Manuela Gretkowska - Polka
Здесь есть возможность читать онлайн «Manuela Gretkowska - Polka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Polka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Polka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Polka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Polka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Polka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Pietuszka ma problemy gatunkowe:
– Wyjedziesz do Budapesztu, Pola nie ma tam nic do roboty, powinnaś ją zostawić. Gdybym byt pingwinem cesarskim, mógłbym przechować jajo, bujając je na stopach. Samica wróciłaby z wyprawy i przejęła pakunek.
– Austriacko – węgierskie gadanie. Niemożliwe.
Za sto lat, za pięćdziesiąt uznają prawdopodobnie ciążę za rzecz niebezpieczną dla płodu i na ten czas przeniosą go do sztucznej macicy, której nie będą grozić zatrucia, wypadki, niedotlenienia „z winy matki”. Naturalna ciąża będzie luksusowym ryzykiem.
– Eee – według Pietuszkina prędzej wynajdą bezpieczne narkotyki. – Będziesz się mogła ućpać w czasie ciąży.
– Kochanie, czy ty nie myślisz raczej o sobie? O swojej zaćpanej starości bez kaca…
Pożyczam na drogę jego sztruksy. Nie mam już talii, mam za to brzuch i się nie dopinam. Zawiązuję spodnie sznurkiem. Zakrywam swetrem – nie widać balonika.
17 XI
Nie będzie VAT – u na książki (hurra!) i na budownictwo zostanie po staremu! Dwie ustawy, zbliżające mnie do zamieszkania we własnym DOMU PISARZA.
Lubię Tuska, może dlatego, że sepleni jak ja. Może dlatego, że wygląda normalnie i uczciwie na tle politycznie zakazanych mord. Będzie startował do szefostwa Unii. Geremek także, bo ma tradycje solidarnościowe (umiejętność gadania z komuną). W żadnych wyborach, prezydenckich, gminnych, nie wygrał mój kandydat, żal mi Tuska.
Jeszcze jedna, mitochondrialna korzyść z Poli: mężczyźni (plemniki przy zapłodnieniu) tracą swoje mitochondrialne DNA. Do jaja przeciska się tylko genetyczne jądro, przydatki odpadają. Przekażę Poli mitochondria matki, prababki Ewy, a ona podaje dalej, o ile też będzie miała córkę. Mężczyźni są ślepym zaułkiem ewolucji (mitochondrialnej). Majątku Poli nie zostawię, „domu pisarza” chyba też nie (jeśli będzie – najtańszy i nietrwały), więc chociaż te malutkie, rodowe mitochondria.
Wstaję nocą i totalny niesmak. Obrzydzenie samą sobą. Lezę do toalety. Czy można lubić kogoś, dla kogo jedynym celem jest wstanie i zrobienie siku? Przyłapałam się właśnie na tej jedynej potrzebie o trzeciej nad ranem, reszta mnie śpi albo szydzi z siebie samej.
18 XI
W samolocie zaspana gdzieś między niebem a ziemią, bliżej nieba.
Wtulona jeszcze w ciepłą noc, w mocne i delikatne ręce Piotra.
Dostaję pod nos paprykę z salami, aha! – jestem w drodze na Węgry, linie Malewi witają na pokładzie. Trzy godziny drzemania. Nie ma różnicy między chmurami w górze a deszczem, zalewającym budapeszteńskie lotnisko. Po serii pomyłek z poprzednich wizyt (lecąc do Niemiec, zamiast karty kredytowej wzięłam telefoniczną. Delegacja powitalna, nie doczekawszy się starszej, siwej pani (pisarki), pojechała do domu i zostałam z wizją trzech dni w lotniskowej poczekalni) wypatruję z niepokojem „witających”. Mam przygotowany kartonik z własnym nazwiskiem. Są, poznali. Trzymają Podręcznik do ludzi z moim zdjęciem na okładce (dobrze mieć czasem pysk na tekturce). Porównują mnie z książką, podchodzą. Marta – Węgierka z Instytutu Polskiego, i wydawca – Joszka.
Ziuum do Budapesztu. Byłam tu z piętnaście lat temu, niewiele pamiętam: ruiny rzymskie, muzea. Joszka, prowadząc, puszcza kierownicę i opowiada, co mijamy. Dodaje szczegóły swojej biografii: jest Węgrem z Transylwanii, przyjechał stamtąd bez grosza dwadzieścia lat temu, ma wydawnictwo. W tym roku gościł w Budapeszcie znakomitych pisarzy polskich: Mrożka i… Mickiewicza (?!). Pyta, co chciałabym zobaczyć.
– Muzeum cesarzowej Elżbiety. Joszka zachwycony.
– No problem, ona bardzo kochała Węgrów, zwiedzamy jutro Godol – pałac Sissi.
Podjeżdżamy pod kwaterę – gościnny budynek Ministerstwa Dziedzictwa Kultury. Dziedzictwo Kadara: olbrzymi pokój, podarte meble z lat sześćdziesiątych. Rozpalone kaloryfery i pierzyny. Otwieram okno na jesienny ogród – plantację smutku. Próbuję ugotować wodę na gasnącym gazie. Muszę stać przy kuchence, trzymając kurek. Absurdalne, ale może oszczędne? Wychodzę do miasta. Dwa przystanki dalej zamek. Kupuję bilet na Requiem Mozarta i schodzę do swojej kadarówki. Ponure, ciemne przedmieście. Padam na łóżko, już się nie podniosę. Koncert jest o ósmej, boję się wyjść. Zasypiam w łoskocie industrialnego brzęczenia, wydostającego się ze ścian jak swąd pożaru. Nie mam pojęcia, co to jest. Gigantyczna lodówka, mrożąca fundamenty? Ktoś miarowo tłucze młotkiem w mięso. Pachnie gulaszem, aha – na parterze jest chyba restauracja. Pola przepływa żabką na drugą stronę brzucha.
19 XI
„Przyszła pani na wywiad” – tak to mniej więcej powinno brzmieć. Nie dziennikarz porozmawiać, przeprowadzić rozmowę, ale jakaś pani pogadać. Potwierdzić swoją niewiedzę albo przekonania. Na tym polega większość beznadziejnych wywiadów.
Pyta o moje podobieństwo do Gombrowicza.
– Dokładnie, to o co chodzi? – nie rozumiem.
– Ironia, w omówieniach pani książek często powtarza się określenie „ironia”.
Ironia w Polsce – to tylko Gombrowicz? Czy używanie żółtego przez innych malarzy niż Vermeer jest zapożyczeniem? Tłumaczyć się z ironii, odżegnać, zażegnać? Proponuję herbatę. Jedyny pożytek z tej wizyty – pani wyjaśnia działanie węgierskich kuchenek gazowych:
– Trzymać odkręcony kurek z minutę. W Rumunii mają jeszcze gorzej – gaz w butlach.
Przyjeżdża Joszka z dziećmi zabrać mnie do Godol. Ze zmęczenia podejrzewam, że rozumiem węgierski. Leje, zimno. Pałac smutny, austro – węgierska nuda w barokowym grobowcu. Gabinet cesarza przypomina galicyjski urząd pocztowy. Do tego Sissi w czarnych sukniach, nastroszonych piórami, ćwicząca na drążkach swoją anoreksję.
Wieczorem kolacja z tłumaczem Podręcznika…, Lajosem. Grecki w wymowie „Lajos” okazuje się po węgiersku Ludwikiem. Proszę go o zamówienie legendarnych placków węgierskich.
– Nie znam… a, chodzi ci o słowackie placki – domyśla się z mojego opisu. Bierze wino, dla mnie herbatę.
– Czy mogę dostać kieliszek do herbaty, skoro… – podano mi ją w kryształowej karafce.
Plotkujemy o polskim światku. O jakimś kacyku, przysłanym z Warszawy za czasów komuny, który na propozycję tłumaczenia Mrożka odpowiedział z przekonaniem:
– Nie lubię science fiction.
Pokurczone miasto, zbiedniałe. Roztrzęsione tramwaje. Zhardziała wulgarnością biedy młodzieżów – ka. Ze studzienek kanalizacyjnych odór identyczny jak w starej Pradze. Ten sam starczy zapach z bezzębnych ust, ciamkających wspomnienia dawnej świetności.
20 XI
Do południa scenariusz Dam. Przeglądam „Świat Nauki”: W dwa tysiące piątym roku dowiemy się, po której stronie wszechświata żyjemy. Niech no tylko się rozpędzą cząstki w akceleratorze CERN – u.
Budapeszt też okazuje się zupełnie inny po drugiej stronie Dunaju, w słońcu. Paryski, ale w Paryżu domy są pod strychulec Hausmanna, tutaj każdy inny. Od tysiąc osiemset sześćdziesiątego do pierwszej wojny światowej stawiano z rozmachem architektoniczne cacka. Odarte z przepychu, zachowują klasę. Nie drażnią przyczepione do nich łatki luksusu – zachodnie sklepy. Nagłe perspektywy na wzgórza, rzekę. Warszawa ze swoim ściśnięciem jest Gniotowem.
Budapeszteńskie ściany obtłuczone kulami z pięćdziesiątego szóstego, ślady po zębach zgłodniałego monstrum, wgryzającego się w mury, węszącego za ludźmi.
W hotelu Gallerta zanim się dojdzie do secesyjnej elegancji pływalni, trzeba przejść przez badziewie szatni. Łaziebne żądają od zagranicznych golasów dwa razy tyle, co już zapłacone w kasie. Przez uchylone drzwi widzę wanny wyłożone prześcieradłami, sceneria ze Śmierci Marata. Za kilkanaście dolarów dostaję foliowy czepek na gumkę. Wychodzę z kabiny w swoim jednoczęściowym kostiumie z nogawkami prawie do kolan, styl Franciszek Józef. Łaziebna klepie mnie porozumiewawczo po brzuszku:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Polka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Polka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Polka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.