– Przestudiowaliśmy wszystkie plany i nie ma tunelu, który prowadzi do katedry – nie dawał za wygraną Giuseppe.
– Nie wiemy wszystkiego o podziemiach miasta – wtrąciła się Sofia. – Gdyby tak zacząć kopać, Bóg jeden wie, co byśmy odkryli. Niezbadane galerie, korytarze, które nagle się urywają. Nie wiadomo, czy któryś nie prowadzi do samej katedry. To byłoby logiczne. Nie zapominaj, że miasto wielokrotnie było oblężone, a w katedrze przechowywane są bezcenne eksponaty, które turyńczycy z pewnością chcieli ochronić przed najeźdźcami. Nie zdziwiłabym się, gdyby któryś z korytarzy pozornie wiodących donikąd, kończył się w samym kościele.
Giuseppe zamilkł. Szanował Valoniego i Sofię za ich wiedzę.
Byli historykami i widzieli rzeczy, jakie umykały zwyczajnym śmiertelnikom. W dodatku ta sprawa była oczkiem w głowie komisarza. Wiedział, że albo rozwikła tajemnicę, albo zakończy karierę, ponieważ od miesięcy nie zajmuje się niczym innym niż pożar w katedrze.
Zatrzymali się w hotelu Alexandra w pobliżu turyńskiej starówki. Następnego dnia mieli ostro wziąć się do pracy.
Valoni spenetruje podziemia, Sofię czeka audiencja u kardynała, Giuseppe zaś spotka się z karabinierami, by ustalić, ilu ludzi będą potrzebowali do śledzenia niemowy.
Wieczorem Valoni zaprosił wszystkich na kolację do restauracji rybnej Al Ghibellin Fuggiasco. Ożywioną rozmowę nad zastawionym stołem przerwało nieoczekiwane wejście ojca Yvesa.
Podszedł do nich z uśmiechem, wymieniając z każdym serdeczny uścisk dłoni, jakby ich widok szczerze go ucieszył.
– Nie wiedziałem, że i pan wybiera się do Turynu, panie Valoni. Kardynał powiedział mi tylko, że pani doktor złoży nam wizytę, zdaje się jutro?
– Tak, jutro – potwierdziła Sofia.
– Jak się toczy śledztwo? Roboty w katedrze już się zakończyły, wierni znów mogą adorować całun. Wzmocniliśmy środki bezpieczeństwa, COCSA zainstalowała supernowoczesny system przeciwpożarowy. Nie sądzę, by powtórzyły się kłopoty.
– Oby miał ksiądz rację – westchnął Valoni.
– Nie będę przeszkadzał, udanej kolacji.
Odprowadzili go wzrokiem do stolika, przy którym siedziała młoda brunetka. Valoni się roześmiał.
– Wiecie, z kim je kolację nasz ojczulek?
– Z pewną całkiem ładną czarnulką. Ach, ci nasi księża… – mruknął zniesmaczony Giuseppe.
– To Ana Jimenez, siostra Santiaga.
– Rzeczywiście. Nie poznałem jej.
– Teraz to ja podejdę do ich stolika, żeby się przywitać – oznajmił Valoni.
– Może się przysiądą? Zaprosimy ich na drinka? – podsunęła Sofia.
– To by znaczyło, że wzbudzili nasze zainteresowanie, a chyba nie o to nam chodzi?
Komisarz przemaszerował przez całą salę i stanął przy stoliku księdza. Ana Jimenez posłała mu szeroki uśmiech, zapraszając serdecznie, by do nich dołączył. Przyjechała do Turynu cztery dni temu, chętnie z nim porozmawia.
Valoni odpowiedział, że z przyjemnością zaprosi ją na kawę, jeśli będzie miał wolną chwilę, i że nie zamierza długo zabawić w mieście. Kiedy zapytał, pod jakim numerem telefonu można ją zastać, Ana poprosiła, by dzwonił do hotelu Alexandra.
– To miły zbieg okoliczności, my również zatrzymaliśmy się w tym hotelu.
– Brat polecił mi to miejsce. Zdaje się, że to dobry hotel na parodniowy pobyt.
– W takim razie na pewno nadarzy się okazja, by porozmawiać.
Valoni pożegnał się i wrócił do swojego stolika.
– Ta młoda dama zatrzymała się w tym samym hotelu co my.
– Cóż za przypadek! – mruknął Giuseppe.
– Nie, to żaden przypadek. Santiago polecił jej ten hotel.
Można się było tego spodziewać. Będzie zbyt blisko, starajmy się więc jej unikać.
– Cóż, nie wiem, czy chcę unikać takiego cukiereczka! – wykrzyknął ze śmiechem Giuseppe.
– Oświadczam ci, że jednak będziesz jej unikał, i to z dwóch powodów: po pierwsze, Ana jest dziennikarką i uparła się, że ustali, co kryje się za wypadkami w katedrze, po drugie, jest siostrą Santiaga, a ja nie życzę sobie żadnych skandali i złamanych serc, zgoda?
– Zgoda, tylko żartowałem.
– Ana Jimenez to nieustępliwa i inteligentna kobieta – odezwała się Sofia. – Lepiej z nią nie zadzierać. W liście, który przysłała bratu, zawarła wiele interesujących wątków, choć to tylko sprytne spekulacje. Nie broniłabym się, gdyby nadarzyła się okazja zamienić z nią słowo.
– Sofio, nie powiedziałem kategorycznie „nie”, ale musimy być bardzo ostrożni.
– A jak mam rozumieć jej zażyłość z księdzem Yvesem? – myślała na głos Sofia.
– To sprytna dziewczyna, udało jej się skłonić go, by zaprosił ją na kolację – orzekł Valoni.
– Intryguje mnie ten ksiądz.
– Dlaczego, Sofio?
– Trudno to sprecyzować, ale wydaje się zbyt poprawny, zbyt przystojny, zbyt sympatyczny, choć ani na moment nie można zapomnieć, że jest księdzem. Nie kokietuje. Przyglądam mu się przez cały czas. Wprawdzie rozmawia z kobietą, jest bardzo uprzejmy, ale nawet nie próbuje flirtować, chociaż, jak zauważył Giuseppe, fajna dziewczyna z tej Any.
– Gdyby chciał ją poderwać, nie zabierałby jej w tak uczęszczane miejsce – zauważył Valoni. – Żaden z nas by tego nie zrobił.
Starzec odłożył słuchawkę i zapatrzył się w krajobraz za oknem. Angielska wieś tonęła w zieleniach i szmaragdach rozświetlonych wschodzącym słońcem.
Siedmiu mężczyzn czekało w napięciu, aż starzec zabierze głos.
– Wyjdzie za miesiąc. Komisja penitencjarna rozważy w przyszłym tygodniu propozycję zwolnienia – powiedział wreszcie.
– To w tym celu Addai poleciał do Niemiec, a jak twierdzi nasz łącznik, przekroczy również granicę Włoch. Mendibh stał się jego głównym problemem, zagrożeniem dla wspólnoty – stwierdził jeden z mężczyzn, zapewne Włoch.
– Chce go zlikwidować? -_ zagadnął dżentelmen z francuskim akcentem.
– Nie można pozwolić, by gliniarze deptali mu po piętach. Addai wie, że to podstęp – odparł mężczyzna o wyglądzie wojskowego.
– Gdzie zostanie zlikwidowany? – nalegał Francuz.
– Najprawdopodobniej w więzieniu – odpowiedział Włoch. – Tak będzie najbezpieczniej. Co najwyżej zrobi się mała afera. Mendibh na wolności łatwo mógłby wsypać ludzi Addaia, choćby przypadkiem.
– Macie jakieś propozycje? – dopytywał się starzec.
– Niech to Addai rozwiąże problem. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich – Czy mamy jakąś ochronka Mendibha, gdyby wyszedł żywy z więzienia? – zapytał starzec.
– Tak – odparł Włoch. – nasi bracia postarają się zmylić policję.
– Nie wystarczy, że się postarają. Nie może im się nie udać – stwierdził stary człowiek stanowczo.
– Uda im się – zapewnił Włoch. – Mam nadzieję, że w najbliższym czasie poznam wszystkie szczegóły planu karabinierów co do operacji pod kryptonimem „Koń trojański”.
– Doskonale. Rozwiązanie może być tylko jedno: wyrwanie Mendibha z rąk karabinierów, w przeciwnym razie…
Starzec nie dokończył. Wszyscy wiedzieli, że trzeba coś zrobić, by Mendibh nie stał się bezwiednie koniem trojańskim.
Ciche pukanie do drzwi, poprzedzające wejście służącego w liberii, było znakiem do zakończenia nocnej sesji.
– Proszę pana, goście zaczynają się budzić na polowanie – oznajmił służący.
Mężczyźni w eleganckich strojach do konnej jazdy jeden za drugim wychodzili z gabinetu, kierując się do przytulnej jadalni, w której czekało na nich śniadanie. Parę minut później do jadalni weszła starsza arystokratka w towarzystwie męża.
Читать дальше