– To dobre wyjście. Wystarczą nasi ludzie i wsparcie tylu miejscowych, ilu uda się załatwić. Chociaż to oznacza, że wszyscy będziemy musieli robić za gliniarzy.
– Myślałem, że jesteśmy gliniarzami – parsknął Giuseppe.
– Owszem, ty i ja. Ale Sofia nie ani Antonino i Minerva.
– Chyba nie przyszło ci do głowy kazać im śledzić niemowę?
– Wszyscy będą mieli zajęcie, jasne?
– Jasne jak słońce, szefie. Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, umówiłem się z kolegą karabinierem. To porządny gość, gotów nam pomóc. Zaprosiłem go na kolację. Przyjdzie za pół godziny. Chciałbym, żebyście wypili z nami po kieliszku, zanim wyjdziecie.
– Ja z przyjemnością – oświadczyła Sofia.
– Dobrze – zgodził się Valoni. – Wykąpię się i już wychodzę. A pani doktor jakie ma plany na wieczór?
– Właściwie żadnych, jeśli chcesz, możemy zjeść coś razem w hotelu.
– Ja zapraszam, może minie mi zły humor.
– Nie, to ja zapraszam.
– Jak sobie życzysz.
***
Sofia kupiła jedwabną garsonkę. Nie przywiozła ze sobą odpowiedniego stroju na większe wyjście, wybrała się więc w okolice ulicy Roma, by odwiedzić ulubiony sklep Armaniego.
Przy okazji kupiła krawat dla Valoniego.
Lubiła stroje Armaniego za prostotę i nieformalny akcent, jaki miały nawet eleganckie kostiumy.
– Zostaniesz królową imprezy – zapewnił ją Giuseppe.
– Nie mam co do tego wątpliwości – dodał Valoni.
– Zapiszę was do mojego fanklubu – roześmiała się Sofia.
Ojciec Yves czekał na nich w drzwiach. Nie był ubrany w sutannę, nawet nie założył koloratki, tylko garnitur – granatowy, wpadający w czerń, i krawat od Armaniego, identyczny jak ten, który Sofia podarowała szefowi.
– Pani doktor… Panie Valoni… zapraszam, kardynał bardzo się ucieszy.
Valoni popatrzył spod oka na krawat księdza.
– Ma pan dobry gust, świetnie dobrany krawat, panie Valoni – powiedział z uśmiechem ksiądz.
– Właściwie to pani doktor ma dobry gust, zrobiła mi mały prezent.
– Mogłem się domyślić! – wykrzyknął ojciec Yves.
Podeszli do kardynała, który przedstawił im monsignora Aubry’ego, wysokiego, chudego Francuza. Nosił się z wyszukaną elegancją, ale miał dobrotliwy wygląd. Mógł mieć koło pięćdziesiątki i widać było, że to doświadczony dyplomata. Natychmiast zainteresował się przebiegiem śledztwa w sprawie całunu.
Rozmawiali z nim już dłuższą chwilę, kiedy dostrzegli, że wszystkie spojrzenia kierują się ku drzwiom. Oznaczało to nadejście osobistości: kardynała Visiera i Umberta D’Alaquy.
Turyński kardynał i monsignor Aubry przeprosili Sofię i Valoniego i pośpieszyli ich przywitać. Sofia poczuła szybkie bicie serca. Nie przypuszczała, że będzie miała jeszcze okazję spotkać się z D’Alaquą, a kardynalskie pokoje były ostatnim miejscem, gdzie mogła się go spodziewać. Ciekawe, czy znów potraktuje ją z chłodną uprzejmością.
– Pani doktor, skąd ten rumieniec? – mruknął Valoni.
– Zarumieniłam się? No tak, ładne rzeczy…
– Było bardzo prawdopodobne, że zaprosi D’Alaquę.
– Nie przyszło mi to do głowy.
– To jeden z dobrodziei Kościoła, zaufany człowiek. Część finansów Watykanu dyskretnie przepływa przez jego ręce. Pozwól sobie przypomnieć, co Minerva pisze w swoim sprawozdaniu: to on finansuje komitet naukowy.
– Masz rację, po prostu nie przewidziałam, że tu będzie.
– Spokojnie, wyglądasz fantastycznie. Jeśli D’Alaqua jest wrażliwy na kobiece wdzięki, skapituluje.
– Sam wiesz, że nikt nie słyszał, żeby miał jakieś kobiety. To dziwne.
– Bo czekał na ciebie.
Przerwali te przekomarzania, gdy stanął przy nich ksiądz Yves w towarzystwie burmistrza i dwóch starszych dżentelmenów.
– Chcę panom przedstawić doktor Galloni i komisarza Valoniego, szefa wydziału sztuki rzymskiej policji. Pan burmistrz, profesor Bolard i doktor Castiglia…
Wywiązała się ożywiona rozmowa na temat całunu. Sofia odsunęła się nieco, prawie nie uczestnicząc w dyskusji.
Podskoczyła, kiedy wyrósł przed nią Umberto D’Alaqua, a za nim kardynał Visier. Po kurtuazyjnym powitaniu D’Alaqua wziął ją pod ramię i ku osłupieniu niektórych gości, odprowadził na bok.
– Jak tam śledztwo?
– Nie powiem, żebyśmy zrobili duże postępy. Potrzeba na to czasu.
– Nie wiedziałem, że panią spotkam…
– Kardynał nas zaprosił. Wiedział, że chcemy poznać członków komitetu naukowego i mam nadzieję, że uda nam się spotkać z tym zacnym gronem, zanim wszyscy się rozjadą.
– Więc przybyli państwo do Turynu specjalnie na to przyjęcie?
– Niezupełnie.
– W każdym razie cieszę się, że panią widzę. Jak długo pani zostanie?
– Cztery, pięć dni, może trochę dłużej.
– Sofio!
Sam na sam z D’Alaquą zakłócił skrzekliwy głos starszego mężczyzny. Sofia uśmiechnęła się szeroko na widok swojego wykładowcy sztuki średniowiecznej, wybitnego naukowca, autora niezliczonych artykułów i książek, gwiazdy na firmamencie europejskiego świata akademickiego.
– Moja najlepsza studentka! Co za miłe spotkanie! Gdzie się pani podziewała?
– Profesor Bonomi! Tak się cieszę!
– Umberto, nie wiedziałem, że znasz Sofię. Zresztą powinienem się domyślić, bo to jedna z najlepszych specjalistek od historii sztuki we Włoszech. Szkoda, że nie chciała się poświęcić pracy naukowej. Proponowałem, by została moją asystentką, ale moje błagania na nic się nie zdały.
– Ależ panie profesorze!
– Tak, tak, nie miałem zdolniejszych uczniów niż pani, sofio.
– Nie wątpię – wtrącił się D’Alaqua. – Wiem, że pani doktor jest niezwykle kompetentna.
– Kompetentna i błyskotliwa, Umberto, a na dodatek bardzo dociekliwa. Proszę wybaczyć niedyskrecję, ale co pani tutaj robi?
Sofia poczuła się zakłopotana. Nie miała ochoty tłumaczyć się przed swoim dawnym wykładowcą, wiedziała jednak, że nie uniknie odpowiedzi na to pytanie.
– Pracuję w policji, w wydziale do spraw sztuki, jestem tu służbowo.
– W policji! Nie sądziłem, że zostanie pani detektywem.
– Właściwie to praca naukowa, nie zajmuję się tradycyjnie rozumianym śledztwem.
– Proszę ze mną, Sofio, przedstawię panią moim kolegom po fachu, to cenne kontakty.
D’Alaqua wziął ją pod ramię, nie pozwalając, by profesor go wyprzedził.
– Wybacz, Guido, ale chciałem przedstawić panią Jego Eminencji…
– Skoro tak… Umberto, mam nadzieję, że zobaczę cię jutro na koncercie Pavarottiego, a potem przyjdziesz na kolację którą wydaję na cześć kardynała Visiera?
– Naturalnie.
– Może przyprowadzisz Sofię? Chciałbym tam widzieć moją ukochaną dziewczynkę, jeśli nie ma żadnych zobowiązań na jutrzejszy wieczór.
– Cóż, ja…
– Byłbym zachwycony, gdyby zechciała mi pani towarzyszyć – zapewnił pośpiesznie D’Alaqua. – Oczywiście, jeśli ma pani wolny wieczór. Teraz, pozwoli pan, kardynał na nas czeka… Do zobaczenia wkrótce.
D’Alaqua zaprowadził Sofię do grupki otaczającej kardynała Visiera. Ten przyjrzał jej się z zaciekawieniem, jakby próbował wywnioskować, czego można się po niej spodziewać. Był uprzejmy, ale chłodny jak sopel lodu. Odnosiło się wrażenie, że z D’Alaquą łączy go pewna zażyłość.
Dłuższą chwilę rozmawiali o sztuce, po czym przeszli do polityki, by w nieunikniony sposób skończyć na całunie turyńskim.
Valoni przyglądał się, jak doskonale Sofia wtopiła się w to doborowe towarzystwo. Nawet nadęty kardynał nagradzał uśmiechem jej błyskotliwe komentarze. Pomyślał, że jest nie tylko wyjątkowo inteligentna, ale również bardzo atrakcyjna.
Читать дальше