Pomysł na pracę magisterską: „Wpływ penisokształtnych narzędzi pisania na rozwój pisarstwa męskiego do schyłku XX wieku w świetle rozwoju informatyki i pisarstwa kobiecego, posługującego się dotykiem łechtaczkopodobnych klawiszy komputera i myszki”.
Miska spaghetti na obiad. Po godzinie pustka w żołądku.
– Pietuszka, chyba się zaczęło: konkurencja o jedzenie. Maleństwo wyjadło mi cały talerz.
– No, to poczekaj na kopa w miednicę: „Mama, deser!”
Długi spacer w ciemnościach, ze wzgórza pomiędzy domami wypatrujemy pomarańczowych światełek naszego okna.
Od dziewiątej czterdzieści pięć będą wyniki: dziewczynka czy chłopiec. Jest mi to obojętne. Przyzwyczaiłam się do chłopca. Piotr wolałby dziewczynkę. Na szczęście wybór jest ograniczony. Jedno i drugie będzie niespodzianką. Zadzwonię o dwunastej, po odrobieniu dwóch scen scenariusza Dam.
Śniadanie, włączam Trójkę i czytam Fiszerową, wiedząc, że do końca dnia mogę nie mieć już czasu na takie przyjemności. Dziewiąta trzydzieści – siadam do komputera – mego żywiciela. Scena pogrzebu Bruhla – ministra na dworze Augusta II, ojca Amalii. Tłum, wyrzucający go z trumny, potem Amalia z córką za szklanymi drzwiami kościoła, uciekające przed zemstą motłochu. Tłum wrzeszczy:.Złodziej, krwiopijca!” W mojej głowie: „Dziewczynka, chłopiec?!”
Nie wytrzymuję, w połowie sceny dzwonię do Karolińska Sjukhuset – zajęte. Wracam do pogrzebu: Amalia daje córce lekcję, każąc patrzeć na sponiewieranego trupa dziadka: „Albo rządzisz motłochem” albo on rozszarpie ciebie”. Skończę scenę i zadzwonię. Nie kończę, biegnę do telefonu.
Mogłabym się wysilić i powiedzieć te parę zdań, jodłując po szwedzku. Ale boję się pomylić, trzeba wymienić tyle cyferek ubezpieczenia, jakby dzwoniło się do banku w sprawie tajnego konta. Wolę też usłyszeć odpowiedź po angielsku. Szwedzka flicka (dziewczynka) kojarzy mi się z francuskim gliną – flikiem. Pojke (chłopiec) – z ostrzyżonym na zapałkę blondasem w czarnym dresie, zajadającym czarne cukierki – lakrisy. Słynne ślazowe cukierki, przysmak Dzieci z Bullerbyn. Słone i gorzkie zarazem. Testowałam je na dzieciach spoza Bullerbyn, czyli nieszwedzkich. Reakcja była zgodna – odruchowo wymiotna.
Dziewczyna z Karolińska Sjukhuset pyta mnie o datę urodzenia, numer personalny, numer badania i zadaje jeszcze podchwytliwe pytanie: „Czy to twoje pierwsze dziecko?”.
– Yes - głos mi się trzęsie.
Ona perfidnie wyczekuje. – Jak sądzisz, chłopiec czy dziewczynka?
– Please.
– OK, powiem ci… girl.
– GIRL! Dziewczynka!!!
Piotr wybiega zaspany z sypialni:
– Wiedziałem.
Odtańcowujemy taniec radości. Dziewczynka szybciej zaczyna mówić, chodzić, łatwiej ją wychować, dziewczynka… Po prostu Power Girl!
– Pola! – cieszy się Piotr.
Przekonuję do Nany. Też łatwo wymówić, międzynarodowe imię.
– Nie, nie, ustaliliśmy. Pola jest skromnie, prosto – słucha go nawet odkurzacz, cichnąc, cichnąc aż do ostatecznego wygaśnięcia. Jedziemy kupić nowy. Sprzedawca, w koszulce opinającej muskuły, zachwala ciemnoniebieski. Ani słowa o ciągu, wciągu czy innych technicznych bajerach, w których lubują się faceci z działu elektrycznego.
– Znakomity, wytrzymały odkurzacz. Dziecko może na nim jeździć – sprzedawca szarpie rurą.
Gdyby dali do tego siodełko, to czemu nie sprzątać, jeżdżąc po mieszkaniu. Sprzedawca wskakuje na plastikowy odkurzacz:
– Można skakać i nic!
Zostawiamy go, bąkając, że musimy się zastanowić. Za sklepem zataczamy się ze śmiechu. Kupujemy gdzie indziej – najbanalniejszy odkurzacz do odkurzania.
Międzynarodowy dzień Makabry. Na Zachodzie – końca pierwszej wojny, w Polsce – Niepodległości. Radio i telewizja o trupach. Zacny „Bouillon…” daje kawałki z Rwandy i fragmenty książki profesora mojej Ecole, torturowanego w kambodżańskim obozie koncentracyjnym. Uratował się dzięki znajomości buddyzmu. Przekonał khmerskiego oprawcę – profesora matematyki, że jest etnologiem, a nie szpiegiem amerykańskim. Po latach Francuz wrócił do Kambodży, spotkał żyjącego na wolności, w dostatku, swojego kata, mającego na koncie czterdzieści tysięcy morderstw (w większości łopatą).
Pivot pyta profesora i innego gościa, dziennikarza z Rwandy: „Dlaczego?” Dlaczego ludzie są tak okrutni? Żaden z rozmówców nie znajduje odpowiedzi. Nie ma jej. Mordercy z Rwandy, zabijający maczetą doszli do wniosku, że człowiek daje się łatwiej za – szlachtować niż zwierzę, przed śmiercią pokornieje.
Na Trójce wieczorem dyskusja o współczesnym patriotyzmie. Maluję swój obrazek na jedwabiu i przestaję słuchać. Dla mnie najlepszy przykład patriotyzmu to kibice. I sąsiedzi, wywieszający flagę. Taka tutejsza moda. Nie wiesz, gdzie jesteś, budzisz się z kaca, wyglądasz przez okno: Szwecja oblana morzem. Wszędzie Szwecja, nie masz wątpliwości, przy jednakowych rdzawych domkach pale ze szwedzką flagą. Flagowe obsikiwanie terenu. W Szwecji, w typowo szwedzkim domku, mieszka Szwed z totemem w ogrodzie. Polski patriotyzm – wiara, że jest się Narodem Obiecanym Europie, Światu.
Skończyłam obrazek. Portret dziewczęcia w wianku. Słodycz oczu, zniewalający uśmiech. Plama ust trochę krwawa, zaschnięty strup? Nie widać ząbków, przykrytych wargami. Dwa kły, pamiątka po drapieżnych przodkach. Wygraliśmy nie tylko kolejną wojnę, wygraliśmy ze wszystkim, co żyje. Człowiek się może ucywilizował – zorganizował w bandę (narodu), ale nie uczłowieczył. Uczłowieczyć można psa albo zwierzaki Disneya.
Rządzą nami nadal bogowie bez masek – instynkty i kapka szarych komórek na czubku głowy, zwana drapieżną inteligencją, okrutniejsza od kłów i pazurów. Te małe Pol Potki po biurach i redakcjach, dręczące skazanych na etatową pracę. Wracających do domu gorzej niż z wojny, z dziurą w żołądku. Wrzody jako rana postrzałowa cywilizacji.
Miałam się nie denerwować, nie szkodzić Polce. Wieczorem tylko Mozart. „Za dużo nut” – mawiał o nim cesarz Józef II, niech więc któraś prześwidruje brzuch i dojdzie do jej skulonych uszków.
Po obudzeniu najwięcej myśli. Nie ubabranych śniadaniem, krzątaniną, więc nieodpowiedzialnie lekkich: w styczniu do Włoch. Samolotem do Wenecji, Siena, Asyż, czemu by nie Rzym.
Piotr wraca z pracy, wysłuchuje moich planów.
– Będziesz miała taaaki brzuch, skopany przez Połę, i odechce ci się muzeów.
Pietuszka kładzie się, wymęczony dyżurem. Zostaję przy nim, aż zaśnie. Te wspólne kilkanaście minut razem wyrównuje nam rachunek oddzielnej nocy. Rozczesuję mu palcami długie włosy, leżące miękko na poduszce. Rozwiane, jakby gdzieś biegł przez sen. Splątane wyśnionymi uczuciami i prawdziwymi kłopotami. Zrywa mnie telefon.
Produkcja Miasteczka. Wysłuchuję ich wersji. Dziesięć odcinków na teraz, pozostałe czternaście może, chyba…
– Do końca grudnia wiem, co mam robić, a potem? – próbuję coś zaplanować.
– Poczekajcie dwa tygodnie, wyjaśni się.
Nie mam czasu czekać. Pod koniec marca będę balonem, balon odleci i zostanę na ziemi z pieluszkami, soczkami, nieprzespaną nocą. O żadnym pisaniu nie będzie mowy. Natura da się zaplanować: między siódmym a siedemnastym kwietnia rozwiązanie. Ludzie, racjonalni ludzie są nieprzewidywalni: „Wyjaśni się”. Mam film w pisaniu, rozbabraną książkę, serial w trakcie produkcji. Goni mnie czas, nie mam cierpliwości. Wyobrażam sobie ten biegnący czas i obok niego truchtającą cierpliwość. Nie umiem truchtać, ścibolić.
Читать дальше