– Czy można się dowiedzieć z wyprzedzeniem, kiedy zostanie zwolniony?
– Tak, to możliwe – odparł mężczyzna.
– W jaki sposób? – chciał wiedzieć Addai.
– Podania o skrócenie wyroku przychodzą do naczelnika więzienia faksem, odbiera je rano. Moja bratowa dociera do pracy wcześniej, i już została poinstruowana, żeby przeglądać nadesłane dokumenty, a jeśli znajdzie się wśród nich nakaz zwolnienia Mendibha, ma do mnie natychmiast zadzwonić. Kupiłem jej telefon komórkowy tylko dla tej jednej rozmowy.
– Czy mamy więcej ludzi w więzieniu?
– Dwóch braci skazanych za zabójstwo. Jeden był kierowcą pewnego dygnitarza w Turynie, drugi prowadził zieleniak. Którejś nocy doszło do awantury w dyskotece, postawili się gościom, którzy zaczepiali ich dziewczyny. Nasi byli szybsi i jeden z awanturników dostał cios nożem i zmarł. Ale to dobrzy chłopcy i bardzo oddani sprawie.
– Niech Bóg im wybaczy czyn popełniony w afekcie. Należą do naszej wspólnoty?
– Bezpośrednio nie, ale jeden z ich krewnych jest naszym oddanym wyznawcą. Rozmawiał z nimi. Zapytaliśmy, czy mogliby… czy mogliby…
Mężczyzna był speszony, lecz Addai, nie spuszczał wzroku z jego twarzy.
– Co odpowiedzieli?
– Zależy za jakie pieniądze. Jeśli ich rodziny dostaną milion euro, podejmą się tego.
– Skąd będą wiedzieli, czy pieniądze rzeczywiście nadeszły?
– Przyjdzie do nich krewny, który potwierdzi, czy dostali pieniądze i kiedy mają… zresztą, sam kazałeś.
– Pieniądze będą. Ale musimy się przygotować także na to, że Mendibh jednak wyjdzie z więzienia żywy.
Do rozmowy włączył się elegancki młody człowiek z gęstym zarostem.
– Pasterzu, gdyby do tego doszło, będzie się z nami kontaktował tradycyjnymi kanałami.
– To znaczy?
– O dziewiątej rano pójdzie do parku Carrara. Będzie się przechadzał jak znudzony turyńczyk nieopodal pomnika Appiusza Klaudiusza. O tej porze codziennie przechodzi tamtędy mój kuzyn Arslan, który odprowadza córeczki do szkoły. Już od lat, kiedy nasi bracia wpadają w tarapaty, idą tam, upewniając się, czy nikt ich nie śledzi. Kiedy z przeciwka nadchodzi Arslan, rzucają na ziemię kartkę, na której wskazane jest miejsce, gdzie mogą się spotkać za kilka godzin. Kiedy do Turynu przyjeżdża któryś z twoich wysłanników, dostaje dokładnie takie same instrukcje. Arslan kontaktuje się ze mną, zawiadamia mnie o miejscu spotkania, my zaś szykujemy siatkę ludzi, by upewnić się, czy nikt nie śledzi wysłannika. Jeśli okaże się, że trwa cichy pościg, nie podchodzimy do niego, ale staramy się za nim iść i kontaktujemy się, kiedy niebezpieczeństwo wydaje się zażegnane. Jeśli nie dochodzi do spotkania, nasz brat wie, że dzieje się coś złego i próbuje jeszcze raz. Tym razem idzie do straganu z owocami na via della Accademia Albertina i kupuje jabłka. Płacąc, podaje ukradkiem kartkę z adresem kolejnego miejsca. Straganiarz należy do wspólnoty i natychmiast nas powiadamia. Trzecia możliwość…
– Lepiej, żeby nie trzeba było uciekać się do trzeciej próby. Jeśli wyjdzie żywy z więzienia, nie powinien przeżyć pierwszego spotkania. Czy to jasne? Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Za Mendibhem pójdą karabinierzy, doświadczeni policjanci. Trzeba znaleźć odpowiednich ludzi, którzy zrobią co należy i znikną, zanim zjawi się policja. Nie pójdzie łatwo, ale nie wolno dać mu szansy na kontakt z kimkolwiek z nas, zrozumiane?
Mężczyźni przytaknęli, zasępieni.
– Jestem wujem ojca Mendibha – odezwał się najstarszy.
– Przykro mi.
– Wiem, że robisz to, by nas ocalić, ale czy naprawdę nie ma innej możliwości, by wywieźć go z Turynu?
– Niby jak? – Addai wzruszył ramionami. – Urządzą pościg, będą mu deptali po piętach, obfotografują i sfilmują każdego, kto odważy się do niego podejść. Odczuwam taki sam ból jak i ty, nie mogę jednak pozwolić, by do nas dotarli. Przetrwaliśmy dwa tysiące lat, kosztowało to życie niejednego z naszych przodków, nie wspominając o wyrwanych językach, utraconym dobytku i rodzinach. Nie możemy zdradzić ani ich, ani samych siebie. Powtarzam, boleję nad tym, ale nie widzę innego wyjścia.
– Rozumiem. Pozwolisz zrobić to mnie, jeśli wyjdzie z więzienia?
– Ty chcesz to zrobić? Przecież należysz do starszyzny naszej wspólnoty. Zresztą, jak mógłbyś to zrobić, będąc jego wujem?
– Zostałem sam. Moja żona i córki zginęły przed trzema laty w wypadku samochodowym. Nie mam tu nikogo. Zamierzałem wrócić do Urfy, by dożyć swoich dni w domu moich krewnych. Wkrótce skończę osiemdziesiąt lat, przeżyłem już tyle, że Bóg przebaczy mi, jeśli to ja odbiorę życie Mendibhowi i sobie samemu. Tak będzie najrozsądniej.
– Chcesz odebrać sobie życie?
– Tak, pasterzu. Kiedy już będzie po wszystkim. Kiedy Mendibh skieruje swoje kroki do parku Carrara, będę już na niego czekał. Wyjdę mu naprzeciw, nie będzie niczego podejrzewał, przecież jestem jego krewnym. Obejmę go, zadając śmiertelny cios. Potem wbiję sobie nóż w serce.
Wszyscy zamilkli, poruszeni wyznaniem starca.
– Nie jestem przekonany, że to dobry pomysł – odparł Addai. – Zrobią ci sekcję zwłok, ustalą, kim jesteś.
– Nie, nie uda im się. Wcześniej wyrwiecie mi zęby i wypalicie opuszki palców. Dla policji będę człowiekiem bez tożsamości. Zmęczyłem się już życiem. Pozwól, niech to będzie moja ostatnia, najbardziej bolesna posługa ku chwale wspólnoty. Czy Bóg mi wybaczy?
– Bóg wie, po co to wszystko robimy.
– Więc kiedy Mendibh wyjdzie z więzienia, poślij po mnie i przygotuj mnie na śmierć.
– Tak się stanie. Jeśli jednak nas zdradzisz, ucierpi cała twoja rodzina w Urfie.
– Nie obrażaj mnie takimi pogróżkami. Nie zapominaj, kim jestem, kim byli moi przodkowie.
Addai opuścił głowę na znak zgody, po czym zapytał o Turguta.
Odpowiedział mu inny mężczyzna, niski, krzepki, o wyglądzie portowego tragarza, choć w rzeczywistości był strażnikiem w Muzeum Egipskim.
– Francesco Turgut jest przerażony. Ci z policji już wielokrotnie go przesłuchiwali, wydaje mu się też, że niejaki ksiądz Yves, sekretarz kardynała, przygląda mu się podejrzliwie.
– Co wiemy o tym księdzu?
– To Francuz, ma pewne wpływy w Watykanie, niedługo zostanie biskupem pomocniczym Turynu.
– Możliwe, że jest jednym z nich?
– Niewykluczone. Wskazują na to pewne przesłanki. To nie jakiś przeciętny wikary. Pochodzi z arystokratycznej rodziny, zna wiele języków, odebrał gruntowne wykształcenie, uprawia sport… i przestrzega celibatu. Zresztą, sam wiesz, oni nigdy nie naruszają tej zasady. To protegowany kardynała Visiera i monsignora Aubry’ego.
– Co do których mamy pewność, że do nich należą.
– Bez wątpienia. Sprytnie dostali się do Watykanu i umiejętnie ulokowali na najwyższych stanowiskach w kurii. Nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia jeden z nich został papieżem. To byłaby kpina…
– Turgut ma siostrzeńca w Urfie, Ismeta, to porządny chłopak, poproszę go, by przeniósł się do swojego wuja.
– Kardynał jest łaskawy, podejrzewam, że zgodzi się, by Francesco przyjął siostrzeńca pod swoje skrzydła.
– Ismet to bystry chłopak, jego ojciec prosił mnie, bym się nim zajął. Każę mu, by zamieszkał z Turgutem. Musi się ożenić z jakąś Włoszką, w swoim czasie zastąpi wuja. Poza tym będzie miał na oku księdza Yvesa i wybada, czy jest jednym z nich.
– Co do tego nie mam wątpliwości.
– Dzięki Ismetowi zyskamy pewność. Rozumiem, że nasz tunel nadal jest dostępny?
Читать дальше