin nie udaje – naprawdę jej smakuje. Trzydziestoletni Hakan, uwielbiający jeść, nie może się nadziwić, że to takie smakowite. Kupiliby podobne kiełbasy i słodycze w Szwecji, gdyby były. Nie ma, w lekturach jest Uczta Babette.
Czemu Pola mnie nie kopie? Już chyba powinna. Pietuszka znajduje szybko pocieszenie: – Bo może cię lubi…?
Wieczorna beznadzieja. Szaro za oknem i w głowie. Zmęczenie. To, co napisane rano, wydaje się bezsensowne, to, co jutro – niemożliwe. Zostaje błyskotka telewizora. W „Oknach” rozmowa „Wszystko na sprzedaż”. Kasia Figura tłumaczy się ze swojego seks – telefonu. Fajna, temperamentna kobitka, ma najwidoczniej porachunki z męskim światem. Jej seks – telefon, rodzaj rewanżu, okazja do oskubania macho, zamienia się nagle „w środek komunikacji z publicznością. Medium do komunikowania”. Drugi zaproszony – facet z reklamy, dawny tłumacz ambitnej literatury angielskiej, porównuje swoje nazwisko wydrukowane małymi literami w książce z autorstwem billboardu, widocznego na całą Polskę. Obgaduje reklamę drenującą najzdolniejsze umysły. Ani słowa o pieniądzach, od których kleją się jej plakaty i które na niej zarabia. Wstyd pracy czy szlachecka pańskość? Być bogatym i wolnym z urodzenia, z łaski talentu nie kalającego się wysiłkiem? Upokorzenie pieniędzmi.
Polska sprzed dwustu lat, wymieszanie wysokiego z niskim; salon i kibel. Fiszerowa o słynnym amancie, bohaterze narodowym, księciu Józefie Poniatowskim: Jednym z nawyków zniewieściałego trybu życia Księcia byt osobliwy zwyczaj przesiadywania w czasie godzin porannych na stolcu i przyjmowania wizyt bez zmiany pozycji. Przyzwyczajono się do tego i nie okazywano zdziwienia.
Agencja Artystyczna z Gdańska zaprasza na spotkanie ze studentami, do radia, bibliotek i tak dalej. Po raz pierwszy ktoś proponuje za spotkanie z czytelnikami dość duże honorarium, porównywalne z niemieckimi „odszkodowaniami” za podobne wyjazdy. Nowe czasy czy nowe agencje? Docenianie, wycenianie, że to nie tylko reklama dla pisarza (robienie z siebie małpy), ale i praca, częściej – wyrywanie z pracy. Odpisuję: „OK, chętnie, jednak o tej porze roku i w moim stanie nie wsiądę na prom. Rozumiem, jeśli agencji nie będzie stać na bilet lotniczy (dwa razy drożej). Może przy innej okazji…”
Odpowiedź z agencji faksem i Szekspirem:
Nad mur wzleciałem na skrzydłach miłości; Dla niej kamienne przegrody są niczym: Jeśli je umie przekraczać – przekracza.
Romeo i Julia
Szukają sponsora na skrzydła dla Julii. Jestem wdzięczna (faksowo) za zrezygnowanie z obsadzania mnie w roli Ofelii, tonącej na polskim promie z lat sześćdziesiątych.
Читать дальше